Niezwykle popularny teleturniej „Milionerzy” lubiła oglądać, siedząc wygodnie na kanapie przed telewizorem. W końcu zdecydowała się zgłosić swój akces do programu. Udało się! Monika Sysło do dziś z wypiekami na twarzy wspomina emocje, które towarzyszyły jej, kiedy w blasku reflektorów odpowiadała na pytania ze świadomością, że oglądać ją będą miliony widzów.
- To był olbrzymi stres, chyba nawet większy niż ten, który towarzyszył mi podczas ślubu, a potem w trakcie porodu Na pewno udział w „Milionerach” zapamiętam do końca życia. Z natury jestem ryzykantką, więc adrenalina podkręcała tempo mojej gry - uśmiecha się na samo wspomnienie.
Decyzja w jednej chwili
Decyzję o tym, że wyśle zgłoszenie do „Milionerów”, podjęła dosłownie w ciągu kilku minut.
- Na Facebook’u zobaczyłam, że szukają osób do teleturnieju, więc postanowiłam spróbować - mówi 29-latka.
Wypełniła formularz, nie konsultując tego z nikim i szybko go wysłała. Dopiero potem pochwaliła się mężowi.
- Jacek wybuchł tylko śmiechem. Nie wierzył, że dostanę się do programu. Powiedziałam mu, że nie tylko zobaczy mnie w „Milionerach”, ale jeszcze wygram tam pieniądze - mówi Monika.
Na pierwszą wiadomość od producentów programu nie trzeba było jednak długo czekać. Nie minęło dwa tygodnie, a już nawiązano z nią pierwszy kontakt. Za jakiś czas zadzwonił telefon z informacją, że wystąpi w „Milionerach”.
- Słuchając głosu w komórce, nie do końca wierzyłam, że to dzieje się naprawdę - przyznaje tarnowianka. Dopiero gdy na swojej skrzynce mailowej zobaczyła wiadomość, że dostała się do programu, była już pewna, że to jednak nie żart, ani sen.
Wyjazd w tajemnicy
Od tego czasu każdą wolną chwilę starała się poświęcić na przygotowanie do gry. Ściągnęła aplikację „milionerzy” na komórkę. Pomagała też inna gra internetowa, a do wspólnej zabawy zaangażowała męża i brata.
Kiedy nadszedł dzień nagrania, małżonkowie wsiedli w samochód i pojechali do Warszawy, nie mówiąc nikomu, że jeszcze tego samego dnia Monika zagra o okrągły milion złotych.
Zobacz jak wyglądał Tarnów przed laty! [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
- Zostawiłam moją córeczkę Zuzię u dziadków i powiedziałam im, że wybieramy się na zakupy - opowiada.
Monika szła jak burza
Zanim dane jej było usiąść w fotelu obok Huberta Urbańskiego, znalazła się w szóstce osób, które musiały ułożyć w odpowiedniej kolejności postaci z mitologii greckiej. Choć sama siebie nie zalicza się do humanistek (skończyła technologię chemiczną na AGH w Krakowie), to jako jedyna udzieliła poprawnej odpowiedzi i rozpoczęła grę.
- Chylę czoła moim polonistom z III LO, bo dzięki nim to pytanie nie sprawiło mi żadnych problemów - śmieje się.
W teleturnieju szła jak burza. Z trzema pierwszymi pytaniami poradziła sobie bez zająknięcia. Grała pewnie i odważnie. Dopiero przy pytaniu za 5 tys. zł skorzystała z pomocy publiczności. Opłacało się, bo przeszła dalej. Drugie koło ratunkowe wzięła przy szóstym pytaniu, ale na koncie zyskała dzięki temu 20 tys. zł. Pytanie za 40 tys. zł brzmiało: „Czyją chciwość miało podkreślić przezwisko Avido Dollars?”. Poprosiła telefonicznie brata o pomoc.
- Bartosz nie wiedział, ale z jego słów zrozumiałam, że obstawia to, co ja - opowiada. Nie mogła widzieć tego, że mąż odradza jej grę, kręcąc głową. Monika postawiła wszystko na jedną kartę i wskazała Salvadore Dali. Gwarantowana okrągła sumka była już jej! Poległa na pytaniu za 75 tys. zł o to, jakie są brzegowe kolory tęczy. - Odpowiedź teraz widzę w książkach mojej dwuletniej córki - wzdycha.
Z wygranej bardzo się cieszy. Z mężem jeszcze nie postanowili, na co wydadzą pieniądze. - To dla nas bardzo duża kwota, poczeka na koncie na odpowiedni moment - uśmiecha się tarnowianka. Na razie opiekuje się córeczką, a w przyszłości chciałaby założyć firmę, która będzie szyła m.in. pościel dla dzieci.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie? - odcinek 3
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto
Follow https://twitter.com/gaz_krakowska