FLESZ - Czesne nie zostanie obniżone
Sąd I instancji uznał, że to nie był zwykły wypadek drogowy, ale potrójne zabójstwo i skazał mężczyznę na 25 lat odsiadki. - Samochód był w tym wypadku niczym nóż w podobnych sprawach - mówiła sędzia. Teraz po apelacji sąd II instancji uznał, że to jednak był tragiczny wypadek drogowy, a nie zabójstwo z tzw. zamiarem ewentualnym.
Mateusz G. ma zapłacić 300 tys. rodzinie zabitych osób i 25 tys. zł dwóm rannym. Orzeczenie jest prawomocne.
Na sali rozpraw prokurator Bartłomiej Legutko bronił swojego aktu oskarżenia i przekonywał, że to jednak nie było zwykłe zdarzenie drogowe, ale dążenie przez oskarżonego do popełnienia samobójstw i godzenie się przy okazji na śmierć innych uczestników ruchu drogowego. Mężczyzna już wcześniej miał problemy psychiczne i próbował się zabić poprzez otrucie, powieszenie i pocięcie nożem. Za każdym razem udawało się go uratować.
Obrońca Władysław Pociej zwracał uwagę, że jego klient nie zamierzał nikogo zabić, tym bardziej siebie. Kluczową dla sprawy uznawał niepełną opinię sądowo-psychiatryczną oraz fatalnie wykonane badanie przez biegłego psychologa, nie wykonano także badań neurologicznych mężczyzny. Zwracał uwagę, że leki, które wykryto we krwi kierowcy były przepisane przez lekarza.
- Ale w organizmie oskarżonego wykryto też kokainę i alkohol, a tego lekarz nie przepisuje - replikował prokurator.
Do tragedii doszło 1 maja 2018 w Woli Filipowskiej pod Krakowem. Oskarżony po kłótni z żoną siadł do auta i ruszył przed siebie. Żona zawiadomiła policję, że nietrzeźwy mąż porusza się białym audi. Pogoda była piękna, dzień słoneczny, ruch na drodze krajowej nr 79 niewielki. Do tragedii doszło na łuku drogi. Mateusz G. nie zwalniał tempa i próbował wyprzedzić prawidłowo jadącą mazdę. Nie zważał na ukształtowanie terenu i podwójną linię ciągłą. Nie przejmował się, że w tym miejscu jest ograniczenie prędkości do 90 km. Później biegły do spraw rekonstrukcji wypadków wyliczy, że kierowca audi jechał 148 km na godzinę.
Najpierw Mateusz G. czołowo skośnie uderzył w volkswagena golfa, a potem centralnie w opla i dopiero wtedy się zatrzymał.
Skutki wypadku były katastrofalne. Kierowca golfa doznał złamania ręki, a jego pasażer urazu głowy. Z opla nikt nie wyszedł żywy. Na miejscu śmierć poniósł kierowca Grzegorz M., jego żona 53-letnia Jadwiga i pasażerka 81-letnia kobieta. Wezwany na miejsce helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego zabrał do szpitala Mateusza G. Przeżył mimo ciężkich obrażeń. Sześć tygodni leżał w śpiączce. Opis jego obrażeń też budzi grozę: złamana podstawa czaszki, żebra, nogi w udzie i piszczele, kręgi szyjne. Miał stłuczenia mózgu, serca i wątroby, przebite płuco. Lekarze fakt, że żyje, nazwali cudem.
Oskarżony nie przyznał się do winy i mówił, że niczego nie pamięta. Biegli uznali, że Mateusz G. jest poczytalny. Psycholog stwierdził, że ma bardzo wysoki poziom inteligencji, jest ekstrawertykiem, mało odpornym na stres, u którego emocje górują nad intelektem.
Sąd Apelacyjny podzielił zdanie obrońcy, że to nie było zabójstwo, a wypadek drogowy i wymierzył Mateuszowi G. maksymalną karę 12 lat więzienia.
- Zdaniem sądu oskarżony tamtego dnia nie chciał się zabić, a wcześniejsze jego próby samobójcze to były jedynie demonstracje, by zwrócić uwagę na swoje kłopoty osobiste i zawodowe - mówiła sędzia Barbara Polańska Seremet. Z uwagi na zachowanie Mateusza G. na drodze sąd dożywotnio pozbawił go prawa jazdy. Mężczyzna na sali rozpraw przepraszał pokrzywdzonych, podtrzymywał, że niczego nie pamięta i że tamtego dnia nie chciał zabić ani siebie, ani inne osoby.
- Gdzie jest koronawirus w Polsce i na świecie? Zobacz mapy
- Sekrety stadionu Wisły Kraków. Nieznane zakamarki! [ZDJĘCIA]
- Tu wiedzą, jak się "polewa". Wsie z alkoholem w nazwie
- Czy znasz tablice rejestracyjne z Małopolski? [QUIZ]
- A może zamieszkać na wsi? Wystarczy niespełna 100 tys. zł!
- Jak Trasa Łagiewnicka zmieni Kraków? Zobacz jej wizualizacje
