- Nasz wolontariusz, który odwiedził 89-letnią panią Józię i jej syna Władysława, nawet nie przypuszczał, że wśród nas żyją ludzie, do których nie dotarły dobroci cywilizacji - opowiada Anna Pierzchała, koordynatorka Szlachetnej Paczki w Nowym Sączu.
Złożył wizytę staruszce w jej małym drewnianym domku wysoko w górach, w Kokuszce w gminie Piwniczna. Był dzień, więc nawet nie przypuszczał, że gdy zapada zmrok, ciemności pokrywają dwuizbową chatkę. Kiedy pytał o potrzeby 89-letniej kobiety i jej 41-letniego niepełnosprawnego syna, nawet nie zająknęli się, że brakuje im prądu czy bieżącej wody. Mówili jedynie, że nie mają ciepłych butów na zimę i kurtek.
Niech idzie do księdza
- Przyznali też, że tęsknią za ludźmi, bo w promieniu trzech kilometrów, a nawet więcej nie mają żadnego sąsiedztwa - opowiada Anna Pierzchała.
Pani Józefa ostatni raz wybrała się z domu do najbliższego miasta, czyli Piwnicznej Zdroju, pięć lat temu. Kilka godzin schodziła z góry o lasce. Na końcu drogi upadła i chciała zawracać. Ale szkoda jej było pięciu godzin wysiłku. Doszła do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Chciała prosić, tak jak teraz Szlachetną Paczkę, o zimowe buty. Ale w GOPS, opowiada, odesłali ją do księdza. Nie poszła. Jest honorowa. Skoro uznano, że nie zasługuje na pomoc, wróciła do domu.
Przesypiali ciemne zimy
Uczniowie II Liceum Ogólnokształcącego w Nowym Sączu, którzy przygotowywali paczkę dla rodziny z Kokuszki, uznali, że oprócz ciepłych butów, kurtek i żywności, przyda się też radio. Dzięki temu pani Józefa będzie mogła choć trochę poczuć się bliżej ludzi.
- I od tego radia wszystko się zaczęło - śmieje się Anna Pierzchała. Gdy Szlachetna Paczka dotarła z prezentami na koniec świata, okazało się, że nowego sprzętu nie ma do czego podłączyć. Pani Józefa przez całe swoje życie mieszkała w domku bez prądu. Po zapadnięciu zmroku kuchnię i pokój rozświetlały lampy naftowe. Ale ostatnio nawet ich rzadko używała. Tylko w szczególnych wypadkach, bo nafta jest za droga. Rytm życia jej i syna wyznaczały więc pora dnia i roku. Zimę, jak mówią, z braku światła, byli zmuszeni przesypiać.
Natychmiast po wizycie u pani Józef wolontariusze zorganizowali zbiórkę pieniędzy, na zakup panelu fotowoltaicznego, dzięki któremu dom można podłączyć do prądu. Udało się go zamontować tuż przed Wigilią Bożego Narodzenia.
- Kiedy na suficie zabłysła lampa, nie tylko rodzina, ale nawet my wpatrywaliśmy się w nią, jakby na niebie rozbłysły fajerwerki - uśmiecha się Anna Pierzchała.
Zapowiada, że to nie koniec akcji pomocy dla pani Józefy.
- Trzeba doprowadzić wodę do domu - informuje koordynatorka Szlachetnej Paczki. Do dziś staruszka i jej syn po wodę chodzą do oddalonego o pół kilometra górskiego strumyka.
Fot. Robert Hebda Szlachetna Paczka