Zobacz także: To niemal pewne: w listopadzie Kliczko zmierzy się z Wachem
Mariusz "Viking" Wach i Artur Szpilka - polscy pięściarze - w zeszły piątek na gali bokserskiej w Mohegan Sun Arena, w kasynie Uncasville w amerykańskim Connecticut, podbili serca amerykańskiej publiczności. Wach pokazowym nokautem w połowie czwartej rundy pokonał Kevina "Irlandzkiego Olbrzyma" McBride'a (38 l.), natomiast Artur Szpilka (22 l.) już w drugiej minucie pierwszej rundy posłał na deski swego oponenta Davida Williamsa (29 l. ).
Zostaniesz w Ameryce? - pytali kibice Artura Szpilkę po jego występie. Ale Szpilka, chłopak z Wieliczki, nie wiąże swojego życia ze Stanami. Wyznaje nawet, że... Ameryki po prostu nie lubi.
- Nigdy nie chciałbym mieszkać na stałe w Stanach, mogę tu przyjeżdżać na walki, obozy przygotowawcze, ale nie potrafiłbym tu żyć na stałe - mówi. - W Polsce mam doskonałe warunki do treningów i ciągle się boksersko rozwijam. W Ameryce nie podobają mi się ani kobiety, ani za bardzo nie smakuje mi tamtejsze jedzenie. Podobają mi się tylko polscy kibice, którzy są niesamowici, i kibicowali mi całym sercem. Dla nich warto walczyć i zwyciężać! - deklaruje.
Podczas walki Szpilka zaskoczył tu wszystkich wbiegając do ringu w kombinezonie więziennym. Jak wyznaje, tym samym chciał zaakcentować swój przydomek ringowy "Niebezpieczny" i pozdrowić więzienną brać.
- Na pewno to, że jestem niegrzecznym chłopcem, pomaga mi w boksie - mówi nam. - W ringu trzeba mieć jaja, by znokautować przeciwnika i nie bać się. Kiedy wchodzę do walki nie myślę o strachu. Koncentruję się tylko na tym, by pokonać rywala - dodaje Artur, który w rozmowie w niczym nie przypomina niebezpiecznego. Jest miły, ciepły i serdeczny, i nieco zmęczony.
Zmęczony, bo: - Zaraz po powrocie do Polski, spędziłem kilka upojnych chwil z moją dziewczyną, która była bardzo stęskniona za mną... A na drugi dzień już pojechałem na obóz sportowy do Zakopanego. Nie wiem kiedy ja odpocznę, chyba dopiero na emeryturze - wyznaje ze śmiechem Szpilka.
Drugi bokser z Małopolski, czyli Mariusz Wach, zwycięstwo nad Irlandczykiem zadedykował synkowi Oliwierowi, który czeka na niego w Polsce.
- Bardzo za nim tęsknię, gdyż nie widziałem go od czterech miesięcy - wyznaje. - W następną sobotę przylatuję do ojczyzny na trzy tygodnie. Zabiorę moją narzeczoną Martę i naszego synka na krótkie wakacje nad polskie morze. Na pewno potrenuję też tam trochę - dodaje Mariusz.
Bokser jest pewny, że jego zwycięstwo nad McBride'em w końcu zamknie usta wszystkim niedowiarkom, którzy nie wierzyli, że jeszcze coś osiągnie w boksie.
- Kiedy zaczynałem boksować w wieku dwudziestu lat, mówiono mi, że jestem już za stary by zostać pięściarzem. Potem słyszałem, że jestem leniwy, niezdolny i powinienem dać sobie spokój z boksem. Gdybym przejmował się tymi głupimi gadkami, już dawno zrezygnowałbym z boksu - opowiada ze śmiechem "Waszka".
A kiedy jego pytamy, czy zostaje na stałe w Stanach, odpowiada:
- Na razie nie planuję wracać do Polski - tu mam pracę, z której utrzymuję rodzinę. A w planach mam natomiast wielkie walki. Myślę, że za rok zmierzę się z Władimirem Kliczką. Mój amerykański promotor Mariusz Kołodziej z Global Boxing prowadzi już w tej sprawie wstępne rozmowy. Gdybym został w Polsce, pewnie nadal bym pracował jako ochroniarz w dyskotekach i już nie boksował. Ale dzięki takim ludziom jak Kołodziej i szef krakowskiej restauracji; "U Babci Maliny" mogę realizować swoje marzenia. Ciągle również uczę się jeszcze w krakowskiej Wyższej Szkole Bezpieczeństwa Publicznego i Indywidualnego "Apeiron", chociaż teraz na odległość - wyznaje"Gazecie Krakowskiej" Mariusz Wach.
Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!
Kochasz góry?**Wybierz najlepsze schronisko Małopolski**
Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail