Denis Urubko w sobotę, 24 lutego, zdecydował się na samotną wspinaczkę na szczyt K2 i bez żadnych konsultacji z kierownikiem wyprawy, Krzysztofem Wielickim, opuścił bazę. Atak jednak się nie powiódł ze względu na panujące warunki pogodowe.
- Decyzja o ataku szczytowym była trudna, ale dla mnie zima kończy się 28 lutego i było ważne, aby dojść tam wtedy. Mam duże doświadczenie w Himalajach - powiedział tuż po przylocie do Warszawy w środę przed kamerami TVN24, Denis Urubko.
Urubko zrezygnował z samotnej wyprawy na wysokości ok. 7600 metrów i wrócił do bazy. Musiał ją jednak opuścić, ponieważ himalaiści nie widzieli już dalszej możliwości współpracy.
- Za dużo było problemów. Pół roku mojego życia poświęciłem tylko temu. To była duża odpowiedzialność. Teraz myślę inaczej o K2, o zimie w Pakistanie. Uważam, że jest tam bezpiecznie. Byłem też już bardzo zmęczony. Zrobiłem wszystko, co mogłem - opowiadał na lotnisku Urubko.
Zdobycie zimą szczytu K2 nie udało się jeszcze żadnemu himalaiście. Mimo to Urubko twierdzi, że ta misja jest wykonalna.
- 10-12 lutego była szansa, wtedy była dobra pogoda. Cóż, będziemy szukać kolejnych pieniędzy na wejście na K2. Mam już duże doświadczenie. Kolejna próba za dwa-trzy lata, minimum. Mam nadzieję, że wtedy po treningach, wspinaniu się na mniejsze góry, w końcu się uda - podkreślił i nie wykluczył wejścia z Polakami. - Z Adamem Bieleckim, Marcinem Kaczkanem - to mój najlepszy kolega - dodał.
Na lotnisku pojawił się także ambasador Francji, który podziękował Denisowi Urubce za ratowanie Elisabeth Revol.
TRZY WRZUTY. Zmiany w Lechii. Arka w trudniej sytuacji