
Lykke Li „So Sad, So Sexy”, Sony, 2018
Od czasu swego debiutu w 2008 roku, szwedzka piosenkarka zyskuje coraz większą popularność. Początkowo była ulubienicą alternatywnej sceny, serwując niebanalne piosenki, próbujące nadać nowy wymiar muzyce pop. Nic dziwnego, że „Rolling Stone” wynosił ją pod niebiosa. Li miała jednak większe apetyty. Efektem tego jest jej najnowszy album, który wokalistka nagrała dla wytwórni Sony. Flirt z koncernem sprawił, iż jej muzyka nabrała rozmachu (ileż tu gości!), ale bliżej jej dziś do R&B niż jakiegokolwiek popu. Duża w tym zasługa wywodzących się z kręgu hip-hopu producentów, którzy nadali kształt tej płycie. W sumie trochę to jednostajne, ale ma swój komercyjny potencjał.

Nine Inch Nails „Bad Witch”, Universal, 2018
Co by nie powiedzieć o twórczości Nine Inch Nails, chyba każdy zgodzi się, że jest to jeden z niewielu wielkich rockowych zespołów, który nie boi się eksperymentować i nadal popycha ten gatunek do przodu. Dowodem tego może być najnowszy album formacji. Choć trwa niewiele ponad pół godziny, przynosi zaskakująco świeżą muzykę. To nadal industrialny rock, ale tym razem uzupełniony ambientową elektroniką i… jazzowymi partiami saksofonu, podsłuchanymi na „Blackstar” Davida Bowie. Wszystko to łączy się w psychodeliczne brzmienie, które świadczy, że Trent Reznor nadal ma dobre pomysły na piosenki Nine Inch Nails.

Jorja Smith „Lost & Found”, Sony, 2018
Pierwszy krok w stronę sławy ta młodziutka Brytyjka uczyniła, kiedy została suportem brytyjskich koncertów Drake’a. Amerykański raper tak zachwycił się jej głosem, że zaprosił ją do zarejestrowania dwóch wspólnych nagrań. To pozwoliło Jorji zaprezentować również swój materiał. Przypadł on do gustu brytyjskiej krytyce i w styczniu tego roku wokalistka wygrała prestiżowy plebiscyt dla młodych talentów – Brit Critics’ Choice Award. Konsekwencją tego jest debiutancki album Smith, w zgrabny sposób balansujący między współczesnym soulem a tradycyjnym jazzem. Słucha się tego przyjemnie, ale z odtrąbieniem, że oto objawiła się nowa Amy Winehouse trzeba jeszcze trochę poczekać.

Lump „Lump”, Mistic, 2018
Pod szyldem Lump ukrywa się para znanych na niezależnej scenie twórców. Laura Marling dała się poznać jako utalentowana pieśniarka w stylu folk. Z kolei Mark Lindsey to muzyk projektu Tunng, który w pomysłowy sposób łączył akustyczne i elektroniczne brzmienia. Tak dzieje się też na pierwszej wspólnej płycie dwójki artystów. Lindsey tworzy nieoczywistej urody podkłady dźwiękowe, a Marling dodaje do nich swój rozmarzony wokal. Efekty są udane: oniryczne i subtelne piosenki utrzymane w odrealnionym nastroju. Jeśli ktoś szuka niebanalnie podanego alternatywnego popu, ta płyta powinna go zaspokoić.