Z punktu widzenia archeologa, który za kilka tysięcy lat będzie badał terytorium zamieszkiwane dziś przez Polaka, nic osobliwego nie będzie też w rodzajach pochówku czy praktykowanej przez Polaka wiary. Uwagę badacza może zwrócić jedynie liczba pomników lekko przygarbionej postaci, o dobrotliwym wyglądzie - to papież Polak, najsłynniejszy z Polaków.
Jednak raczej żadna nowa kultura, na miarę kultury pucharów lejkowatych, tutaj nie zostanie odkryta. Chyba, że jeszcze bardziej rozwinie się związany z dramatycznym dla Polaka wydarzeniem kult wraku samolotu i przydanie cech relikwii tonom powykręcanej stali. Wtedy, w dalekiej przyszłości, Polak będzie stanowił dla naukowców zagadkę nie mniejszą niż całun turyński, piramidy egipskie i geoglify z Nazca.
Na razie jednak tym, co czyni Polaka wyjątkowym na skalę wszechświata, jest jego stosunek do śmieci. Nie tylko dlatego, że jedną z ulubionych rozrywek Polaka jest wywożenie śmieci do lasu albo podkładanie ich sąsiadowi. Polak ma jeszcze jedną słabość, która przyjmuje rozmiary rytuału: kiedy widzi kubeł na śmieci, odczuwa silną potrzebę nie tylko wyrzucania do niego - a częściej obok niego - odpadków, ale także obłożenia go rozmaitymi rupieciami, które się do niego nie mieszczą.
Polak ponadto nie przyswaja słów "recykling" i "segregacja". Uważa je za całkowicie zbędne wymysły wyżej rozwiniętych, ale - w mniemaniu Polaka - zblazowanych społeczeństw. Pod pojemniki na szkło, metal, plastik i papier lubi więc Polak wynosić stare meble, zniszczone ubrania, przeterminowane lekarstwa, zużyte baterie i elektrosprzęt.
Zjawisko stało się jeszcze bardziej powszechne i widoczne po wprowadzeniu tak zwanej ustawy śmieciowej. Dawniej żyjący w tak zwanym blokowisku Polak wszystko zrzucał do zsypu, a pod niego zanosił resztę, czyli na przykład zardzewiałe pralki i chwiejące się ze starości szafy. Nie wyglądało to dobrze, ale zsypy i ich okolice mają z reguły tę zaletę, że nie od razu rzucają się w oczy. Sytuacja zmieniła się, gdy Polak dostał dodatkowe kolorowe pojemniki, tym razem w wielu wypadkach ustawione na widoku.
Polak poczuł w tym momencie zew natury. Z konsekwencją bobra budującego żeremie, zaczął napełniać kubły czym popadnie, a nawet ustawiać obok nich pękate plastikowe worki, kineskopowe telewizory, przestarzałe komputery i całe meblościanki.
Pomysł, który miał przybliżyć Polaka do cywilizowanego świata, podwyższyć procent recyklingu odpadów ze znikomego na średni, w początkowej fazie okazał się zbyt trudny do realizacji. Polak wychodząc z założenia, że jedyna przestrzeń, o którą powinien dbać, ogranicza się do jego legowiska, zmienił swoje - mniej lub bardziej - przyjazne osiedla w zawalone śmieciami slumsy. W tym tempie śmiecenia otoczenie Polaka szybko zacznie przypominać fawele Rio de Janeiro tudzież najbiedniejsze dzielnice Nairobi.
Opamiętanie przyjdzie razem z plagą szczurów, a wtedy zastosowanie znajdzie popularne w krainie Polaka powiedzenie: mądry Polak po szkodzie. A wtedy Polak uzna, że trzeba uczyć się na błędach. Czyli, że ustawa ustawą, ale dopiero teraz widać, że nic nie sprawdza się tak dobrze jak wywożenie śmieci do lasu.