Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeżówka. Mieszkańcy nie chcą ośrodka dla trudnej młodzieży [WIDEO]

Katarzyna Ponikowska
Ośrodek w Jeżówce
Ośrodek w Jeżówce Katarzyna Ponikowska
W Jeżówce nadal wrze po tym, jak kilku nastolatków z ośrodka wychowawczego napadło na właścicielkę sklepu. Mieszkańcy domagają się zamknięcia ośrodka.

WIDEO: Wychowankom przeszkadza, że postrzega się ich przez pryzmat zachowania pięciu osób

Autorka: Katarzyna Ponikowska, Gazeta Krakowska

Ponieważ do 1 stycznia 2017 placówka musi funkcjonować (inaczej powiat będzie musiał zwracać dotację), burmistrz Wolbromia planuje zmienić kadrę, żeby ta ujarzmiła młodych. W ośrodku z kolei panuje opinia, że przez jedno zachowanie, trwa nagonka na wszystkich podopiecznych i wychowawców. Tymczasem, zdaniem dyrekcji, winny jest system.

Jeżówka to mała, cicha wieś z dala od głównych ulic i gwaru miasta. Ośrodek Ośrodek Terapii Uzależnień dla Dzieci i Młodzieży usytuowany jest przy jednej z bocznych ulic. W odnowionym, ładnie prezentującym się budynku nic nie wskazuje na to, że przebywa tu tzw. trudna młodzież. Nie słychać krzyków, przekleństw, demolowanych pomieszczeń. Cisza i spokój. W dwóch salach kilku nastolatków ma zajęcia. Obok leżą przygotowane przez nich laurki, które w ramach akcji "Marzycielska poczta" trafią do wychowanków hospicjum. Są powyklejane z papieru serca, ozdoby z brokatu, figurki z masy solnej i życzenia. Bardzo ciepłe i szczere, takie od serca. "Gdy wyzdrowiejesz, to złowisz swoją złotą rybkę", albo: "Trzymam kciuki i wierzę, że pewnego dnia zaświeci dla ciebie słoneczko i wyzdrowiejesz", albo: "Życzę ci abyś w swoim życiu spotkała samych dobrych i życzliwych ludzi. Trzymaj się..." - Takich rzeczy nie piszą źli ludzie - zauważa Kamila Buś, wychowawca.

Podopieczni mieszkają na górze, w niedużych, skromnych pokoikach. Każdy z łazienką. Na ścianie w pokoju jednego z wychowanków widać kilkadziesiąt zdjęć. Co można pomyśleć o osobach, które są na tych zdjęciach? Zwykła młodzież, przeciętni nastolatkowie, pary trzymający się na ręce, pozujące do aparatu dziewczyny układające usta w dziubek, wygłupiający się chłopcy. Wśród nich jest chłopak - zwykły, wyglądający bardzo łagodnie nastolatek. To ten, który zaatakował właścicielkę sklepu. - On nie jest zły - zastrzega Kamila Buś. - Miał bardzo trudne dzieciństwo, wiele przeszedł, a w ostatnim czasie dodatkowo zmarł mu dziadek, który się nim opiekował. Chłopak został sam. Jest pogubiony i bardzo impulsywny. Pewnie zadziałał właśnie jakiś impuls i chłopak pociągnął za sobą resztę - wyjaśnia wychowawczyni.

Z drugiej strony wyglądało to jednak o wiele poważniej. Anna Kotnis, właścicielka sklepu, do dziś nie może się otrząsnąć po tym, co się stało. - Boję się być w sklepie szczególnie wieczorami, bo mam wtedy takie myśli, czy ktoś nie wejdzie, czy ktoś nie zaatakuje. Ja nie oceniam ani wychowawców, ani chłopaków. Martwię się, że im zaszkodziłam - nie kryje łez pani Kotnis. Z drugiej jednak strony zastrzega, że więcej sobie na straszenie nie pozwoli. - To nie był pierwszy raz, ale do tej pory przymykałam na nich oko - dodaje.

Niedzielę, 25 stycznia kobieta na długo zapamięta. Została wtedy dwukrotnie okradziona i napadnięta. - Pierwszym razem wpadli ok. godz. 17. Porozbijali butelki, ukradli wódkę i uciekli. Nie zdążyłam zareagować - relacjonuje Anna Kotnis. Po około godzinie wrócili. Kobieta szybko sięgnęła po gaz. Młodzi wpadli do sklepu. Byli pijani. Jeden uderzył ją pięścią w twarz, popychał ją. Zaatakowanej udało się psiknąć w niego gazem. - Trochę go obezwładniła, ale tyle wyzwisk i obelg nigdy nie słyszałam - przyznaje kobieta. Sprawcy uciekli ze sklepu z kolejnymi butelkami wódki. Na koniec pani Anna usłyszała: "My ciebie i tak znajdziemy, nie darujemy ci tego". Na szczęście podjechali klienci. Poszkodowana pokazała, gdzie pobiegli sprawcy. Do pościgu włączyli się mieszkańcy. Udało się zatrzymać chłopaków i przekazać policji.

Sąd nie chciał go zabrać - Prawie doszło do linczu - mówi jeden z mieszkańców Jeżówki, który był świadkiem pościgu. - I nic dziwnego. Boimy się. Nie chcemy takich sąsiadów. Tym bardziej, że to nie był pierwszy raz - dodaje.

Z tego, co udało nam się dowiedzieć, ten sam chłopak w październiku 2014 straszył nożem sprzedawczynię w innym sklepie, żądając wydania papierosów i pieniędzy. Miał dwóch pomocników. Kobieta zdążyła zareagować i włączyła alarm, który spłoszył agresorów. Zatrzymani nastolatkowie usłyszeli zarzut usiłowania rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Jeden dostał wyrok w zawieszeniu, drugiego przeniesiono do innego ośrodka, a trzeci został w Jeżówce. Mimo że dyrekcja ośrodka kilkukrotnie zgłaszała się do sądu z prośbą o przeniesieni chłopaka do bardziej odpowiedniej placówki. Sąd zwlekał... aż do 25 stycznia.

Mieszkańcy uważają, że za takie zachowanie, nastolatkowie powinni od razu zostać wydaleni z ośrodka. - Bez zgody sądu, nie możemy tego zrobić - zastrzega dyrektor Anna Kwaśniewska.

Dyrekcja zwraca uwagę na to, że od początku ośrodek został źle pomyślany. Nie da się bowiem pogodzić placówki otwartej z uzależnieniem. Dodatkowo, do tego typu ośrodka powinna trafiać wyłącznie młodzież i dzieci uzależnione od alkoholu, narkotyków, leków czy dopalaczy.

Tymczasem sąd przysyła tu również osoby, w sprawie których toczy się postępowanie karne. W grudniu 2014 r. wojewoda małopolski przychylił się do interwencji dyrektor Kwaśniewskiej w tej sprawie i uznał, że tak nie powinno być. Dodatkowym problemem jest to, że przy ośrodku nie ma szkoły. - Większość naszych podopiecznych nie powinna chodzić do ogólnodostępnej szkoły. Czasem to rujnuje cały proces terapii - zwraca uwagę pani dyrektor. Jednak według prawa istnieje obowiązek nauki. W związku z tym placówka stara się rozpocząć nauczanie indywidualne. To wymaga jednak sporo formalności.

Pod artykułem, który ukazał się w styczniu na stronie "Gazety Krakowskiej" internauci komentują, że winę za to, jak zachowują się podopieczni ośrodka, może ponosić kadra. Osoba przedstawiająca się jako "były wychowanek" pisze: "Problemy zaczęły się, kiedy zmieniła się dyrektor placówki. Kiedyś na mniej pozwalano młodzieży, bardziej się skupiano na tym, by wychowankowie przestrzegali zasad. Trzeba zastanowić się, co można zrobić, żeby było lepiej, a nie od razu zamykać placówkę. Wielu młodych ludzi dzięki temu miejscu odzyskało nadzieję. Zaczęli wierzyć w siebie i w to, że mogą być lepsi".

Burmistrz Wolbromia, Adam Zielnik uważa, że należy wrócić do kadry, która pracowała w ośrodku przed zmianami z ubiegłego roku. Do współpracy został zaproszony jeden z byłych pracowników Sebastian Kołodziej. - O ile się mu uda, pościąga ludzi ze swojej starej ekipy - mówi Zielnik.

Zarówno dyrekcja, jak i wychowawcy nie zgadzają się z zarzutami, że źle wykonują swoją pracę. - Ktokolwiek by nie przyszedł na nasze miejsce, borykałby się z tymi samymi problemami - podkreśla Kwaśniewska. I dodaje, że część poprzedniej kadry nie odeszła bez powodu. Kontrole z Urzędu Wojewódzkiego wykazały, że ograniczano prawa dziecka. - My teraz działamy w granicach prawa - zaznacza Kwaśniewska.

Pracownicy ośrodka twierdzą, że ucieczki zdarzały się od początku istnienia placówki. Nie tylko teraz. Ucieczkę traktuje się w tym przypadku jako samowolne oddalenie się z placówki. Mimo że jest to ośrodek otwarty, podopieczny musi mieć zgodę, żeby wyjść. Zwykle wychodzi się z wychowawcami.

- Ale oni nie uciekają tylko po to, żeby kupić alkohol i papierosy. Czasem jadą np. odwiedzić chorego tatę. Jeden chłopak uciekł, żeby położyć mamie kwiatki przed drzwiami. Chciał w ten sposób przeprosić. Tych złych ucieczek jest zdecydowanie mniej - wyjaśnia Agnieszka Karczewska, koordynator ośrodka. - To są dzieci skrzywdzone, z ogromnymi emocjami. Narasta w nich frustracja. Dodatkowo człowiek uzależniony jest łatwiej podatny na wpływy. Rozumiemy obawy mieszkańców, ale mamy z tymi dziećmi kontakt na co dzień i wiemy, z czego wynika ich zachowanie. Nie wolno ich przekreślać - zastrzega.

- To są naprawdę wrażliwe, fajne dzieciaki, które gdzieś się w życiu pogubiły. A teraz środowisko ich linczuje i znów czują, że nikt ich nie chce. Mam kontakt z jednych z zatrzymanych 16-latków. Żałuje, płacze, że chce wrócić - mówi Kamila Buś, wychowawca w Ośrodek Ośrodek Terapii Uzależnień dla Dzieci i Młodzieży w Jeżówce.

Podobnego zdania jest mieszkanka Jeżówki, która pracuje w ośrodku. - Na początku byłam źle nastawiona do tej pracy, ale nie miałam racji. Nigdy nie miałam z młodymi żadnego zatargu, nigdy się ich nie bałam. A to, że czasem zaczepią kogoś i zapytają, czy ma papierosa... Co w tym złego? - mówi kobieta.

Tymczasem w ośrodku codziennie rozmawia się o tym, co się wydarzyło 25 stycznia. - Młodzi boją się teraz wychodzić. Mówią, że jeszcze ktoś wyskoczy na nich z widłami. Ta sytuacja bardzo ich wszystkich dotknęła. Przeszkadza im to, że postrzega się ich przez pryzmat zachowania pięciu osób. Że dostali już etykietę - mówi Kamila Buś. Sami wyszli z inicjatywą, że chcieliby to jakoś naprawić, pokazać się z lepszej strony: posprzątać w kościele, pomóc w szkole. Tak jak kiedyś... - Przecież te dzieciaki, które zostały w ośrodku nic złego nie zrobiły - mówi pani Kamila.

Jednak część mieszkańców nie może zapomnieć o tym, co się wydarzyło w styczniu. Domagają się zamknięcia ośrodka. Kolejne spotkanie w tej sprawie odbędzie się w niedzielę, 8 lutego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska