- Cracovia gra najlepszą piłkę w ekstraklasie - stwierdził przed tygodniem po meczu z "Pasami" kapitan Pogoni Szczecin Bartosz Ława. Łatwo mu było tak mówić, bo jego zespół w Krakowie wygrał.
Ciekawe, co myślą sobie teraz piłkarze Jagiellonii, którzy nie tak dawno ulegli mistrzom Polski - warszawskiej Legii 2:3, ale mocno ją postraszyli. Z krakowianami poszło im... gorzej. Gdy goście prowadzili dwoma bramkami, pełnią kolorów rozbłysła ich gra - bawili się w kotka i myszkę z gospodarzami, którzy bezradnie biegali, próbując im odebrać piłkę. Widać było ogromny luz, polot w poczynaniach piłkarzy Wojciecha Stawowego. Raz po raz stwarzali sobie bramkowe sytuacje, a co ważne, potrafili je wykorzystać, czego zabrakło w spotkaniu z Pogonią w poprzedniej kolejce.
"Jadze" trzeba oddać, że miała pomysł na grę z Cracovią. Stosowała wysoki pressing, ale o ile np. wcześniej taka taktyka sprawdziła się w przypadku Lechii czy Legii, o tyle białostoczanie nie potrafili wykorzystać błędów krakowian. Bo - to mała łyżka dziegciu w beczce miodu - takowe też, zwłaszcza w pierwszej fazie meczu, gościom się zdarzały.
Przed spotkaniem można było mieć pewne obawy o formę Cracovii, zwłaszcza, że nie mógł wystąpić Krzysztof Danielewicz, który regulował jej poczynania w środku pola. Marcin Budziński udowodnił jednak, że jest nie mniej kluczowym piłkarzem na tej pozycji. Właśnie on oraz Saidi Ntibazonkiza i Sebastian Steblecki fantastycznie współpracowali z "kłującym żądłem", czyli Dawidem Nowakiem. Siła ofensywna "Pasów" była więc prawie doskonała. Gra w obronie aż tak dobra nie była, ale że od dłuższego czasu w wysokiej formie znajduje się bramkarz Krzysztof Pilarz, więc goście mogli nabrać wiary w siebie. Zwłaszcza, że grało im się bardzo komfortowo po zdobytej bramce. "Budzik" dostrzegł Nowaka, gospodarze na chwilę stanęli, licząc na spalonego, ale napastnik "Pasów" nie zastanawiał się na tym, tylko ruszył w kierunku bramkarza. Piłka odbiła się od nóg golkipera, wróciła do Nowaka, który wepchnął ją do siatki.
Miejscowi mogli liczyć na Daniego Quintanę, który jako jedyny z nich grał na swoim, wysokim poziomie, ale w wielu przypadkach Jagiellonii brakowało jednak dobrego wykończenia akcji.
"Pasy" dopóki nie uzyskały dwubramkowego prowadzenia, mogły drżeć jeszcze o wynik, bo gospodarze byli groźni. Świadczy o tym choćby uderzenie wprowadzonego do gry po przerwie Macieja Gajosa, po którym piłka odbiła się od poprzeczki. W tej samej akcji białostoczanin został następnie zablokowany przez Szeligę. Krakowianie byli jednak przekonani, że to jest ich dzień, na co dowodem były odważne akcje lewego obrońcyAdama Marciniaka. W sobotę jego ataki siały zamęt w defensywie gospodarzy. Jeszcze przed przerwą Marciniak mógł nawet wpisać się na listę strzelców, a po przerwie to on popisał się kluczowym podaniem do Nowaka. A rozpoczął ten atak wszędobylski Steblecki. Sam marzył o golu, ale znowu nie miał szczęścia pod bramką rywala (strzał w słupek z 52 min czy też obrona jego uderzenia przez Jakuba Słowika minutę później).
Gospodarze widząc, że nie mają szczęścia, byli sfrustrowani, ale do końca starali się jeszcze o odwrócenie losów spotkania. Dawid Plizga był w dogodnej sytuacji w końcówce, ale uderzył nad poprzeczką. Gdy do końca regulaminowego czasu gry brakowało minuty, po rzucie wolnym piłka trafiła do Alexisa Norambueny, który natychmiast strzelił z 16 m po ziemi. Zasłonięty Pilarz nie mógł zapobiec utracie bramki. W doliczonym czasie gry było trochę nerwowo, bo to miejscowi przedostali się w okolice bramki Pilarza, ale w trzeciej doliczonej minucie to Cracovia była bliższa podwyższenia prowadzenia - strzał Bartłomieja Dudzica obronił jednak bramkarz, a Budziński posłał piłkę obok słupka.
"Pasy", mimo wygranej, są jeszcze w dolnej połowie tabeli, ale do elitarnego grona brakuje im niewiele - zaledwie jednego punktu. Można być niemal pewnym, że przy takiej grze, jaką podopieczni trenera Stawowego zaprezentowali w Białymstoku, wkrótce trafią i do najlepszej ósemki. Taką Cracovię, jaka zaprezentowała się w sobotę, ogląda się z przyjemnością. Nie denerwują już wymieniane podania, bo prowadzą one do konkretnego celu - bramek lub do utrzymania wyniku. Ta jej - wcześniej ochoczo wykpiwana - tiki-taka naprawdę działa.
Teraz piłkarzy czeka przerwa w rozgrywkach. Zawodnicy Cracovii nie są zadowoleni z takiego obrotu sprawy, bo są "w gazie". By jednak podtrzymać formę, w piątek udadzą się na Słowację na spotkanie z MFK Rużomberok. A za dwa tygodnie o ligowe punkty zagrają u siebie z Podbeskidziem.
Żółte kartki:
Jagiellonia:
57′ Maciej Gajos
72′ Martin Baran
Cracovia:
63′ Adam Marciniak
70′ Sebastian Steblecki
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa)
Pełną relację znajdziecie na stronie ekstraklasa.net
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+