Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co czwarty z nas pracuje na czarno. Szara strefa ma się bardzo dobrze

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Fot. Maciej Jeziorek
Praca. Mimo najniższego w dziejach bezrobocia co czwarty Małopolanin pracuje lub dorabia na czarno. Najwięcej w południowej Małopolsce i w Krakowie. Niby łatwo dziś o legalną robotę, ale dziesiątki tysięcy ludzi wolą, a czasem muszą, tkwić poza oficjalnym rynkiem pracy.

Między firmami dużymi i drobnymi rozciąga się przepaść. Przy rekordowo niskim bezrobociu (3,1 proc. w Krakowie, 6,7 proc. w Małopolsce) te pierwsze chętniej niż dawniej oferują stałe umowy o pracę. - A te najmniejsze, zwłaszcza z branży turystycznej i gastronomicznej, a takie dominują na południu i w stolicy regionu, częściej ulegają pokusie omijania podatków i składek - przyznaje st. inspektor Artur Samek z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Krakowie.

PRZECZYTAJ KOMENTARZ ZBIGNIEWA BARTUSIA: Wysokie składki, niska moralność

Coraz większą rolę odgrywa też wiek pracownika. Starsi, po trzydziestce, pierwszy raz od 2009 r. tak odważnie żądają legalnych umów na czas nieokreślony. - Według GUS w ostatnim roku liczba osób ze stałą umową o pracę wzrosła z 9,1 do ponad 9,5 mln. Jeśli bezrobocie będzie maleć, taki trend się utrzyma - mówi Wioletta Żukowska-Czaplicka, ekspert Pracodawców RP.

Inaczej rzecz wygląda u młodych pracowników, zwłaszcza zatrudnionych w branżach turystycznej i gastronomicznej. - Byłem ostatnio na paru weselach na 200-300 osób i całe ekipy, od kelnerów po muzykantów, zasuwały tam na czarno. Gastronomia, handel, obsługa hoteli i pensjonatów to jedna wielka szara strefa - opisuje działacz izby gospodarczej z Podhala. To samo słyszymy w Nowym Sączu i Limanowej.

- Uczniom i studentom nie zależy na legalnym zatrudnieniu, o emeryturach nie myślą, wolą dostać jak najwięcej gotówki do ręki - przyznaje Samek. Zwraca uwagę, że w tym przypadku często dochodzi do zmowy pracodawcy i pracownika.

Z prowadzonego przez nas przez ostatnie dwa tygodnie sondażu wśród młodych pracowników drobnych firm wynika, że wielu z nich pracuje półlegalnie, czyli np. formalnie na pół etatu, za 1000 zł brutto, a faktycznie w pełnym wymiarze godzin. Część wypłaty dostają „pod stołem”. Pozwala to firmie zaoszczędzić kilkaset złotych miesięcznie. Badający od lat szarą strefę w Europie prof. Friedrich Schneider z Uniwersytetu w Linzu szacuje, że co piąta godzina pracy w naszym kraju jest nierejestrowana.

- Duże firmy nie bawią się w takie rzeczy, bo wynagrodzenia załogi nie stanowią tam lwiej części kosztów. Poza tym są stale kontrolowane - mówi Sebastian Chwedeczko, szef krakowskiej Izby Przemysłowo-Handlowej. Wyjaśnia, że w obecnej sytuacji więksi przedsiębiorcy chcą zatrudnić każdego, kto ma ręce i chęć do pracy. Oferują przy tym legalne stałe etaty i przyzwoite wynagrodzenia.

- Mikrofirmy, a tych jest u nas najwięcej, to całkiem inny świat. Wiele musi kombinować, by przeżyć, bo obciążenia podatkowe i składki ZUS są dla nich nie do uniesienia - mówi Janusz Strzeboński, wiceprezes Małopolskiego Porozumienia Organizacji Gospodarczych, reprezentującego drobnych przedsiębiorców. Przypomina, że Polak, który ma firmę w Londynie i zarobi po odliczeniu kosztów 20 tys. funtów, zapłaci tam 3 tys. funtów podatków i składek. A mając firmę w Polsce musi od zarobionych 20 tys. zł oddać państwu 17 tys. zł.

Od ponad roku w Polsce praca szuka człowieka. Coraz częściej legalna, etatowa i na czas nieokreślony. Mimo to kilka milionów rodaków pracuje lub dorabia „na czarno”. Dotyczy to głównie osób niewykształconych, bez kwalifikacji. Drugą dużą grupą są studenci i uczniowie.

Pracę „na czarno” oferują najczęściej drobni przedsiębiorcy. - Duże firmy głowią się, jak legalnie zatrudnić kompetentnych Polaków albo - gdy nie znajdą chętnych, a jest tak coraz częściej - Ukraińców - wyjaśnia Sebastian Chwedeczko, prezydent Izby Przemysłowo-Handlowej w Krakowie. Dla większych przedsiębiorców tematem numer jeden jest właśnie dotkliwy brak rąk do pracy. - Problem zmniejszania kosztów przy pomocy kombinacji w zatrudnieniu tutaj nie istnieje - przekonuje szef IPH.

Potwierdza to Stanisław Gągała, twórca i prezes produkującej chemię gospodarczą firmy Gold Drop, jeden z najaktywniejszych działaczy gospodarczych ziemi limanowskiej. - Bezrobocie mamy najniższe w historii. W Krakowie jest to oficjalnie 3,1 proc., w Małopolsce 5,7 proc., a w naszym powiecie 8,9 proc. Pracownicy dyktują warunki. Kto chce pracować, znajdzie legalną robotę - mówi prezes Gągała.

Zastrzega jednak, że nie wszyscy są taką pracą zainteresowani. - Do firm w naszym regionie napływa dużo zamówień z zagranicy, np. do mnie z Azji. Przedsiębiorcy, chcąc je zrealizować, próbują uruchomić produkcję w soboty, oferują podwójne stawki, ale pracownicy często się nie godzą. Mówią otwarcie, że stracą przez to różne zasiłki, w tym 500+. Chętnie natomiast wzięliby pieniądze pod stołem - twierdzi Gągała.

Janusz Strzeboński, wiceprezes Małopolskiego Porozumienia Organizacji Gospodarczych, mówi, że w mikrofirmach wygląda to całkiem inaczej. - Mimo dobrej koniunktury, wiele z nich znalazło się w fatalnej sytuacji. Powód? Koszty legalnego zatrudnienia mocno wzrosły, zwiększyły się przy tym faktycznie obciążenia podatkowe i składki. Rząd zaostrzył także kodeks pracy i uruchomił związane z tym kontrole - wylicza Strzeboński.

Przez ostatnie lata w handlu, usługach, zwłaszcza w ochronie i sprzątaniu, można było legalnie wynająć niewykwalifikowanego pracownika za kilka złotych na godzinę. Dziś jest to niemożliwe. Minimalna stawka godzinowa, także na zleceniu, wynosi 13 zł, a od nowego roku wzrośnie (zapewne do 13,70 zł). Zlecenia zostały przy tym „ozusowane” i w rzeczywistości kosztują pracodawcę tyle samo, co umowy o pracę. - Aby zapłacić pracownikowi złotówkę, pracodawca musi oddać drugą złotówkę państwu - zauważa Gągała.

Strzeboński zwraca uwagę, że przedsiębiorcy nie mogli podnieść cen usług i towarów tak, by zrekompensować sobie ów wzrost kosztów. Z tego prostego powodu, że klienci nie zapłacą za ochronę mienia i sprzątanie albo za chleb i kiełbasę dwa razy więcej niż dotąd. Duże przedsiębiorstwa jakoś sobie z tym poradziły, bo działają na szerszą skalę, mają większe przychody i zyski. Mniejsze firmy, balansujące na granicy rentowności, mają jednak poważny problem.

- Tu szara strefa i skala zatrudnienia „na czarno” nie będzie się zmniejszać, lecz odwrotnie - powiększać - mówi Strzeboński. Zauważa, że w mikrofirmach pracowała zawsze (i nadal pracuje) duża nadreprezentacja osób słabo wykształconych o nikłych kwalifikacjach, a więc najmniej produktywnych. Jest ich w Polsce około dwóch milionów.

- Część z nich z różnych powodów, przede wszystkim z uwagi na możliwość utraty zasiłków, nie jest zainteresowana legalną pracą. Są rodziny, które oficjalnie nie pracowały od pokoleń - przyznaje Jolanta Rajska, wicedyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Nowym Targu. Starszy inspektor Artur Samek z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Krakowie mówi, że właśnie takie osoby najczęściej zmawiają się z nieuczciwymi mikroprzedsiębiorcami w celu ominięcia składek i podatków. Druga grupą są studenci i uczniowie, którym zależy na możliwie szybkim zarobieniu jak największych kwot „na rękę”, a nie stałym zatrudnieniu i ubezpieczeniu w ZUS.

Resort rozwoju dostrzega problem nadmiernego obciążenia mikrofirm. - Wprowadzając tzw. mały ZUS dla firm o przychodzie do 5 tys. zł miesięcznie chcemy je zachęcić do legalnej działalności - mówi Jadwiga Emilewicz, wiceminister rozwoju. Stosowna ustawa miała być gotowa przed wakacjami, ale wiele uwag zgłosił do projektu resort pracy. Jego obawy budzi zwłaszcza możliwość wykorzystywania nowych przepisów przez nieuczciwych przedsiębiorców do zaniżania składek ZUS.

***

80 mld
Według prof. Friedricha Schneidera Polacy przepracują w tym roku nielegalnie 12,5 mld godzin. Po przemnożeniu przez obecną stawkę minimalną (13 zł) uzyskujemy astronomiczną kwotę 162,5 mld zł. Jej opodatkowanie i „ozusowanie” dałoby państwu około 80 mld zł. To więcej niż wydajemy rocznie na całą oświatę i szkolnictwo wyższe.

430 mld
Wartość towarów i usług wytworzonych poza kontrolą państwa może w tym roku sięgnąć 22,2 proc. PKB, czyli 430 mld zł. To więcej niż wyniosą tegoroczne wydatki budżetu państwa. GUS szacuje szarą strefę na 13 proc., ale resort finansów bardziej ufa szacunkom profesora Schneidera z Linzu.

WIDEO: Pierwszy w Polsce student, który obronił tytuł doktora przed skończeniem studiów magisterskich. Jak to zrobił?

Źródło: x-news.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Co czwarty z nas pracuje na czarno. Szara strefa ma się bardzo dobrze - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska