Obecnie przedszkole ma sześć sal dla dzieci, wszystkie są pełne wspaniałych zabawek. Każda grupa ma swoją szatnię, jest też łazienka i kuchnia, gdzie gotuje się wspaniałe posiłki. Do przedszkola przylega ogród, a w nim piękny plac zabaw. Jest bezpiecznie, bo wszystko jest ogrodzone. Początki nie były jednak tak wspaniałe.
- Gdy przegląda się nasze historyczne zapiski, to te pierwsze lata wyglądają nieciekawie - mówi Jadwiga Urbańska, kierowniczka przedszkola. - Przedszkole umieszczone zostało w starym budynku szkolnym. Zajmowało jedną salę, w której dzieci składały swoje ubrania i buty. Nie było nie tylko zabawek, ale nawet o stolikach czy krzesełkach można było pomarzyć - dodaje.
Dzieci szły z wychowawczynią przeważnie w pole lub do lasu i tam uczyły się piosenek i wierszyków, odbywały też zajęcia, jakie wyznaczał im ówczesny program.
- Proszę sobie wyobrazić, że nie było nawet kuchni - opowiada pani Jadwiga. - Dzieciaki musiały chodzić pół kilometra na posiłki, które przygotowywane były w jednym z prywatnych domów - dopowiada.
Minęło trochę czasu i przedszkole przeniesiono do innych pomieszczeń. Znalazło swoje tymczasowe miejsce w prywatnym domu pani Marii Brach. Było już trochę lepiej, bo dzieciaki miały stoliki i ławki. Można też było na miejscu gotować posiłki, bo do dyspozycji była kuchnia gospodarcza. Dzieci jednak przybywało i jeden pokój w domu już nie wystarczał. Postanowiono przenieść przedszkole do wolnego jeszcze wtedy domu gromadzkiego.
- Tam było pomieszczenie na szatnię, kuchnię, salę zabaw - relacjonuje kierowniczka. - Dzieci miały lepsze warunki. Radość nie trwała jednak długo. Budynek okazał się potrzebny dla władz, a dzieci znów wylądowały w domu prywatnym tym razem u pana Stanisława Waląga. Był tam bardzo zły dostęp zwłaszcza zimą i jesienią. Budynek bardzo stary, w podłodze dziury, okna małe - dodaje.
Tu jednak dzieciaki z Moszczenicy miały odpowiednie dla siebie stoliki krzesełka, ale było to tak naprawdę jedyne zdobycze, choć poprawiło się trochę wyżywienie, bo dzięki staraniom jednej z nauczycielek, Teresy Kijek, zakwalifikowano do grona przedszkoli wiejskich. Tułaczka się jednak nie skończyła. Budynek, w którym były dzieci przestał nadawać się dla nich głównie z powodów higienicznych. Na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku dzieci trafiły do nowo oddanego budynku szkoły w Moszczenicy. Nowe miejsce to kolejny skok jakościowy, do przedszkola trafiły nowe meble.
- Radość nie trwała długo, bo w 1966 roku zmienił się system szkolny i maluchy musiały ustąpić miejsca uczniom klas ósmych - opowiada pani Jadwiga. - Tych najmłodszych przeniesiono do części mieszkalnej budynku, dając im do dyspozycji były dwie sale, łazienkę i szatnię - relacjonuje.
Przeprowadzki zakończyły się ostatecznie w 1979 roku.
- Cała Polska żyła zimą stulecia, a w Moszczenicy w lutym dzieciaczki znalazły w końcu swoje miejsce - mówi z uśmiechem kierowniczka. - Przedszkole przeniesiono do dolnej części budynku Urzędu Gminy, gdzie znajduje się do dziś - dodaje.
Już w XXI wieku, a dokładnie 24 maja 2012 r. przedszkole otrzymało imię „Wesołe Krasnale”.
- Nasza duma to fakt, że zajmujemy się kolejnymi pokoleniami dzieciaków z Moszczenicy - podkreśla pani Jadwiga. Pod naszą opieką byli kiedyś rodzice, a teraz są ich pociechy - dodaje.
Tak jest w przypadku choćby młodego i dynamicznego przedsiębiorcy z Moszczenicy Damiana Markowicza, który jest też strażakiem w miejscowym OSP.
- Pamiętam dobrze moje przedszkolne lata - wspomina pan Damian. - To był taki dobry dla mnie czas. Zabawa, radość z każdego dnia w przedszkolu, a moją przedszkolną ciocią była pani Renata Ludwińska, która nadal opiekuje się dzieciakami - dopowiada.
Gdy w rodzinie pana Damiana pojawił się potomek i gdy osiągnął wiek, w którym mógł iść do przedszkola, rodzice nie mieli żadnych wątpliwości.
- Tak dokładnie było - mówi z przekonaniem Damian. - Mój syn Karol stał się Wesołym Krasnalem. Widzę, że ma takie samo podejście jak ja. Cieszy go każdy dzień spędzony razem z rówieśnikami pod dobrą opieką wspaniałych nauczycielek. Jego ciocią jest pani Lucyna Majka, a pomaga jej Angelika Dobek - dopowiada z szerokim uśmiechem.
Dumą placówki jest to, że uczęszczają do niej dzieci nie tylko z gminy Moszczenica, ale też z sąsiednich.
- Mamy też dzieciaczka z innego powiatu, choćby dziewczynkę z Turzy - opowiada kierowniczka.
Z pierwszych lat działalności przedszkola w Moszczenicy zostało w nim jedno. Domowa i radosna atmosfera.
- Może to pokłosie tego, że nasze początki to tułaczka po prywatnych domach - zastanawia się Jadwiga Urbańska. - Ja jednak stawiałbym na moje koleżanki. Dla nich każde dziecko jest najważniejsze. Każdemu poświęcają tyle samo uwagi. Wszystkie wiemy przecież, że rodzice oddają pod naszą opiekę swoje największe skarby - dodaje.
W tym roku w Moszczenicy zakończono już nabór na nowy rok szkolny.
- Mamy w tej chwili 115 dzieciaków w sześciu grupach. Najmłodsze nie mają jeszcze trzech lat, a starszaki to sześciolatki - dodaje kierowniczka. - Jestem pewna, że to będzie kolejny pełen radości rok dla naszych małych podopiecznych - dopowiada.
Będzie to też kolejny rok, w którym mali podopieczni przedszkola będą przygotowywać się do nauki w szkole, będą zbierać doświadczenia w umiejętności rozumienia, słuchania i mówienia. Poznawać swoją miejscowość, jej historie i współczesność.
DRAMATYCZNY WYPADEK AUTOKARU NA ZAKOPIANCE:
WIDEO: Mówimy po krakosku
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto