Obudź się, Królewno...
- Julcia, chcesz się czegoś napić? Jedno mrugnięcie oznacza tak, dwa: nie - mówi Maria Kowalczyk, mama "Śpiącej Królewny".
Julka mruga raz i pani Maria idzie do kuchni po wodę. To na razie jedyny sposób, żeby się porozumieć z córką. - Od dwóch tygodni przychodzi do nas pani, która ma nam pomóc znaleźć inny sposób komunikacji. Jest jednak za wcześnie, żeby mówić o postępach - dodaje mama.
Historia "Śpiącej Królewny" mocno poruszyła Wasze serca
Przypomnijmy: 9-letnia Julka Kowalczyk z Trzetrzewiny k. Nowego Sącza w listopadzie ub.r. została potrącona przez samochód. Jej stan był bardzo ciężki. Lekarzom udało się uratować jej życie, ale dziewczynka zapadła w śpiączkę. Do dziś nie wybudziła się zupełnie, jednak jej mama nie ma wątpliwości - dzisiejsza Wigilia będzie radośniejsza niż poprzednia. - Wtedy od wypadku minęło zaledwie kilka tygodni. Julka była nieprzytomna, a my przerażeni i zrozpaczeni. Dziś jest z nami w domu, coraz bardziej świadoma - mówi kobieta.
Wystarczy tylko spojrzeć na Julkę, żeby wiedzieć, że podobają jej się świąteczne przygotowania. Ze swojego łóżka ma doskonały widok na wszystko - ubieranie choinki, krzątaninę w kuchni. Co chwilę domownikom przypominają się jakieś wesołe historie. - Opowiadamy je na głos Julce i widzimy, że się uśmiecha. Słyszy nas, tylko więzi ją ciało - dodaje pani Maria.
Julka jest rehabilitowana dwa razy dziennie. Rodzice wierzą, że żmudne ćwiczenia w końcu pomogą i Julka obudzi się do końca. - Chciałabym bardzo podziękować za dotychczasowe wsparcie. Wszystkie przekazane datki i inne gesty życzliwości - mówi Maria.
Od kilku miesięcy Julka dostaje rysunki od Bartka, podopiecznego Warsztatów Terapii Zajęciowej w Warszawie. Są pełne radosnych scen. Rodzice wierzą, że kiedyś Julka się odwdzięczy i sama narysuje dla niego jakiś obrazek. Może śpiącą królewnę, która dopiero co się obudziła?
"Śpiącej Królewnie" można pomóc wpłatami na konto Stowarzyszenia "Sursum Corda": 26 8805 0009 0018 7596 2000 0080 (koniecznie z tytułem: "Julia Kowalczyk")
***
Uczę się chodzić na nowo
29-letnia Magda Sipowicz ze Skawiny, która w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami w marcu br. straciła prawą nogę, przyznaje, że nigdy nie przepadała za świętami Bożego Narodzenia. Tegoroczne ją jednak cieszą. - To pewnie zasługa Wiki, mojej córeczki. Jak każde dziecko, czeka na choinkę i prezenty. Ten entuzjazm jest zaraźliwy - mówi Magda.
"Czuję, jak koła pociągu miażdżą mi nogę"
Swój najbardziej wyczekiwany prezent - protezę prawej nogi - dostała dwa miesiące temu. Po długiej walce udało jej się zdobyć od ubezpieczyciela środki na dokładnie taką, jakiej potrzebowała. - Przede mną jednak jeszcze wiele ciężkiej pracy i dość bolesnych tygodni. Uczę się poruszać w protezie, ona powoli się do mnie dopasowuje. Czasem brakuje mi cierpliwości, ale na szczęście mam dla kogo walczyć i starać się - mówi.
Magda Sipowicz bardzo chciałaby wrócić już do pracy - czekają na nią głusi studenci i uczniowie, którym pomagała w zajęciach jako tłumacz polskiego języka migowego. Niestety, nie jest to jeszcze możliwe - najpierw musi się dobrze nauczyć chodzić w protezie. Młoda tłumaczka nie poddaje się jednak i oprócz codziennej rehabilitacji, rozwija swoje pasje. Czyta książki, na które nigdy nie miała czasu, ostatnio zaczęła nawet malować. Marzy, żeby nauczyć się grać na pianinie i w końcu zdać prawo jazdy.
Magda Sipowicz ma subkonto w Fundacji "Zielony Liść". Datki można wysyłać na nr: 21 1600 1068 0003 0101 1776 9158, z dopiskiem: "Darowizna na leczenie Magdaleny Sipowicz"
***
To moja szansa
Piotrek Radoń, 19-latek z Dąbrowy Tarnowskiej, który urodził się z amelią totalną (nie ma rąk ani nóg) zawsze pomagał rodzicom przed Wigilią - jak tylko mógł najlepiej.
"Taki się już urodziłem, ale chcę z tym normalnie żyć"
- Lubię lepić pierogi. Jak to robię? Proste - biorę do ust pałeczkę laryngologiczną albo łyżeczkę i zaczynam lepić - tłumaczy.
W tym roku rodzice zwolnili go jednak z przedświątecznej krzątaniny. Piotrek ma bardzo dużo nauki. W październiku zaczął bowiem studia na Polsko-Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych w Warszawie. - Wiem, że jeśli ukończę te studia, to będę miał szansę znaleźć pracę i kiedyś samodzielnie się utrzymać - mówi Piotrek.
Po świętach czeka go pierwsza sesja egzaminacyjna. Piotrek najlepiej czuje się w technice i architekturze komputerów, bo ciekawi go historia wszystkich informatycznych wynalazków.
Studia w Warszawie nie byłyby możliwe bez przeprowadzki. Piotr razem z rodzicami musiał opuścić Dąbrowę Tarnowską. Rektor zwolnił go z czesnego za pierwszy semestr. Koszty leków i utrzymania w stolicy są jednak ogromne. Piotr nie ustaje więc w próbach znalezienia fundacji lub innego darczyńcy. - Dziękuję za każde wsparcie i proszę o jeszcze, by móc spokojnie studiować - apeluje.
Piotr Radoń jest pod opieką Stowarzyszenia "Dajmy dzieciom miłość" (50 1500 1748 1217 4002 4722 0000, koniecznie z dopiskiem: "Piotr Radoń"). Można też napisać: [email protected]
Moda w przedwojennym Krakowie [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!