Otóż drapieżne robaki faktycznie istnieją. Faktycznie od dwóch dekad zabijają pożyteczne dżdżownice. Rzeczywiście są trudne do fizycznej eksterminacji, tyle tylko, że co rusz w tym samym tekście nazywane są płazińcami. Rzecz w tym, że pomylenie glisty z płazińcem, to tak jak nazwać węża węgorzem.
Tytułowe zejście na psy polega na prostym fakcie, że nieudolne tłumaczenie tekstu przy pomocy sztucznej inteligencji przez autora, można sprawdzić jednym kliknięciem myszy. Kto zacz płaziniec a kim jest glista. Inwazyjny przybysz jest płazińcem. Za najbliższych kuzynów ma przywry i tasiemce o podobnym doń płaskim ciele.
Z glistami niegdyś łączono je w grupę robaków, dzieloną wedle kształtu ciała na obłe i płaskie. Ot i lenistwo. I tyle w kwestii biologicznej prawdy. Intruzów w ogrodzie o długości ołówka i żółtym pasku na grzbiecie trudno przeoczyć. Z powodu niezłych zdolności do regeneracji nie warto ich kawałkować, bo ulegną odtworzeniu i wrócą do życia. Jak sądzę gorąca woda lub silne słońce w upalny dzień będą skuteczne. Pod warunkiem, że dotrą do Polski.
