
Evanescence „Synthesis”, Sony, 2017
W drugiej połowie minionej dekady w wokalistce Amy Lee kochały się miliony nadwrażliwych nastolatków, którzy malowali włosy i paznokcie na czarno, podpinając się pod zapomnianą już dziś subkulturę emo. Zespołowi dowodzonemu przez charyzmatyczną dziewczynę udało się bowiem połączyć w pomysłowy sposób patetyczne melodie z energetycznym brzmieniem, zestawiającym nu-metal z gotykiem. Niestety – personalne problemy sprawiły, że Evanescence stracił szybko impet. Dziś powraca po sześciu latach przerwy z płytą, na którą trafiły jego największe przeboje w orkiestrowych aranżacjach. Nic to nowego w świecie rocka - i nic też nowego nie wnosi do muzyki formacji. Jest tylko jeszcze bardziej patetycznie, a przez to jeszcze bardziej nieznośnie, czego nawet nie niweluje sięgnięcie przez zespół również po nowoczesną elektronikę.

Liam Gallagher „As You Were”, Universal, 2017
Kiedy na początku lat 90. Amerykanie zachłysnęli się grunge’m, Anglicy mieli swój brit-pop. Jego najważniejszym przedstawicielem była grupa Oasis, dowodzona przez braci Gallagherów. Ambicjonalne niesnaski sprawiły, że formacja się rozpadła, mimo że brytyjscy krytycy wynosili ją pod niebiosa. Każdy z barci poszedł w swoją stronę, ale tak naprawdę żaden z nich nigdy nie oddalił się zbytnio od Oasis. Dowodzi tego pierwszy solowy album Liama Galalghera. Przynosi on raz bardziej dynamiczne, a kiedy indziej bardziej balladowe piosenki w beatlesowskim stylu, które z powodzeniem mogły się znaleźć na kolejnej płycie jego dawnej formacji. Jeśli komuś brakuje Oasis, „As You Were” na pewno go zachwyci. Reszta może sobie darować.

Grace VanderWall „Just The Beginning”, Universal, 2017
Oto nowe cudowne dziecko amerykańskiego show-biznesu – trzynastoletnia Grace VanderWall. Dzięki niespodziewanemu zwycięstwu w „Mam talent” z tygodnia na tydzień stała się muzyczną sensacją za wielką wodą w zeszłym roku. Oczywiście nikt nie chciał, aby była to tylko jednorazowa ciekawostka. Dlatego dziewczynka od razu trafiła do studia nagraniowego – i pod okiem znanych producentów zrealizowała swój debiutancki album. Trudno oceniać „Just The Beginning” wedle dorosłych kryteriów. To po prostu sympatyczne piosenki utrzymane w pop-folkowej estetyce, zaśpiewane i zagrane (na ukulele) z dziecięcym wdziękiem. Amerykańscy krytycy już porównują ten krążek do dokonań młodej Taylor Swift czy Miley Cyrus, ale chyba trochę na wyrost. Życzymy Grace jak najlepiej – ale jeszcze wszystko przed nią.