Czytaj też: Radny z Libiąża molestował koleżankę z pracy?
Teraz prokuratorzy sprawdzają czy przy zbieraniu podpisów pod listami popierającymi inicjatywę referendalną doszło do popełnienia przestępstwa korupcji wyborczej z artykułu 250 kodeksu karnego, czyli łapownictwa.
By referendum doszło do skutku, trzeba było zebrać konkretną ilość podpisów, czyli minimum 1600. Tymczasem zawiadamiający wskazuje, że nie wszystkie zebrano zgodnie z prawem. - Zawiadomienie dotyczy nieprawidłowości przy pozyskiwaniu głosów przed referendum - mówi prokurator Jerzy Utrata. - Miały one zadecydować, że referendum w ogóle odbędzie się - wyjaśnia prokurator. Na razie nie chce zdradzić czy chodzi o podejrzenie o płacenie za podpisywanie się, czy praca zbierających była opłacana. Za jedno i za drugie nie wolno płacić.
W tej chwili jeszcze nikomu nie przedstawiono zarzutów. Prokuratura nie ujawnia też, kto złożył zawiadomienie.
Inicjatorzy referendum mieli w ustawowym terminie 60 dni zebrać 1600 podpisów pod swoim wnioskiem do komisarza wyborczego w sprawie odwołania burmistrza. Zebrali ich 1744 i Państwowa Komisja Wyborcza z Krakowa po przyjęciu ich wyznaczyła datę referendum na 13 maja.
O rzekomych nieprawidłowościach powiadomiono również Państwową Komisję Wyborczą w Krakowie. Jednak zawiadomienie to nie wstrzymało procedury referendalnej.
Trwa plebiscyt "Superpies, Superkot!". Zgłoś swojego zwierzaka i zgarnij dla niego nagrody!
Euro 2012 coraz bliżej! Zobacz, co będzie się działo w Krakowie
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!