Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Czuję, jak koła pociągu miażdżą mi nogę"

Paulina Korbut
fot. Paulina Korbut
Magdalena Sipowicz, tłumaczka polskiego języka migowego, wróciła wreszcie do swojego domu w Skawinie. W szpitalach spędziła w sumie trzy miesiące. Z tego w Sosnowcu wyszła jako ostatnia ofiara katastrofy kolejowej pod Szczekocinami. Jej walka trwa jednak nadal - o należne odszkodowanie, pieniądze na protezę nogi i powrót do normalnego życia.

- Widziałam artykuły, które ukazały się zaraz po katastrofie. Wszędzie są zapewnienia, że rząd nie zapomni o ofiarach. Minęły zaledwie trzy miesiące i nikt już nie pamięta. Widzę to na swoim przykładzie - mówi gorzko Magda.

Nogi nie ma, ale boli

Najgorszy jest ból fantomowy prawej nogi - tej, którą straciła. Mózg ciągle pamięta ostatnie chwile z wypadku. Przeraźliwe odczucie miażdżonej nogi przez koła pociągu - od palców stopy aż po udo.

- W tym momencie, kiedy rozmawiamy, czuję miażdżenie prawej stopy. Staram się jednak o tym nie myśleć, żeby ten ból się nie rozkręcił, nie przeszedł wyżej - mówi Magda. - Gdybym teraz się mu poddała, to doszedłby aż do uda. A ja pewnie nie mogłabym powstrzymać łez.

Dzięki pomocy psychologa Magda uczy się powoli go uśmierzać. Czy kiedyś ból fantomowy zniknie? Tego nie może jej nikt obiecać. - Trzeba oszukać mózg. Między nogi wkłada się lustro, żeby odbiła się w nim lewa noga. To daje iluzję, że nie ma kikuta, tylko zdrowa kończyna - tłumaczy.

Podłoga się rozstąpiła

Magda dokładnie pamięta noc 3 marca, kiedy pod Szczekocinami zderzyły się pociągi. Świadomość straciła dopiero w szpitalu.

- Na parę minut przed zderzeniem wyszłam na korytarz, żeby spokojnie porozmawiać przez telefon. Nie chciałam być uciążliwa dla pasażerów w przedziale - wspomina.

Nagle, w pół zdania, podłoga się rozstąpiła. Magda wpadła w dziurę, pod pociąg. - Czułam się tak, jakby pochłonęło mnie piekło. Prawa noga mielona przez koło. Gdyby mój pociąg się w końcu nie przechylił, to wszystko nie zatrzymałoby się przecież na udzie... - mówi drżącym głosem.

Magda myślała, że straciła obie nogi. Prawa zmiażdżona, lewa rozcięta do kości, bezwładna. Rozpaczliwie krzyczała, modliła się. Ból był niepojęty. - Przechodził koło mnie jakiś chłopak, uczepiłam się go, błagając by mnie ratował, bo mam dwuletnią córkę, która musi mieć mamę - opowiada - Zatamował mi krew i pobiegł po pogotowie.

To od swojego wybawiciela, Pawła, dowiedziała się, że ratownik po zmierzeniu pulsu nie dawał jej żadnych szans. Chciał odejść do innych rannych. - Paweł krzyczał na niego i wzięli mnie do karetki. Zdążyłam tylko podać numer do męża, grupę krwi i powiedzieć, że od urodzenia nie mam nerki - wspomina.

Potem pamięta już tylko sny, jakie miała w czasie śpiączki farmakologicznej. - Śniło mi się, że wszyscy mnie opuścili. Mąż, córeczka... A ja byłam zupełnie sama, z kikutem zamiast prawej nogi - dodaje tłumaczka. - A potem sny były coraz bardziej surrealistycznie. Słonie gasiły jakiś pożar w Warszawie...

Magda odzyskała świadomość 14 kwietnia. Dowiedziała się o wszystkim - że lekarze musieli amputować nogę, zrobić przeszczep skóry z ramion. Pięć dni później okazało się, że planowana operacja miednicy nie jest jednak konieczna, bo ta zaczęła się sama zrastać. Pięciocentymetrowe przesunięcie skurczyło się do 1,5 cm.

- Kiedy przenosili mnie ze szpitala w Siemianowicach do Sosnowca, lekarze powiedzieli mi, że umierałam im cztery razy - kończy. Walka trwa dalej Magda kilka dni temu opuściła krakowskie centrum rehabilitacji, teraz będzie tutaj dojeżdżać ze Skawiny.

- Rehabilitację opłacam sobie dzięki środkom zebranym na moim subkoncie w "Zielonym Liściu". Gdyby nie te pieniądze, to byłabym zdana na łaskę i niełaskę NFZ. A oni najchętniej wsadziliby mnie na wózek albo dali zamiast porządnej protezy, drewniany kij od szczotki - dodaje łamiącym się głosem kobieta.

Magda chce normalnie żyć. Chodzić po schodach, móc dogonić na spacerze swoją córeczkę, przestać zależeć od innych. Umożliwić jej to może nowoczesna proteza. Jej cena jest ogromna - 240 tys. zł. - Ciągle walczę ze swoim ubezpieczycielem o należne mi odszkodowanie i już wiem, że sprawa skończy się w sądzie - stwierdza smutno. Skąd wziąć więc pieniądze? Magdy nie opuszczają jej najbliżsi. Pocztą pantoflową rozsyłają informację o jej koncie, organizują zbiórki charytatywne. Teraz szykuje się powoli na powrót do swej pracy tłumacza języka migowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska