Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dokonali 200 przestępstw, zrabowali rzeczy za 2 mln zł

Artur Drożdżak
Z kolei podczas wcześniejszego włamania w Spytkowicach, w marcu 2010 r. ukradli zegarek za 50 tys. zł (zdjęcie z prawej). To Jaeger Lecoultre. Taki zegarek odnaleziono w skrytce pod podłogą domu podejrzanegoMariana G.
Z kolei podczas wcześniejszego włamania w Spytkowicach, w marcu 2010 r. ukradli zegarek za 50 tys. zł (zdjęcie z prawej). To Jaeger Lecoultre. Taki zegarek odnaleziono w skrytce pod podłogą domu podejrzanegoMariana G. fot. archiwum
Szajka dobrze zorganizowanych recydywistów przez blisko dwa lata okradała bogatych biznesmenów z Małopolski. Łupem złodziei padła biżuteria, obrazy, zabytkowa broń palna, obce waluty. Nie pogardzili też medalami z wizerunkiem Jana Pawła II, ale gdy "fanty" nie były im potrzebne, potrafili je zatopić w rzecze lub spalić w lesie.

- Zebraliśmy wiele wątków do jednego śledztwa i udało nam się rozbić grupę przestępczą, która działała w całym naszym województwie, od Chrzanowa, poprzez Tarnów, Podhale, Kraków po Nowy Sącz. Akt oskarżenia w tej sprawie wysłaliśmy do tarnowskiego sądu - opowiada Piotr Kosmaty, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Teraz sędzia zajmie się sprawą dziesięciu oskarżonych. Niektórzy z nich przestępstw dopuszczali się będąc na przepustkach z zakładu karnego. Grozi im do 15 lat więzienia, bo chociaż planowali "zwykłe" włamania, to czasem, zaskoczeni przez domowników, sięgali po noże i grozili napadniętym śmiercią.

Mieszkańcowi Spytkowic koło Chyżnego ukradli zegarek za 123 tys. zł, biznesmenowi z Kasinki Małej na Limanowszczyźnie biżuterię wartą 50 tys. zł, a przedsiębiorcy z Krakowa zabytkową broń białą i dzieła sztuki wycenione na 150 tys. zł. Teraz 10-osobowa banda, w większości recydywistów, stanie przed tarnowskim sądem.

Grozi im do 15 lat więzienia za dokonanie w sumie 70 włamań, kradzieży i rozbojów w całej Małopolsce. Skradli rzeczy o łącznej wartości 2 mln zł, udało się odzyskać przedmioty wycenione na 300 tys. zł.

Ponumerowali wille
Mózgiem bandy był 54-letni Marian G. z Limanowej, recydywista. W Areszcie Śledczym przy ul. Montelupich w Krakowie poznał karanego 38-letniego Mariusza H. z Libiąża. Po odsiadce panowie spotkali się na wolności i postanowili robić interesy. Boss pożyczył koledze 50 tys. zł. Za te pieniądze Mariusz H. kupił trochę kradzionych rzeczy, które potem sprzedawał z zyskiem. Głównie były to myjki ciśnieniowe, wiertarki, szlifierki.

Mariusz H. otworzył też komis samochodowy w Libiążu, prowadził działalność gospodarczą. Boss przypomniał jednak wspólnikowi o konieczności zwrotu gotówki. Zaproponował, by Mariusz H. dokonał kilku przestępstw, a zyskami mieli się dzielić po równo. W ten sposób dług miał zostać uregulowany. Mariusz H. zgodził się na takie rozwiązanie.

- Najpierw przejedziemy się po Małopolsce i pokażę ci domy bogatych biznesmenów, które należy okraść - powiedział Marian G. Wsiedli w auto, urządzili sobie wycieczkę. Uzgodnili, że oznaczą wytypowane wille numerami - 1, 2, 3, 4 ... W rozmowach telefonicznych mieli się posługiwać tymi numerami, by zabezpieczyć się na wypadek policyjnego podsłuchu. Szyfr miał pozostać ich tajemnicą.

Pomocni recydywiści
Organizacją bandy miał się zająć Mariusz H., boss wolał pozostać w cieniu. Na pierwszy większy skok wybrali dom w Krakowie należący do byłego udziałowca Telefoniki i współwłaściciela Wisły Kraków. Wiedzieli jak posesja jest zabezpieczona, gdzie siedzi ochroniarz oraz że budynku pilnują psy. System zabezpieczeń miał być wyłączony konkretnego dnia, a domownicy na przyjęciu. Boss dał sygnał Mariuszowi H., że włamania należy dokonać 20 marca 2010 r. Ten wziął sobie do pomocy 40-letniego Dominika W. z Zawiercia, recydywistę. I to on przywiózł ich kradzionym oplem na miejsce w okolice posesji, sam miał w aucie czekać na sygnał wspólnika. Mariusz H. przeskoczył ogrodzenie, wyważył bramkę z tyłu posesji, ale na moment musiał się schronić wśród drzew, bo zauważył psa i ochroniarza. Korzystając z okazji wszedł przez okno do willi. W sejfie i szafkach znalazł kosztowności, obrazy i pieniądze. Z pomieszczenia, gdzie był basen, zabrał zabytkowe szable. Łupem włamywaczy padły przedmioty o łącznej wartości 150 tys. zł.

Spalili obrazy
Mariusz H. przeniósł rzeczy koło bramki domu, tam zapakował je do auta, którym na umówiony znak podjechał Dominik W. Łup zawieźli do Trzebini i tam go przepakowali do cinquecento Dominika W., a następnie rzeczy ukryli w Zawierciu w garażu należącym do teścia jednego z mężczyzn. Boss potajemnie spotkał się z Mariuszem H. między Tenczynkiem i Zalasem, zabrał część kradzionych rzeczy, pozostałe kazał zniszczyć. Dlatego przestępcy spalili obrazy, a cztery zabytkowe szable wrzucili do zbiornika w Zawierciu. Potem policji udało się je wydobyć, odkryto też nadpalone ramy obrazów. Okradziony otrzymał odszkodowanie za stracone rzeczy zanim policja je odzyskała.

Kosztowny pogrzeb
Kolejne włamanie boss zaplanował w marcu 2010 r. na dom rodziny bogatego biznesmena w Spytkowicach koło Chyżnego.
- Domownicy będą na pogrzebie. Ty szukaj pieniędzy w wersalce, syn biznesmena w niej je trzyma - powiadomił Mariusza H. Ten zabrał "na robotę" znajomego Dominika W., który podwiózł swoim mercedesem wspólnika, a sam zaparkował auto dwa kilometry dalej, czekał na sygnał do odwrotu.

Mariusz H. wszedł do domu, splądrował pomieszczenia. Ku jego zaskoczeniu nagle do pokoju... weszła starsza pani z odkurzaczem. Kobieta, siostra właściciela domu, miała robić porządki przed świętami wielkanocnymi. Napastnik zareagował błyskawicznie, zarzucił kobiecie podkoszulek na głowę i związał ręce kablem od lokówki. Zaprowadził 72-latkę do łazienki i posadził na muszli klozetowej, kazał milczeć.

Znalazł 50 tys. euro i 100 tys. zł, biżuterię i zegarek Jaeger Lecoultre wart 50 tys. zł. Łup o łącznej wartości 409 tys. zł schował do reklamówki. Uciekł z domu, gdy zorientował się, że ktoś jeszcze do niego wchodzi. Wspólnik na znak podjechał w pobliże posesji i zabrał go mercedesem. Co ciekawe, Dominik W. brał udział w tym napadzie ledwie kilka dni po tym, jak usłyszał nieprawomocny wyrok czterech i pół roku wiezienia za napad na konwój pieniędzy do Kredyt Banku w Nowym Targu. Wtedy ze wspólnikami ukradł 600 tys. zł. Po skoku w Spytkowicach sprawcy spotkali się z bossem, który wziął część pieniędzy i drogi zegarek. Wiele miesięcy później taki sam zegarek odkryto w skrytce pod podłogą domu Mariana G.

Skok w Kasince Małej
Kolejny napad recydywiści zaplanowali w Kasince Małej na bogatego biznesmena. Według ich planu to był "dom nr 4" Podczas skoku nie brakło kłopotów. Mariusz H. pamiętał jak wyglądał dom typowany podczas jazdy z bossem, posesja miała charakterystyczne ogrodzenie.

- Domownicy są na wakacjach. Jak się włamiesz to bierz złote zegarki i mercedesa, który stoi w garażu. Kluczyki do auta powinny być w domu - boss poinformował wspólnika. Mariusz H. wyruszył na akcję z Dominikiem W. i Sławomirem K. Porozumiewali się krótkofalówkami, kierowca auta czekał w ukryciu. Czatowali przez całą noc, bo w willi paliło się światło. Córka właścicieli dopiero rano poszła do pracy. Wtedy włamywacze dokonali skoku. Wcześniej wyrwali małą skrzyneczkę, bo myśleli, że to alarm. Byli w błędzie. Sygnał się włączył i zaniepokoił syna właścicieli, ten poprosił siostrę o sprawdzenie alarmu. Gdy przyjechała na miejsce, zaskoczyła włamywaczy.

- Bądz cicho, to nic ci się nie stanie - zagrozili. Skrępowali jej ręce. - Gdzie są pieniądze? - pytali. - W banku - odpowiedziała kobieta. Sprawcy przeszukali dom i znaleźli biżuterię wartą 50 tys. zł. Boss nie był zadowolony z akcji, część łupu po prostu wyrzucił do rzeki w Chełmku.

Powtórka ze Spytkowic
W lipcu 2010 r. przestępcy postanowili wrócić do Spytkowic, mieli wytypowany dom biznesmena z branży spożywczej. Mariusz H. założył kominiarkę i wszedł do budynku, choć widział, że w środku są same dzieci. Zastraszył je nożem, chłopcu kazał oddać podkoszulek i przekazał go wspólnikowi Sławomirowi K. Ten zakrył sobie nim twarz. Jedną z dziewczynek uderzyli w twarz, pytali, gdzie są pieniądze. Znaleźli cenne zegarki. Nagle do domu wrócili rodzice dzieci i zaskoczyli włamywaczy. Doszło do szamotaniny, dzieci zdążyły wziąć do rąk noże i wszyscy rzucili się na przestępców. Ci uciekli z domu, ale łup był gigantyczny. Skradzione rzeczy właściciele wycenili na 852 tys. zł. Tylko jeden zegarek był wart 123 tys. zł.

Nieudane akcje szajki
Kolejny skok szajka zaplanowała w Krakowie na dom kolekcjonera monet. Brali w nim udział Mariusz H., Dominik W. i Janusz K., 34-latek z Krzeszowic. Kolekcjoner był za granicą, gdy włamywacze próbowali się dostać do jego willi. Na szczęście włączył się alarm i przyjechali pracownicy firmy ochroniarskiej. To spłoszyło przestępców. Ze złości zniszczyli tylko warte 4 tys. zł urządzenie alarmowe. Nie udał się też skok na krakowskiego lekarza, bo ktoś był w domu. Bandyci zrezygnowali z napadu.

Z kolei kompromitacją recydywistów zakończył się napad na sklep spożywczy "Krzyś" w Mokrzyskach pod Brzeskiem. Mariusz H. miał kaptur na głowie, domagał się pieniędzy od sprzedawczyni, ale kobieta nie wystraszyła się napastnika i zaczęła krzyczeć: chodźcie szybko! Sugerowała w ten sposób, że ktoś jest na zapleczu. Bandyta uciekł ze sklepu. Szajce nie udał się też skok na kobietę w Gdowie. Nie miała spodziewanych 120 tys. zł. Panowie uciekli.

Szajka działała w regionie dwa lata
Wrzesień 2009 r.- Wilczkowice. Próba włamania do domu jednorodzinnego.
Styczeń 2010 r. - Mokrzyska. Nieudana próba napadu z nożem na sklep spożywczy "Krzyś" koło Brzeska.
Marzec 2010 r. - Kraków. Rabunek rzeczy za 150 tys. zł od byłego współwłaściciela Telefoniki i Wisły Kraków z jego willi w Krakowie.
Marzec 2010 r.- Spytkowice. Skok na dom biznesmena z branży mięsnej. Bandyci podczas włamania na Podhalu skradli przedmioty wycenione łącznie na 409 tys. zł.
Maj 2010 r. - Kraków. Nieudana próba włamania do domu kolekcjonera monet. Szajkę spłoszyła ochrona.
Maj 2010 r. - Gdów. Napad rabunkowy z nożami na kobietę i jej syna. Nieudana próba rabunku 120 tys. zł. Bandyci zabrali tylko telefony komórkowe.
Czerwiec 2010 r.- Kasinka Mała. Skok na biznesmena z branży spożywczej i kradzież przedmiotów o wartości 50 tys. zł
Lipiec 2010 r.- Spytkowice. Rekordowy napad na dom biznesmena, rabunek rzeczy za 852 tys. zł.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska