- Kat nikomu nie przepuści, kto wpadnie w jego ręce, a raczej łapska - wyjaśnia Jurgen. - Dla każdego ma swym arsenale coś odpowiedniego. Szczęśliwcami są ci, którym "tylko" ścina głowę mieczem lub toporem, a a także wieszani na szubienicy. Oni się nie męczą.
Gorzej jest tym, którzy powinni coś wyznać. Tu wybór metod oraz narzędzi i akcesoriów jest bardzo duży. Łoże do rozciągania kołem, stalowa czapka do zgniatania głowy, tron z gwoździ na który delikwenta sadzało się rzutem z wysokoścci, zgrzebło do zrywania skóry z pleców. Dla dziewek wszetecznych, czyli sprzedających swe chuci, obroża na szyję z umocowanym do niej na łańcuchu kamiennym fallusem ważącym 11 kg, w której to ozdobie musi odstać przed kościołem wszystkie niedzielne nabożeństwa.
Dla fałszujących podczas śpiewania pieśni nabożnych także stalowa obroża, ale z zawieszoną na łańcuchu piszczałką z kamienia lub brązu. Ciężką, że aż kręgosłup wygina. Dla mówiących nieprawdę stalowe klatki na głowę upodobniające osobę do papugi lub rogatej krowy, tak skonstruowane, by ust otworzyć nie mogły, a dla szulerów naszyjnik z kości do gry, kamiennych ważących po 10 kg każda. Lista jest długa, a na swój ekwipunek podróżny kat potrzebuje kilku furmanek dwukonnych.
Inkwizytorsko - katowski duet, który na sądecki Jarmark Świętej Małgorzaty zjechał z Nysy, to dwaj aktorzy mieszkający właśnie w tym pięknym mieście. Kat Jurgen to Jerzy Gadowski. Inkwizytor Waldemar von Volkenhein to Waldemar Żołądkiewicz.
Obydwaj, przy okazji wizyty w Nowym Sączu, chcą odwiedzić dość blisko położony Bardejov na Słowacji, gdzie w katedrze do dziś zachowało się w prezbiterium, a wiec tuż przy ołtarzu, krzesło dla kata osłonięte przed oczami innych specjalna deską.
Follow https://twitter.com/gaz_krakowskaAutor: Stanisław Śmierciak, Gazeta Krakowska