On i dwóch jego kolegów z saperskiego patrolu - starsi szeregowi Paweł Szwed i Paweł Brodzikowski - w ubiegłą środę zginęli od miny-pułapki w Afganistanie. Dziś w kościele pw. św. Jadwigi w Dębicy, rodzina, przyjaciele, znajomi po raz ostatni będą się żegnać z Waldemarem Sujdakiem.
Sujdak i jego koledzy wracali z bazy Warrior do macierzystej bazy Szaran wojskowym hummerem. Sprawdzali mosty, wąwozy i przepusty. Te, które mieli na wojskowych mapach. Potężnej siły ładunek podłożony był pod przepustem, którego na mapie nie było. Samochód terenowy wyleciał w powietrze, trzech polskich saperów zginęło na miejscu. Czwarty został ciężko ranny.
Waldemar Sujdak osierocił trzyletnią córeczkę Elizę. Jego rodzina nie może się otrząsnąć po tragedii. Szwagierka Waldka, Aneta Sujdak, mówi, że trudno jej pozbierać myśli. - Był nie tylko superszwagrem i wujkiem, ale też zwyczajnie dobrym człowiekiem - opowiada. Wspomina, jak bardzo razem z mężem Grześkiem (młodszym bratem Waldka) lubili jego towarzystwo. Wspólnie wypoczywali, jeździli nad wodę czy do lasu. Także Ewa Sujdak, 20-letnia siostra Waldka, nie może się pogodzić z jego śmiercią. - Ostatnią rzeczą, jaką mu powiedziałam przed wyjazdem
do Afganistanu, było: "Tylko wróć, nic więcej". Spełnił swoją życiową misję. Jestem, byłam i będę zawsze dumna z mojego śp. brata. Zawsze mu to powtarzałam - mówi.
Rodzina i przyjaciele Waldemara Sujdaka również nie mogą uwierzyć w jego śmierć. - On zawsze chciał być żołnierzem. Mówił, że to całe jego życie. Pojechał do Afganistanu, bo chciał pomagać ludziom. Zresztą zawsze można było na niego liczyć - wspomina Joanna Pragłowska, koleżanka szkolna Waldka. - Usłyszałam w telewizji o śmierci trzech żołnierzy i natychmiast napisałam
do Waldka maila. Trzydzieści sekund później dostałam wiadomość od koleżanki. Pytała, czy wiem
o jego śmierci - wspomina.
Joanna Pragłowska mówi, że z każdego listu Sujdaka tchnęło zadowolenie, że jest tam, gdzie jest,
że może pomagać ludziom, że może być komuś potrzebny. Wśród przyjaciół w Dębicy uchodził za niespokojnego, ale radosnego ducha.
- Waldi był szalony, zwariowany, żywiołowy. Nie było problemów, których by nie załatwił i nie załagodził. Miał dar zjednywania sobie ludzi - wspomina Krzysztof Lipczyński, który z Sujdakiem przyjaźnił się od dziecka. -Był, jest i będzie moim najlepszym przyjacielem - dodaje.
Ta śmierć dotknęła wszystkich, którzy znali starszego kaprala Sujdaka. Dla nich - po prostu Waldiego.
- Dobiła mnie wiadomość o jego śmierci - mówi Marcin Stadnik, kolega żołnierza z podstawówki.
- Pamiętam, że przyjechałem z delegacji, siadłem przed komputerem i zobaczyłem artykuł o śmierci
w Afganistanie. Nie wiem dlaczego, ale pomyślałem o Waldku, bo kilka dni wcześniej znaleźliśmy się
na Naszej Klasie i umówiliśmy na spotkanie, jak tylko wróci do kraju. Dosłownie ryczałem jak dziecko.