- Wszystko zaczęło się bardzo naturalnie. Zebrała siłę grupa Polaków, a ponieważ mamy sprzęt muzyczny, więc zaraz pojawił się „didżej”, który puszczał polskie piosenki – mówi nam Cindy z kawiarni Les Artistes.
W piątek, mimo ogromnej ulewy, która momentami zalewała St Etienne, zabawa trwała niemal do rana, w sobotę plac Jean Jaures znowu zapełnił się biało-czerwonymi koszulkami. Tym razem również z udziałem szwajcarskich kibiców – bardzo licznych, choć zdecydowanie mniej głośnych. Dysonans był uderzający – z jednej strony Polacy wymieszani z innymi nacjami (pojawili się nawet Belgowie!) głośnym śpiewem akcentujący swoją obecność, z drugiej Szwajcarzy, spokojnie pijący piwo w ogródku. - To dlatego, że nie mamy tu muzyki – broniła się grupa Helwetów z „włoskiej” części kraju. - Ale widzieliśmy za to bardzo ładne Polki…
Kilku żandarmów pojawiło się na krótko około południa, ale nie mieli co robić i szybko odeszli.
Generalnie widać, że zaczyna się kolejna faza turnieju. Na ulicach Saint Etienne jest dużo policji, kontrole są wzmożone, samochodem nie można wjeżdżać na znaczny, niemal kilometrowy obszar wokół stadionu. Kibice jednej i drugiej drużyny potrafili jednak zamienić mecz piłkarski w normalne święto futbolu. Przed spotkaniem nie mamy się czego wstydzić, choć tysiące kibiców szwajcarskich idących wspólnie na stadion Geoffroy Guichard robiły duże wrażenie.