O tym, że organizatorzy stanęli na wysokości zadania, można było się przekonać już na początku, czyli podczas zbiórki pod remizą w Piekarach, skąd dożynkowy orszak z wieńcami wyruszył w stronę Koczanowa. - Miała być tylko woda dla koni, a było znacznie więcej - żartował burmistrz Grzegorz Cichy, gdy grupa z Piekar przyszła zaprezentować na scenie swój wieniec.
Jednak prawdziwymi gospodarzami dożynek byli mieszkańcy Koczanowa. Poprzednio taka rola przypadła im w 2002 roku. - Pracy przy organizacji jest mnóstwo. Niby nie ma nic szczególnie trudnego, ale wszystkiego trzeba dopilnować. Na szczęście się udało, pogoda dopisała i jesteśmy zadowoleni - ocenił sołtys Stanisław Kukuła, który - sądząc z treści przygotowanych przez koczanowskie gospodynie przyśpiewek - był dobrym duchem i motorem napędowym przygotowań do święta plonów.
Plony zebrano tym razem bez poważniejszych perturbacji. - U mnie wszystko trwało tydzień. Nie przeszkodziła pogoda. Była tylko jedna awaria kombajnu - mówi dożynkowy starosta Marek Kotyza z Klimontowa. W roli starościny partnerowała mu Edyta Pabian z Bobina. - Wyszło znakomicie. Mogłabym być starościną jeszcze raz, choć pewnie już mi się to nie przydarzy. Chociaż kto wie, nasze koło gospodyń działa prężnie, na każde spotkanie przychodzi dużo dziewczyn i na pewno nie odpuszczą. Dożynki są potrzebne, integrują wieś. Ludzie chcą wyjść z domu, spotkać się. Tym bardziej, że mamy teraz nową, piękną remizę - mówiła.
Żniwa przebiegły sprawnie, choć na kilka dni zostały zahamowane przez ulewne deszcze. Te z kolei pokazały, jak zmienia się charakter upraw w rejonie Proszowic.
- Jest coraz więcej warzyw, za to zanika hodowla. Nie ma krów, nie ma koni. Zaoruje się łąki, by posadzić selery. To potem powoduje takie problemy jak zamulanie pól. Zboża i łąki zatrzymywały ziemię. Gdy ziemniaki lub marchew rosną w redlinach, rwąca woda wszy-stko wypłukuje. Rolnicy tak jednak postępują ze względu na ekonomię. Nie opłaca się uprawiać tytoniu, buraka cukrowego, dlatego przerzucają się na warzywa - ocenia burmistrz Cichy.
Marek Kotyza ze swoimi ośmioma hektarami zboża i hodowlą krów mlecznych, należy do mniejszości. Większość wyprodukowanego zboża wykorzystuje dla własnych potrzeb. Resztę sprzedaje.
- Zboże w tej chwili jest tanie i jeszcze potanieje, bo po żniwach wszyscy chcą sprzedać. To normalne zjawisko. W grudniu ceny powinny wzrosnąć - zapowiada.
Tegoroczne dożynki prowadzili Małgorzata Plyś i Jerzy Bysiec. O oprawę muzyczną zadbał zespół Na Krakowską Nutę i uczniowie z Koczanowa. Gwiazdą wieczoru był zespół Effect. Decyzja, który z 20 przygotowanych wieńców będzie reprezentował gminę w Miechowie na dożynkach wojewódzkich, miała zapaść w poniedziałek.
Źródło: Dziennik Polski