Dr Ilona Rosiek-Konieczna całe swoje życie poświęca biednym i bezdomnym. Co z tego ma?
Oprócz głębokiej satysfakcji ze swojej pracy, sprawę w sądzie, bo została oskarżona, że od grudnia 1998 do grudnia 1999 r. wypisała ponad 2 tys. recept na członków rodziny i tym sposobem, dla korzyści majątkowej, miała wyłudzić z NFZ ponad 101 tys. zł. Grozi jej do 8 lat więzienia.
Podopieczni doktor Rosiek-Koniecznej nie mają jednak wątpliwości. Ona zrobiła to dla nich i nie miała z tego żadnej własnej korzyści.
- Od 17 lat jestem na dworcach. Z różnymi ludźmi się spotykałam, ale nikt się mnie nie spytał, jak ci pomóc? A ona przyszła, zapytała, wyleczyła i miejsce w domu dała. To święta kobieta - poświadcza bezdomna Krystyna.
Doktor Ilona Rosiek-Konieczna przyjmuje biednych i bezdomnych w schronisku założonym przez swoją fundację przy ul. Zamkowej 15 w Krakowie. Ten adres znają bezdomni z całego miasta
i przychodzą po pomoc.
- Bo nikt inny nas leczyć za darmo nie chce, a jak pracy nie ma, to i ubezpieczenia też nie - mówi Remigiusz Sopel, bezdomny 37-latek z poważną wadą serca.
Tylko ona nami naprawdę się interesuje - mówi bezdomna od 17 lat Krystyna
Popołudniami i wieczorami w schronisku dla 34 osób drzwi się nie zamykają. Bezdomni przychodzą się ogrzać i coś zjeść, chorzy na badanie, a biedni z okolicy po jedzenie, które dr Ilona wyprasza
od hojnych sponsorów.
- To moje powołanie i moja misja od Boga - lekarka mówi o swojej działalności. Pani doktor zaczęła pomagać ludziom biednym w latach 90. W jej gabinecie pojawiało się coraz więcej ludzi, którzy nie mieli za co wykupić recept.
- Zaczęłam ich leczyć - mówi Ilona Rosiek-Konieczna. Do późnej nocy w jej gabinecie,
w nowohuckiej przychodni świeciło się światło. W miasto poszła fama, że ta doktor leczy za darmo
i nawet lekarstwa da.
Pod koniec lat 90. założyła stowarzyszenie mające za zadanie pomaganie bezdomnym.
- Zapragnęłam coś zrobić lepiej i więcej, by ci ludzie wiedzieli, że ktoś o nich myśli - mówi kobieta.
Jednym z pomysłów na zmotywowanie do działania był zakup autobusu. Jej podopieczni mieli prowadzić objazdowy handel. Zimą sprzedawać ciepłą herbatę, w lecie zimne napoje. Działalność nie wypaliła. Bezdomni przepili cały towar, a w końcu i autobus.
- Manipulowali mną jak idiotką - przyznaje pani doktor, która została wtedy z długami i zachwianym zaufaniem do ludzi. Nie na długo. Mniej więcej w tym samym czasie rozwiedziona kobieta poznała Jerzego Koniecznego. Zakochała się. Pobrali się zaledwie rok później w 1997 r.
- Bóg nas tak połączył. Mamy takie same poglądy, marzenia i dążenia. Razem było łatwiej iść przez życie - nie ukrywa.
Jerzy Konieczny, były policjant i były alkoholik, został głową rodziny. Twardy mężczyzna,
z olbrzymim doświadczeniem, nie dawał się nabierać pijakom i bezdomnym. Z grupą przyjaciół
z Kościoła zielonoświątkowego założyli kolejne stowarzyszenie pomocy bezdomnym.
Dr Rosiek-Konieczna nie zaniechała wcześniejszej działalności. Nadal leczyła bezdomnych i ludzi
z marginesu, których nie obejmowały żadne ubezpieczenia. Wielu z nich było poważnie chorych.
Po latach zaniedbań medycznych wymagali kompleksowego leczenia. Konieczne były dla nich leki
i antybiotyki, a nie było ich na nie stać.
Pierwszą lewą receptę dr Ilona wypisała dla chorego dziecka.
-
Jego rodziców nie było stać na jedzenie, a co dopiero na lekarstwa. A leki z darów się kończyły
- opowiada. Jedynym sposobem na ratowanie chłopca było zdobycie środków przez obejście przepisów. Tę receptę wypisała na swoją matkę, kombatantkę wojenną. Dzięki temu rodzice chorego chłopca dostali w aptece leki za darmo.
Potem tych recept było więcej. Wypisywane były na rodziców, a potem na kombatantów wojennych, którzy leczyli się u pani doktor. Sprawa ujrzała światło dzienne w 2000 r.
Po kontroli przeprowadzonej w jej gabinecie na jaw wyszły nieprawidłowości w wypisywaniu recept. Kontrolerzy doliczyli się ponad 2 tys. recept wystawionych na fikcyjne osoby. Koszt ich refundacji wyniósł 300 tys. zł. Prokuratorskim zarzutem objęto na razie tysiąc recept na kwotę 100 tys. zł. Wyrok w tej sprawie ma zapaść już w przyszłym tygodniu.
- Podporządkuję się decyzji sądu. Bóg ma w tym jakiś plan - mówi kobieta. Nie zaniecha działalności. W pomocy bezdomnym widzi cel życia.
- Z mężem traktujemy tę pracę jak misję. Pomagamy i dajemy nadzieję ludziom, którzy są bankrutami życiowymi. Świadectwo tej służby daje na co dzień.
Schronisko na Zamkowej prowadzi już od 8 lat. 34 mężczyzn mieszka tu w 4 pokojach. Śpią
na piętrowych łóżkach. Razem jedzą i odpoczywają. Wieczorne spotkania modlitewne to jeden
z niewielu obowiązków mieszkańców domu. Dr Ilona z mężem spędzają tam całe dnie.
- Nasi bezdomni nawet mówią do nas mamo i tato, a my dajemy im wzorce odpowiedzialnego życia, bo tylko miłością można kupić sobie ludzi - mówią o swojej pracy. Największym szczęściem dla nich jest, gdy podopieczni odchodzą i zakładają własne rodziny.
- To Bóg daje mi siłę, bo ta służba jest powołaniem i zaszczytem danym właśnie przez Niego - mówi lekarka.