Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czesław śpiewa i kocha i ma frajdę w Polsce

Redakcja
Czesław Mozil ma 34 lata. W Danii mieszkał do 28. roku życia
Czesław Mozil ma 34 lata. W Danii mieszkał do 28. roku życia Wojciech Matusik
Powiem trochę bezczelnie: w Polsce fajnie być facetem, bo więcej tu fajnych kobiet niż przystojnych facetów. Dlatego fajni faceci mają tu wielką frajdę - Czesław Mozil zwierza się Pawłowi Gzylowi.

Otwieramy lodówkę - i wyskakuje z niej... Czesław Mozil. Wszędzie dziś bowiem pełno ekscentrycznego wokalisty: na koncertach, w telewizji, w reklamach. Dlatego według wyliczeń tabloidowej prasy, zarobi on w tym roku aż dwa i pół miliona złotych!
Takiej kwoty może mu pozazdrościć niejedna gwiazda polskiej estrady, obecna na rodzimej scenie od kilku dekad. Tymczasem Czesław Mozil zaistniał w świadomości słuchaczy nad Wisłą zaledwie... pięć lat temu! I wyrósł na wielką gwiazdę, którą ceni zarówno telewizyjna gawiedź, jak i bywalcy alternatywnych klubów. Skąd wziął się w Polsce ten zabawnie mówiący człowieczek?
***
W jego żyłach płynie polska i ukraińska krew, bo matka pochodziła ze Śląska, a ojciec - znad Dniestru. Urodził się co prawda w Zabrzu, ale rodzice, kiedy miał pięć lat, przenieśli się do Danii.

W Kopenhadze wpadli na pomysł, aby go posłać do tamtejszej szkoły muzycznej. Mały Czesiu miał jednak poważny problem z wyborem instrumentu, na którym chciałby grać. Całe szczęście, podczas jednego ze szkolnych koncertów, zobaczył kolegę z akordeonem. Tak mu się to spodobało, że uprosił rodziców, aby kupili mu ten instrument. A nie było to wcale takie oczywiste - drobny chłopiec wręcz przewracał się pod jego ciężarem.

Czesiu się zawziął - i kiedy inni koledzy wyżywali się na gitarach czy perkusji, on rzępolił na ważącym piętnaście kilo instrumencie. - Założyłem swój zespół Tesco Value bardzo późno, gdy miałem 21 lat i byłem na drugim roku studiów - podkreśla. - Napisałem do moich przyjaciół kartkę z pytaniem: "Kto chce ze mną grać moje piosenki?". Zebrałem tych, którzy się zgodzili i zaczęliśmy dawać koncerty. Zrobiłem w Danii materiał na dwie płyty, a po koncertach przychodzili do mnie chłopacy i mówili: "Dlaczego nie słyszymy więcej o tobie?". A ja nigdy nie wysyłałem swojej muzyki do radia czy telewizji. Owszem, czasem potrafię się rozpychać łokciami, ale generalnie wtedy byłem bardzo nieśmiały - wspomina.
***
Ciotka Czesława ze strony ojca w wyniku powojennej zawieruchy osiadła na stałe w Krakowie.
Nic więc dziwnego, że matka, chcąc, aby syn zachował kontakt z polską mową i kulturą, wysyłała go regularnie na wakacje pod Wawel. Czesiu początkowo nie przepadał za tymi wyjazdami. Wydawało mu się, że jego polscy rówieśnicy są zupełnie inni niż on.
***
Mury runęły dopiero, kiedy poznał krakowskich studentów. Żywiołowy i dowcipny muzyk z Danii stał się wśród nich wielce lubianą postacią - często bywał na imprezach i w krakowskich klubach.

- Pewnego razu postanowiłem wziąć swoich duńskich przyjaciół i zagrać z nimi w Krakowie dla moich polskich przyjaciół. Pierwszy koncert odbył się w Łaźni, która była wtedy jeszcze przy placu Nowym. Przyszło tylko pięć osób, ale to było nieważne. Bo zainteresował się nami nieżyjący już znany menedżer jazzowy, Kuba Andrzej Florek. I on bardzo uwierzył w to, co robiliśmy - cztery lata jeździł z nami po całej Polsce. A jego przyjaciele-jazzmani chwytali się za głowy i pytali: "Co ty z nimi robisz? Przecież oni nie potrafią grać!". Jak Kuba umarł, mieliśmy przerwę. Ale potem sam zacząłem wszystkie te kontakty odświeżać. I zaczęliśmy od Alchemii... - podkreśla.

Z czasem Czesław zaczął śpiewać swoje piosenki po polsku. Z koślawym akcentem, śmiesznym głosikiem, z zabawnymi tekstami, napisanymi przez zaprzyjaźnionego poetę, Michała Zabłockiego. Jeden z takich występów zobaczyła w warszawskiej Jadłodajni wokalistka rockowego zespołu Biff - Ania Brachaczek. Ponieważ dziwaczny wokalista urzekł ją swoim nieśmiałym wdziękiem, podeszła do niego po koncercie i zapytała o nagrania. Czesław obiecał przysłać jej z Danii płytę demo - i słowa dotrzymał.
***
Los chciał, że Ania znała się z szefem podkrakowskiej wytwórni Mystic, który właśnie planował poszerzenie oferty swej firmy o polskich wykonawców. Kiedy Czesław przyjechał do Polski na kolejne koncerty, Michał Wardzała wsiadł w samochód i pojechał zobaczyć jego występ na Śląsku. Po wszystkim podszedł do Czesława i powiedział tylko jedno słowo: "Wydajemy!". Wcześniej wokalista wysyłał swoje nagrania do polskiego oddziału koncernu Universal - i za każdym razem otrzymywał odpowiedź: "Nie nadaje się". Dzisiaj szefowie wytwórni pewnie plują sobie w brody.

Album zatytułowany "Debiut", promowany przebojową piosenką "Maszynka do świerkania", stał się z bestsellerem. Czesław uwiódł Polaków swoją bezpretensjonalnością - bo nie wstydził się śpiewać ze śmiesznym akcentem, nie ukrywał tego, że czasem się jąka, nie pozował na wielką gwiazdę, tylko wręcz eksponował swoją nieśmiałość i skromność. I to ludzi ujęło - bo stanowiło przeciwieństwo tego, co oferowały polskie gwiazdy rozrywki.
***
Aby promować płytę, Czesław wyruszył w Polskę. I właściwie ta trasa trwa do... dzisiaj! Akordeonista nie wybrzydza. Występuje w dużych miastach, ale i na prowincji. Jego menedżerka prowadzi nieznaną wcześniej u nas politykę w kwestii honorarium - za występy w metropoliach żąda większych stawek, a za występy w Polsce B - znacznie mniej. Dzięki temu Czesław ma wypełniony kalendarz koncertowy, a jego piosenki znają ludzie w całym kraju.

Sukcesy kolejnych albumów sprawiły, że o Czesława upomniała się telewizja. Kolejne sezony w "X Factorze" uczyniły ze skromnego muzyka medialną gwiazdę. Plotkarskie gazety zaczęły donosić o jego kolejnych wybrykach - a to o tym, że niby co noc sypia z inną dziewczyną, a to o tym, że za często sięga po kieliszek, a to o tym, że szasta pieniędzmi. Tabloidy wywęszyły niedawno, że związek wokalisty z Anną Cieślak nie przetrwał próby czasu i znana aktorka wyprowadziła się z jego mieszkania. Ile było w tym prawdy - trudno powiedzieć. Znajomi potwierdzają jednak, że popularność w pewnym momencie nieco zmieniła Czesława.
***
Dzisiaj artysta rzadko bywa w Krakowie, chociaż ma tutaj mieszkanie, które jeszcze kupili mu rodzice. Co ciekawe - mieści się na ulicy Bogusławskiego, naprzeciw dawnego mieszkania... Czesława Miłosza.

- Wydarza się dużo fajnych rzeczy, ale w tej chwili mam takie życie, że trudno myśleć o stałym związku. Kiedyś miałem w swoim duńskim zespole, Tesco Value, dwie dziewczyny, Lindę i Magdalenę. Jak przyjeżdżaliśmy na koncerty do Polski, to one mnie obserwowały. I mówiły, że jak kelnerka zaczyna mówić do mnie, to ja od razu zaczynam z nią flirtować. Fakt, że mieszkam w Polsce, wiele mi jednak ułatwia. Ja kocham Polki, powiem nawet więcej, trochę bezczelnie: w Polsce fajnie być facetem. Bo więcej tu ładnych kobiet niż przystojnych facetów. Dlatego fajni faceci mają tu wielką frajdę - śmieje się Czesław Mozil.

Bądź na bieżąco! Najnowsze informacje z "Gazety Krakowskiej" i "Polski" już dostępne za darmo na Windows 8! Dzięki aplikacjom na Windows 8 będziesz mieć szybszy dostęp do informacji, które trafią na ekranu Twojego tabletu i komputera.

Dowiedz się więcej o aplikacji "Gazety Krakowskiej".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska