Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Chłopie, coś ty chciał zrobić?". Drugie życie Henryka Średnickiego

Artur Gac
Henrykowi Średnickiemu czarne myśli już dawno przestały się rodzić w głowie
Henrykowi Średnickiemu czarne myśli już dawno przestały się rodzić w głowie fot. archiwum
Mojemu koledze z Gliwic żona dorobiła "rogi". Chłopak pożyczył pieniądze, kupił alkohol i uchlał się, a na końcu odebrał sobie życie. Po tym wydarzeniu, niestety, ja też wlałem trochę w siebie, wróciłem do domu pijany i w mieszkaniu w Jastrzębiu zrobiłem to samo. Czy byłem siny? Panie, ja straciłem już kontakt z życiem - o wydarzeniach z lat 70. ubiegłego wieku opowiada mi jeden z najwybitniejszych pięściarzy w historii polskiego boksu Henryk Średnicki. - Gdy obudziłem się i wytrzeźwiałem, zacząłem się zastanawiać: "Chłopie co ty chciałeś zrobić?!".

Szarfę, niedoszłe narzędzie samobójstwa urodzonego w Siemianowicach Śląskich Henryka Średnickiego, żona pięściarza pocięła nożyczkami na kawałki. - Tylko w ten sposób była w stanie mnie uratować, bo nie miała na tyle sił, żeby mnie dźwignąć. Zawsze się o mnie troszczyła - uśmiecha się mistrz świata z Belgradu w 1978 roku i dwukrotny mistrz Europy.

Średnicki zapisał się złotymi zgłoskami w księgach polskiego boksu. Poza wspomnianymi tytułami, korpulentnej budowy zawodnik sześciokrotnie zdobywał tytuł mistrza kraju oraz trzykrotnie wygrywał prestiżowy turniej im. Feliksa Stamma, w tym jego pierwszą edycję. Zmorą wychowanka Górnika Siemianowice, który przygodę ze sportem zaczął od podnoszenia ciężarów, było utrzymanie regulaminowej masy ciała właściwej dla kategorii papierowej (do 48kg) i muszej (do 51kg). - Walka w ringu, przy mordędze zrzucania dziewięciu kilogramów w ciągu doby, to była zabawa - twierdzi Średnicki.

Jedną z metod "zbijania" wagi były kąpiele. - Trener Antek Zygmunt (nadano mu pseudonim Krwawy Wasyl - przyp. AG) bez przerwy "gotował" Heńka w wannie - śmieje się Marian Kasprzyk, złoty medalista igrzysk w Tokio. - Nalewał tak gorącą wodę, że nie szło wsadzić ręki. "Heniek" wypocił się, potem szedł do łóżka pod dwie kołdry, a czasami ktoś jeszcze kładł się na niego. Wiem, co mówię, bo raz sam przeszedłem przez taką mordownię.

- Heniek miał niesamowitą kondycję i wydolność - podkreśla 59-letni Kazimierz Szczerba, dwukrotny brązowy medalista igrzysk olimpijskich, który przygodę z boksem zaczynał w Hutniku Kraków, a pierwszą walkę stoczył właśnie ze Średnickim. - Nawet jak "robił" wagę i za przeproszeniem pochlał lub zapalił papierosa, imponował tymi wrodzonymi, danymi przez Bozię, predyspozycjami. Pamiętam wyniki badań specjalistów z Wrocławia, którzy naukowo dowiedli, że Heniek ma wydolność porównywalną z wydolnością kolarza Ryszarda Szurkowskiego i innymi tuzami polskiego sportu.

Średnickiemu przypięto łatkę nie stroniącego od alkoholu hulaki, a jeden z członków kadry opowiadał, że to właśnie słabość do trunków pozbawiła jedynego polskiego mistrza świata medalu igrzysk olimpijskich. Pytany o to, pogodny do tej pory 58-latek mocno się irytuje. - Nigdy w życiu nie byłem alkoholikiem. Dla mnie, do tej pory, wódka może nie istnieć. Na przykład na święta nie piję w ogóle. Lubię za to piwo. Do dzisiaj, gdy wracam z treningu, biorę sobie piweczko do pociągu i zdarza się, że wypiję nawet dwa. Bywają jednak tygodnie, że nie biorę do ust żadnego napoju wyskokowego. To tak zachowuje się alkoholik? - pyta.

Opisana na wstępie próba samobójcza to niejedyne jego traumatyczne wspomnienie z okresu młodości. Podczas jednego z bokserskich rekonesansów w Stanach Zjednoczonych, Średnicki wpadł w gigantyczne tarapaty. W tournee za ocean udał się, by stoczyć kilka walk sparingowych, głównie z czarnoskórymi zawodowcami. Przypuszcza, że podczas pobytu w jednym z hoteli musiał być obserwowany, gdy brał klucze z recepcji, bo niebawem do drzwi zapukała ponętna kobieta. - Była bardzo miła i sympatyczna, więc razem z kolegą wpuściliśmy ją do środka. W pewnym momencie zaczęła się rozbierać i zażądała od nas pieniędzy. Za żadne skarby nie chcieliśmy dać jej forsy i wyrzuciliśmy ją z pokoju - wspomina. Pięściarze nie podejrzewali, że ta z pozoru niewinna sytuacja ściągnie na obu poważne kłopoty. Tego samego dnia pojawiła się policja stanowa i funkcjonariusze zaczęli przeszukiwać pokój. - Okazało się, że zostaliśmy niesłusznie posądzeni o stosunki płciowe, a dodatkowo ta pani zeznała, że mamy ze sobą broń. Groził nam areszt. Zresztą już skuli nas w kajdany i zabrali ze sobą - wzdryga się Średnicki.

Czarne chmury znad głów polskich sportowców przepędził inny policjant, który jednocześnie pełnił stanowisko szefa amerykańskiej federacji boksu amatorskiego. - Facet zdobył się na to, żeby sprawdzić tę panienkę i szybko okazało się, że była już kilkakrotnie karana za podobne przestępstwa. Tego samego dnia, wieczorem, zostaliśmy przeproszeni, uwolnieni i oczyszczeni z zarzutów.
Średnicki uważa, że genezy ukartowanej, domniemanej próby gwałtu należy szukać w historii przebiegu jednej z walk sparingowych. Trenerzy reprezentacji Polski zgodzili się na pojedynek swojego podopiecznego z miejscowym mistrzem świata.

Rywal niespodziewanie został znokautowany. - Pieniędzy od nich nie chciałem, wódkę też odrzuciłem, ani nie połakomiłem się na podstawiane mi dziewczyny. Wiedzieli, że lubiłem płeć piękną, ale skoro i na to nie dałem się skusić, postanowili uciec się do ohydnego podstępu - przypuszcza i nawet nie chce myśleć, jak zakończyłaby się sprawa, gdyby nie odsiecz stróża prawa. - Miałem już dwie malutkie córki i młodą żonę. Panie! To byłaby niewyobrażalna tragedia dla mnie i całej rodziny - mówi.

Za to z rozrzewnieniem wspomina wizytę w Ugandzie. Ze stołecznego miasta Kampali sportowiec pojechał do ośrodka dla trędowatych, który prowadziła Matka Teresa z Kalkuty. Nagle zakonnica wzięła go pod rękę i udali się zwiedzić cały ośrodek. - Opowiadała w sposób niesamowity. Słuchanie jej było wielką przyjemnością - mówi z powagą. Tyle że nawet w tamtej podniosłej chwili dała o sobie znać jego niepokorna dusza. - Wszyscy mieli ubaw, bo nauczyłem małpę… palić papierosa - śmieje się Średnicki.

O medalu podczas pierwszych Mistrzostw Świata na Kubie w 1974 roku pięściarz musiał zapomnieć już w eliminacjach. Rywal z Rumunii zadał nieprzepisowe uderzenie głową, rozbił Średnickiemu łuk brwiowy, a sędzia zakończył walkę przez poddanie w trzeciej, ostatniej rundzie. Wtedy wymowną ciszę przerwał Fidel Castro, który pierwszy zaczął bić brawo i cała publiczność w Hawanie aplauzem oddała honor zawodnikowi z Polski. Średnicki musiał zapaść kubańskiemu dyktatorowi w pamięci, gdy ten wizytował reprezentację biało-czerwonych. 48-letni wówczas Castro zastał trenujących w hali Polaków, więc zdjął buty i przyłączył się do gry w koszykówkę. - A że my graliśmy w kosza, niczym w rugby, w pewnej chwili wyskoczyłem i… przewróciłem Fidela na parkiet. Mimo to wypiliśmy razem piwko- wspomina Średnicki. Zabawnych anegdot i perypetii z byłym pięściarzem w roli głównej jest dużo więcej, a wszystkie mogłaby pomieścić tylko opasła książka. Średnicki nawet spisał już połowę autobiografii, lecz niedokończone dzieło od paru lat tkwi w szufladzie.

Dziś mieszka w Sosnowcu. Dojeżdża autobusem lub pociągiem do Myszkowa, by w sekcji boksu szkolić swoich następców. Od 40 lat dzieli życie z tą samą żoną, ma dwie córki i zżyte z dziadkiem wnuczki. Choruje na cukrzycę, cztery razy dziennie musi przyjmować insulinę. Niedawno padł na niego blady strach, bo w okolicznych aptekach zabrakło leku.

- Gdy żona była w pracy, dwukrotnie zapadałem w sen… Raz obudził mnie pies, innym razem kot - wyznaje. Twierdzi, że fakt, iż nadal żyje, zawdzięcza nadprzyrodzonym siłom. - Autentycznie zostałem uzdrowiony. W płucach zebrało mi się bardzo dużo wody i profesor z Zabrza planował zrobić za miesiąc operację. Przychodzę, a on do mnie: "Pan jest zdrowy, idź pan do domu". Wybitny lekarz dodał, że mój przypadek to ewenement.

Po wielu przejściach i życiowych zakrętach Średnicki czerpie satysfakcję z codzienności. Emerytura i dodatkowe, comiesięczne świadczenie za medal wywalczony w Belgradzie sprawiają, że czarne myśli o skończeniu ze sobą już nie rodzą się w jego głowie. - Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby taki pomysł znów przyszedł mi na myśl. Uważam, że zrobiłem to dwa razy w życiu: pierwszy i zarazem ostatni - kwituje.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska