Wizyta w Nowym Targu dla miliona wiernych
Pierwsza papieska msza pod Tatrami odbyła się 8 czerwca 1979 roku. Uroczystość zgromadziła blisko milion osób - górali z Podhala, Spisza, Orawy, Pienin, pielgrzymów z innych zakątków Małopolski.
Mieszkańcy o wizycie Ojca Świętego dowiedzieli się 1 kwietnia 1979, kiedy to ogłosił to w czasie mszy ks. Franciszek Juraszek, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Od tamtej pory ruszyły przygotowania. Nie było to łatwe, bo komunistyczne władze robiły wszystko, by to utrudnić. Np. do połowy maja nie było zgody wojewody nowosądeckiego, by mszę zorganizować na lotnisku (choć wcześniej zgodziły się na to centralne władze PZPR). Prace przy budowie ołtarza ruszyły 22 maja. Trwały 10 dni. Każdego dnia pracowało 50-60 osób delegowanych przez różne parafie z Podtatrza, a nocami inni pilnowali materiałów i samego lotniska.
Dzień przed mszą miasto było zamknięte dla samochodów. Milicja stała na dojazdach do miasta i kierowała ruchem. Co ciekawe, pomagali jej klerycy z tarnowskiego seminarium. W sektorach na lotnisku w roli porządkowych pracowało 3000 górali. Mieszkańcy Nowego Targu i okolicznych miejscowości udostępniali swoje domy dla pielgrzymów. A władze wysłały do Nowego Targu delegata komitetu centralnego, który w dzień mszy siedział w hangarze na lotnisku i co 5 minut wysyłał do Warszawy meldunki teleksem. Na kilka godzin przed wizytą papieża władze komunistyczne zamknęły linię kolejową z Jordanowa do Chabówki - nie wiadomo z jakich przyczyn. Pielgrzymi więc szli do Nowego Targu na nogach.
Papież przyleciał do Nowego Targu śmigłowcem. Oprawę mszy stanowił 400-osobowy chór z różnych parafii i 40-osobowa kapela muzyków góralskich.
Po nabożeństwie, gdy Papież odleciał do Krakowa, nad lotniskiem rozpętała się potężna ulewa i burza. Piorun uderzył w gromadzących się ludzi. Jednak osoba została ranna, ale służby medyczne zdołały ją uratować.
Po godz. 14 lotnisko opustoszało. Wtedy wjechał dźwig na gąsienicach i weszła ekipa Ochotniczego Hufca Pracy. Rozpoczęli burzenie ołtarza papieskiego. Księdzu Juraszkowi udało się uratować kilka elementów ołtarza - krzyż, listwy ozdobne, tron papieski, pulpit liturgii słowa.
Pamięta wizyta w 1997 i msza na skoczni
Druga wizyta Ojca Świętego na Podhalu miała miejsce w 1997 roku. Wtedy to Jan Paweł II odprawił pamiętną mszę na Wielkiej Krokwi. W uroczystości wzięło udział ok. 300 tys. pielgrzymów, a górale polscy złożyli hołd Ojcu Świętemu.
W czerwcu 1997 roku Ojciec Święty przybył do Zakopanego na kilka dni. Nocował w zakopiańskiej Księżówce. W trakcie wizyty konsekrował kościół na zakopiańskich Krzeptówkach – obecne sanktuarium narodowe, które zostało wybudowane jako wotum dziękczynne za ocalenie Ojca Świętego w zamachu na Placu Św. Piotra. W kościele św. Rodziny na Krupówkach spotkał się z dziećmi pierwszokomunijnymi, a w kościele św. Krzyża – z chorymi. Na koniec pielgrzymki udał się do sanktuarium w Ludźmierzu.
Kulminacją jego pielgrzymki była uroczysta msza na skoczni. W ceremonii wzięło udział ok. 300 tys. pielgrzymów. W trakcie nabożeństwa Adam Bachleda Curuś – ówczesny burmistrz Zakopanego złożył hołd Papieżowi. Był to hołd górali polskich, za którym stali wszyscy burmistrzowie i wójtowie gmin i miast z terenów górskich.
„Byłem nawigatorem lotu Ojca Świętego”
W trakcie swojej wizyty w 1997 roku papież miał także dzień prywatny, w trakcie którego przeleciał śmigłowcem nad Podhalem, Orawą, Spiszem, Babią Górą, Pieninami i Tatrami. Wjechał także kolejką linową na Kasprowy Wierch.
- Niespodziewanie zostałem nawigatorem lotu Papieża Jana Pawła II nad Podtatrzem. Jako przewodnik górski przez lata prowadziłem grupy po wielu pasmach gór Polski i Europy. Wycieczka 5 czerwca 1997 r. była najważniejsza w moim przewodnickim życiorysie – mówi Piotr Bąk, był burmistrz Zakopanego i starosta tatrzański, a obecnie radny powiatu tatrzańskiego.
28 lat temu Piotr Bąk był wiceburmistrzem Zakopanego i brał udział w przygotowaniach pielgrzymki Papieża Polaka. Jednym z jego zadań było przygotowanie trasy lotu papieskiego 5 czerwca. Miał to być lot nad Podhalem, Spiszem, Gorcami, Orawą, Pieninami, Babią Górą, Tatrami – miejscami, które Jan Paweł II znał, w których bywał, w których znał ludzi.
- Miałem przygotować trasę, a ostatnim elementem tego zadania był lot próbny, który miałem odbyć 5 czerwca, trzy godziny przed lotem Ojca Świętego. Moim zadaniem było pokazanie pilotom trasy - wspomina Bąk.
Na tej trasie znalazł się jeden element szczególny - nowo wybudowany kościół w Rokicinach Podhalańskich. Przy kościele mieli zgromadzić się mieszkańcy, miał być ułożony napis z kwiatów. Śmigłowiec miał przelecieć nad kościołem. I w locie próbnym tak się stało. Na tym miała się skończyć rola Piotr Bąka w przygotowaniu lotu papieża.
- Okazało się jednak, że tego nowego kościoła nie było wówczas w żadnych mapach. Piloci uznali, że nie poradzą sobie sami, że nie trafią. I zgłosili, że konieczne jest, bym ja poleciał z nimi w locie właściwym, z Papieżem na pokładzie. I tak też się stało. Tym niespodziewanym sposobem zostałem nawigatorem lotu papieskiego 5 czerwca 1997 roku - opowiada Piotr Bąk.
Papież zdziwił się Jeziorem Czorsztyńskim
Towarzyszył on Ojcu Świętemu w czasie całego lotu. Obok śmigłowca papieskiego leciały dwa inne - z oficerami Biura Ochrony Rządu. Siedział w kabinie pilotów, jednak - jak wspomina - drzwi do saloniku Papieża były otwarte. Mógł więc obserwować Ojca Świętego, jego reakcje, a także opowiadać mu gdzie aktualnie się znajdują.
- Papież przez cały lot siedział z różańcem w ręku. Wyglądał jakby był zanurzony w modlitwie. Jednak cały czas spoglądał za okno. I reagował na niektóre miejsca. Np. poprosił, by jeszcze raz okrążyć Babią Górę, które wtedy wyglądała wyjątkowo pięknie - opowiada Bąk.
Ojciec Święty wyraźnie poruszył się, gdy przelatywano nad zamkiem w Niedzicy. I skomentował to. - Papieża zdziwiło jezioro przy zamku. Gdy on bowiem opuszczał Polskę, (po wyborze na Stolicę Piotrową – przyp. red.), wtedy Jeziora Czorsztyńskiego w ogóle nie było - mówi starosta tatrzański.
Na Rusinową Polanę zamiast na Krzyżne
W czasie lotu miało odbyć się lądowanie śmigłowca papieskiego w Tatrach. - Planując to analizowałem 24 lądowiska wykorzystywane przez ratowników TOPR. Zdecydowałem się na Przełęcz Krzyżne. Jest tam duże płaskie miejsce, gdzie bezpiecznie można posadzić śmigłowiec. Poza tym trudno dostępne, więc była duża szansa, że niewiele osób postronnych tam dotrze i Papież będzie mógł w spokoju kontemplować piękno Tatr - wspomina Bąk.
Jednak dzień przed lotem okazało się, że maszyna wojskowa, którą miał lecieć Papież, nie da rady dolecieć na Krzyżne. Wojskowy Mi miał bowiem inne parametry niż śmigłowiec Sokół należący do TOPR - nie mógł lądować powyżej 1600 metrów nad poziomem morza. Krzyżne leży tymczasem na wysokości 2112 metrów.
Zapadła więc decyzja, że śmigłowiec siądzie na Rusinowej Polanie, niedaleko Wiktorówek. Jednak i to się nie udało. Gdy śmigłowce BOR doleciały wcześniej na Rusinową, by przygotować lądowisko, okazało się, że znalazła się tam niespodziewanie grupa turystów. Gdy ci zobaczyli biały śmigłowiec, podeszli do miejsca lądowania, by powitać papieża. To spowodowało, że śmigłowiec nie mógł bezpiecznie wylądować. Nie miał kto na polanie przekazać ludziom, by się odsunęli. Papieski śmigłowiec pięć razy okrążył polanę, ale nie był w stanie wylądować. Odleciał.
- Było to dla mniej zdecydowanie najważniejsze doświadczenie w moim przewodnickim życiorysie - kwituje Piotr Bąk.
Jan Paweł II w kolejce na Kasprowy Wierch
6 czerwca 1997 rok zapisał się na trwałe w historii także Polskich Kolei Linowych. 28 lat temu Ojciec Święty Jan Paweł II wjechał koleją linową PKL na Kasprowy Wierch podziwiając panoramę Tatr. - Ogromne przeżycie duchowe, wzruszenie oraz chwile, o których trudno zapomnieć - tak dziś pracownicy PKL wspominają tamten dzień.
Jan Paweł II górami zafascynowany był od zawsze i to właśnie góry ukochał w sposób szczególny. Nic więc dziwnego, że górale od lat zabiegali o wizytę Papieża w Zakopanem. Ten szczególny moment dla całej społeczności Zakopanego i regionu nadszedł w czerwcu 1997 roku, gdy Ojciec Święty zawitał z pielgrzymką do stolicy polskich Tatr.
Tamte wydarzenia z pewnością na trwałe zapisały się w pamięci mieszkańców Zakopanego. Niezapomniane przeżycie i emocje czekały również na ówczesnych pracowników Polskich Kolei Linowych.
– Dla PKL to było niezwykłe wydarzenie, które w pamięci i w sercach nas wszystkich pozostaje do dziś. Jan Paweł II był bardzo ważną i znamienitą postacią, to była ogromna radość i zaszczyt, że był pasażerem PKL. Tak się składa, że 6 czerwca mam urodziny, więc tamten dzień dla mnie był dodatkowo szczególny, zwłaszcza że otrzymałem od Ojca Świętego różaniec. Nie mogłem sobie wymarzyć piękniejszego prezentu - wspomina Paweł Murzyn, wieloletni i emerytowany już pracownik PKL.
Papież od zawsze zachwycał się górami i potrafił korzystać z ich uroków jak nikt inny. Sam wielokrotnie podkreślał, że to właśnie góry są mu bardzo bliskie. W Zakopanem pozostało po Ojcu Świętym wiele pamiątek, m.in. papieskie narty z herbem Watykanu, galerie zdjęć, tablice upamiętniające tamto wydarzenie, zrealizowano także film „Jan Paweł II w Tatrach – wybrane wspomnienia”.
Do dziś w budynku górnej stacji kolei PKL na Kasprowym Wierchu można oglądać zdjęcia i filmy dotyczące wizyty oraz pamiątki należące do Ojca Świętego Jana Pawła II. W gablocie prezentowane są narty i kurtka narciarska Papieża, a także przedmioty używane podczas górskich wędrówek przez osoby podróżujące wraz z Ojcem Świętym. Po tamtych odwiedzinach pozostał między innymi wpis w księdze pamiątkowej PKL „Benedicite montes Dominum – Góry błogosławcie Pana”.
