Pod koniec września 2015 roku „Gazeta Krakowska” opisała historię Oksany i Nikolaja. Ta para ukraińskich tancerzy uciekła przed wojną w swej ojczyźnie i zamieszkała w Zakopanem. Tu pracowali w jednym z miejscowych hoteli, ale w zamian mieli w miarę godziwe pieniądze i spokój. Wówczas ta historia ciekawiła, bo była odosobnionym przypadkiem... Dziś podobnych opowieści można by spisać już setki.
Na Podhalu zaroiło się bowiem od emigrantów zarobkowych z Ukrainy. Aktualnie tylko w powiecie tatrzańskim i nowotarskim legalnie pracuje ich około 2 tysięcy.
- Faktycznie, obecnie mamy wzrost zainteresowania pracownikami z Ukrainy - mówi Jan Gąsienica Walczak, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Zakopanem. - Tylko od początku tego roku pracodawcy z terenu pow. tatrzańskiego zgłosili nam (tego wymaga prawo - przyp. red.) chęć zatrudniania 784 obcokrajowców. - W 99 procentach byli to Ukraińcy. Ta liczba może jeszcze do grudnia mocno wzrosnąć, bo ponad połowa tych wniosków wpłynęła we wrześniu i październiku. Widać, że po wakacjach zapotrzebowanie jest jeszcze większe - dodaje dyrektor.
Podobna sytuacja ma miejsce w pow. nowotarskim. Tu Ukraińców dotychczas zatrudniono 1300.
- To, że najwięcej Ukraińców ściągnęło w góry po wakacjach, wcale mnie nie dziwi - mówi Zenon Marduła, właściciel pensjonatu na Podhalu. - Wakacje pod Tatrami były rewelacyjne. Turystów w wielu hotelach, restauracjach itp. nie miał jednak kto obsługiwać. Niby mamy w Polsce bezrobocie, a tak naprawdę trudno jest znaleźć kogoś do pracy. Stąd popyt na pracowników z Ukrainy.
Mieszkańcy Podhala faktycznie niechętnie chcą pracować w restauracji na Krupówkach za 1500-2000 zł miesięcznie. Dla nich to za mała stawka. Ukrainiec natomiast wynajmie łóżko w 6-osobowym pokoju, będzie pracował po 12 godzin dziennie przez 7 dni w tygodni, weźmie 1000 zł wypłaty na czysto (po odliczeniu kosztów mieszkania i jedzenia, które daje pracodawca) i będzie szczęśliwy. Umowy o pracę mu nie potrzeba. Podpisuje jedynie taką o dzieło (jak mówią dane PUP, takie umowy oferuje się ok. 80 proc. Ukraińców).
- Ja pracuję za podobną stawkę - mówi Nadia, kasjerka w jednym z zakopiańskich marketów. - Jestem zadowolona. 1000 zł to mniej więcej trzykrotność pensji kasjerki na poczcie w Kijowie. Przyjechałam tu na pół roku. Przez ten okres sporo więc odłożę.
Niskie koszty jeszcze długo będą więc zachęcać pracodawców z Polski do zatrudniania sąsiadów ze Wschodu. Na Podhalu już dziś słychać jednak głosy, że emigranci zarobkowi mają też swoje wady.
- Z wyjątkami, są o wiele mniej pracowici niż Polacy - mówi Adam, kierownik jednego z marketów spożywczych w Nowym Targu. - Lubią bumelować. Często są też opryskliwi dla klientów. Dla mnie to nie do pomyślenia. Sam pracowałem na emigracji w Irlandii. Starałem się tam być dwa razy lepszy od miejscowych, by mnie docenili. W Ukraińcach takiej chęci nie widzę. a ą