Na początku wakacji wielu kierowców zastanawiało się, czy cena litra benzyny PB 95 skoczy niebawem z 8 do 10 złotych. Pesymizm potęgowały rosnące ceny ropy w parze ze słabnącym złotym. Sytuacja zdaje się jednak normować. Cena baryłki ropy BRENT oscyluje wokół 100 dol. , kurs USD nie przebił – jak się wielu obawiało – granicy 5 zł, lecz opadł w kierunku 4,60 zł. Równocześnie największy gracz na polskim rynku, czyli ORLEN, dzięki wakacyjnej promocji (rabat 30 groszy na litrze przy użyciu aplikacji), doprowadził do zaostrzenia konkurencji między detalistami, co silnie wpłynęło na poziom cen. Co będzie dalej?
Coraz więcej analityków zauważa, że wysokie ceny paliw i surowców energetycznych oraz samej energii (tydzień temu pisaliśmy o prądzie, gazie i węglu) już doprowadziły do spadku popytu; widać to także na polskich stacjach paliw, gdzie dotychczasową liczbę klientów zachował tylko ORLEN (efekt promocji), a cała reszta straciła ok. 7 proc. Ekonomiści wskazują na duże prawdopodobieństwo wejścia krajów rozwiniętych w fazę recesji (banki centralne, w tym NBP, schładzają koniunkturę podnosząc stopy procentowe), co zawsze zmniejsza popyt na paliwa i energię. Dokładnie taki sam skutek będą miały nowe regionalne lockdowny w Chinach. Część „recesyjnych” prognoz (np. Citigroup) zakłada wręcz spadek cen ropy BRENT do poziomu ok. 65 dol. za baryłkę pod koniec 2022 r. Przy stabilnym kursie złotego do dolara mogłoby to oznaczać powrót do benzyny i oleju napędowego w granicach 6 zł za litr. Ale…
- W realiach recesji wszystko powinno tanieć, albo przynajmniej przestać drożeć. Tak było po wybuchu pandemii w 2020 r. Teraz za sprawą rosyjskiej agresji na Ukrainę i nieobliczalności władzy na Kremlu może być jednak tak, że będziemy mieli recesję i silny spadek popytu na surowce i energię, a mimo to ich ceny nie będą spadać z powodu ograniczonej dostępności wywołanej – z jednej strony – zatrzymaniem dostaw przez Moskwę, a z drugiej – embargami wprowadzonymi przez kraje Zachodu – komentuje prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC Polska.
Mateusz Walewski, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego, zwraca uwagę, że sytuacja ekonomiczna w Europie i świecie zależy dziś w mniejszym stopniu od prowadzonej przez poszczególne rządy polityki gospodarczej, a w większym – od sytuacji na frontach wojny w Ukrainie.
- Europa i Polska znalazły się w obecnej sytuacji nie tylko za sprawą działań Rosji, ale też z powodu rażących błędów w polityce makroekonomicznej i pieniężnej. W Polsce musimy też mówić o rażących błędach w polityce energetycznej popełnionych w ostatnich kilkunastu latach przez wszystkie rządy – dodaje były wicepremier Janusz Steinhoff, minister gospodarki Gospodarczego Gabinetu Cieni BCC.
Ma na myśli m.in. brak postępów w energetyce jądrowej, brak inwestycji w modernizację sieci energetycznych (przez co trzeba było w tym roku zahamować rozwój fotowoltaiki) oraz zastopowanie na siedem lat rozwoju lądowej energetyki wiatrowej. W opinii Janusza Steinhoffa, rząd i kontrolowane przezeń koncerny energetyczne nie potrafiły też w porę zareagować na spodziewany deficyt węgla kamiennego i wzrost jego cen, co może mieć fatalne konsekwencje nie tylko dla gospodarstw domowych, ale przede wszystkim dla ciepłowni, które korzystały dotąd z rosyjskiego surowca: zostały dosłownie tygodnie na zapewnienie im węgla o odpowiednich parametrach.
Tymczasem niespotykanie wysokie w dziejach ceny węgla energetycznego (przed tygodniem pisaliśmy o przebiciu bariery 350 dol., teraz cena w ARA spadła szczęśliwie poniżej 300 dol.) oraz stawki za emisję CO2 (dochodzące do 80 euro za tonę) już przekładają się na taryfy przedsiębiorstw dostarczających ciepło do polskich domów. W Krakowie MPEC bazuje (w około dwóch trzecich) na cieple dostarczanym przez kontrolowaną przez rząd spółkę PGE Energia Ciepła, resztę dostarczają głównie CEZ Skawina i KHK. Stawki już teraz (w lipcu) poszły w górę.
- O ile wcześniej u wytwórców ciepła bazujących na paliwie węglowym, jak PGE, normą były stawki rzędu 16 zł za gigadżul, to teraz normą stały się dwukrotnie, a nawet trzy razy wyższe. W połowie czerwca cena dobiła do 68 zł za gigadżul, a widziałem wyliczenia sięgające 100 złotych za gigadżul
– ujawnił nam Rafał Gawin, prezes Urzędu Regulacji Energetyki.
Nawet jeśli krakowski MPEC nie zmieni stawek za przesył, to rachunki krakowian za ogrzewanie będą o kilkadziesiąt procent wyższe. Przeciętne 60-metrowe mieszkanie zużywa w sezonie ok. 30 gigadżuli ciepła. W domach oraz lokalach użytkowych, np. w biurach, restauracjach, kinach, klubach fitness itp. to zużycie jest odpowiednio wyższe, przy czym mnóstwo zależy od tego, jak dobrze ocieplony jest budynek. Gospodarstwom domowym i przedsiębiorcom nigdy jeszcze nie opłacało się tak bardzo inwestować w termomodernizację.
- Zanim wieś Zakopane stała się miastem. Tak tu było przed ponad 100 laty!
- Gdzie na szybki wypad z Krakowa? TOP 10 urokliwych miejsc z dala od zgiełku
- Greckie plaże i chorwackie wody na wyciągnięcie ręki. Wakacje 30 minut od Krakowa!
- Będzie nowy wiek emerytalny w Polsce? Takie mogą być emerytury stażowe
- Najmodniejsze sukienki na wesele w 2023 roku. Takie są trendy w tym sezonie
- TOP 15 najlepszych parków rozrywki w Polsce. Tu warto przyjechać! RANKING
