https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Katie Carter. Z siatkówką dookoła świata

Przemysław Franczak, Łukasz Madej
W polskiej lidze Katie Carter gra jak z nut. Mierząca 192 cm wzrostu zawodniczka jest jedną z najlepszych atakujących rozgrywek
W polskiej lidze Katie Carter gra jak z nut. Mierząca 192 cm wzrostu zawodniczka jest jedną z najlepszych atakujących rozgrywek Przemysław Franczak
Do "Szarotki", słynnej cukierni w Muszynie, wchodzi wysoka dziewczyna. Spod czapki wystają długie blond włosy. - Dżen dobry. Jeden kawa, prosz bardżo - składa zamówienie. - Wasz język jest strasznie trudny - śmieje się Katie Carter, 29-letnia amerykańska siatkarka, która w tym sezonie jest gwiazdą zespołu z uzdrowiska.

Katie Carter odnalazła się w maleńkiej Muszynie szybko, choć na co dzień mieszka w Los Angeles. Kalifornijski dom zamieniła na chwilę na mieszkanie w centrum polskiego uzdrowiska. - Ale kiedy po raz pierwszy tutaj przyjechałam, pomyślałam sobie: gdzie ja, do diabła, trafiłam, co będę tutaj jadła, co będę robiła?! Teraz jednak nie narzekam. Tu prowadzi się proste życie, które lubię. Możesz trochę zwolnić, zrelaksować się, skupić na rzeczach, na które do tej pory nie miałeś czasu. Fajna odmiana - opowiada.

Szok był o tyle mniejszy, że wcześniej wypytywała o Muszynę Makare Wilson, inną amerykańską siatkarkę, która grała polskiej lidze.

Rodaczka powiedziała jej tak: "Wyobraź sobie Południową albo Północną Dakotę. To właśnie coś takiego, tyle że w Polsce". Krótko mówiąc - koniec świata. Jednak Carter szybko zaczęła mieć inne skojarzenia. - Miasto, w którym dorastałam, jest trochę podobne do Muszyny, choć o wiele większe - mówi. - Co je łączy? Nazwijmy to "kulturą śniegu".

Narciarska skocznia? Taka jak w domu
Steamboat Springs, stan Kolorado. Jeden z najważniejszych amerykańskich ośrodków narciarskich. Trasy zjazdowe, biegowe, największy w Ameryce Północnej kompleks narciarskich skoczni - Howelsen Hill Ski Area. Stąd pochodzi wielu olimpijczyków, narciarzy, snowboardzistów. I Todd Lodwick, jedna z legend amerykańskich sportów zimowych, były mistrz świata w kombinacji norweskiej. - Kiedy byliśmy z drużyną w Zakopanem, wszyscy sądzili, że skocznie będą dla mnie jakimś lokalnym dziwadłem. A ja poczułam się tam jak w domu. Kiedy je zobaczyłam, od razu rzuciłam do dziewczyn: jak super, czyli ten sport jest u was popularny. Odpowiedziały: o, i to bardzo. Wiem, że wkrótce będą w Zakopanem zawody Pucharu Świata. Jeśli tylko będę miała wolne, to się wybiorę - zapewnia.

W Steamboat Springs wszystko kręci się wokół nart. Każdego roku jest jeden dzień, kiedy całe miasto zamiera, zamykane są szkoły i urzędy, bo wszyscy biorą "deski" i ruszają w góry. Dzieci nazywają to "dniem puchu". - Ogłaszany jest spontanicznie, gdy spadnie dużo świeżego śniegu i zapowiada się słoneczna pogoda. Puch jest leciutki, masz wrażenie, jakbyś jeździł w bąbelkach szampana - opowiada Katie.

Jej tata - były narciarz zjazdowy, kiedyś członek szerokiej kadry olimpijskiej USA, choć na igrzyska nie udało mu się pojechać - marzył, że dwie córki i syn pójdą w jego ślady. Wybrali inaczej.

- Ja już jak miałam 12 lat, to przerzuciłam się na snowboard. No, a potem zostałam jedyną siatkarką w rodzinie - uśmiecha się Katie, która do testowania narciarskich tras w okolicach Muszyny oddelegowała męża. - Chciałabym je sprawdzić, ale trenerowi chyba by się to nie spodobało. Na stoku zawsze coś może się wydarzyć.

No dobrze, ale dlaczego siatkówka? - Główna przyczyna jest taka, że byłam w niej po prostu dobra. A w szkole średniej próbowałam wszystkiego, również koszykówki i lekkiej atletyki.

Siatkarskie biuro podróży
Portoryko, Hiszpania, Indonezja, Korea Południowa, Turcja, Azerbejdżan, Szwajcaria, Czechy - to nie jest oferta biura podróży, tylko przystanki w siatkarskiej karierze Carter. Globtroterka. Sport jest dla niej nie tylko sposobem na zarabianie pieniędzy, ale również na podróżowanie po świecie. - Na początku chodziło wyłącznie o przygodę. Skończyłam college i nie za bardzo wiedziałam, co dalej. Pomyślałam sobie: OK, co robić? Nie mam pieniędzy, ale mogę profesjonalnie grać w siatkówkę. W USA nie było jednak ligi, więc podzwoniłam po różnych agentach, żeby pomogli mi znaleźć klub. I znaleźli. Na Teneryfie. To bez wątpienia było najwspanialsze miejsce, w jakim grałam. Tak, jakbym cały czas była na wakacjach - zachwyca się.

A najdziwniejsze miejsce? Katie waha się między Indonezją a Turcją. - W Turcji jest wiele pięknych miejsc. Stambuł, Ankara, Izmir, ale ja grałam w Diyarbakir, uznawanym za nieformalną stolicę Kurdystanu. Powtarzano mi tam: my nie jesteśmy częścią Turcji. Cały czas były jakieś zamieszki z policją, czołgi na ulicach, które mijałam idąc na trening. Specyficzne miejsce, pełne ortodoksyjnych muzułmanów. Kiedyś ubrałam koszulkę z krótkim rękawem. Na ulicy jedna z kobiet mocno klepnęła mnie w ramię i pokazała, że nie powinnam się tak ubierać. Gdyby nie było tam ze mną męża, to chyba bym nie wytrwała - uśmiecha się Katie. - W Indonezji z kolei szokiem był dla mnie sposób, w jaki patrzono na kobiecy sport. Z wyższością, lekceważeniem. Ten rodzaj kulturowego, męskiego szowinizmu był uderzający. Te dwa miejsca bez wątpienia jednak były dla mnie świetną lekcją życia. Uczyniły ze mnie lepszą zawodniczkę i mocniejszego człowieka.

Polska? - Macie chyba milion rodzajów śmietany, nigdy nie mogę kupić właściwej. Ale i tak najdziwniejsze są u was drogi - śmieje się Katie. - Z mapy wynika, że masz do przejechania 50 kilometrów. Myślisz: krótka piłka, a potem pokonanie tego odcinka zajmuje dwa razy więcej czasu niż ci się wydawało. Zaskoczyło mnie też to, że na wszystkie mecze jeździmy autobusem. Czasem spędzamy w nim po 12-14 godzin. Niewyobrażalne! Po takiej podróży czujesz się jak pijany. A jeszcze po południu musisz przyjść na trening.

Dom, rodzina, praca
Z mężem, Hectorem Gutierrezem, dziś trenerem siatkówki plażowej, poznała się na Teneryfie. On grał tam w siatkówkę w jednym z klubów, traf chciał, że razem z jej kolegą z college'u. Dzięki niemu się poznali. Tak się zaczęło i tak już zostało. Dla Hectora Katie nawet w pewnym momencie przerwała karierę, a mówiąc ściślej - zmieniła branżę. Zaczęła grać w siatkówkę plażową, w Stanach to popularny i nieźle dotowany sport.

- Wyszłam za mąż i nie chciałam, żebyśmy cały czas byli osobno. A przy okazji parę znanych zawodniczek przekonywało mnie, że mogę być w tym niezła. Ale potem zaczęłam tęsknić za normalną siatkówką, zdałam sobie sprawę, że mogę to robić lepiej niż wcześniej. Zresztą mój mąż mi to uświadomił i zachęcał do powrotu. Skutecznie.

W Muszynie mieszkają razem. Kiedy ona jeździ na mecze, on wyskakuje do znajomych w Niemczech. Kiedyś tam pracował, teraz trenuje słowackich siatkarzy plażowych. Daleko do Bratysławy nie ma, zresztą zima to martwy okres. Z Katie często jeżdżą do Krakowa. - Schodziliśmy go już wzdłuż i wszerz, widzieliśmy chyba wszystko - przekonuje siatkarka.
Często snują plany na przyszłość: powrót do Los Angeles, dzieci, wspólna praca.

- Mamy takie marzenie, że na kalifornijskim uniwersytecie ja będę trenerką od siatkówki halowej, a Hector trenerem plażowej odmiany. To byłoby coś fantastycznego - podkreśla Katie.

Twierdzi, że na grę w siatkówkę daje sobie jeszcze dwa lata, potem nadejdzie czas na powrót do USA i powiększenie rodziny.
- Tak na razie wygląda ten grafik życia w mojej głowie, ale nie wykluczam, że coś może się jeszcze zmienić. Jeśli nadal będą pojawiać się jakieś ciekawe oferty, to kto wie? Może to potrwa trochę dłużej? Muszyna? Zobaczymy. Do tej pory lubiłam zmieniać kluby co roku właśnie ze względu na poznawanie nowych miejsc. To doświadczenie, które ze mną zostanie na zawsze. Bo kiedy już wrócę do USA, to pewnie nie będzie mnie już tak ciągnęło w świat. Może poza wypadami do Hiszpanii, ojczyzny męża - mówi Katie.

Na razie jednak koncentruje się na sportowych wyzwaniach. W polskiej lidze szybko stała się jedną z wyróżniających się zawodniczek, a drużyna Polskiego Cukru Muszynianki też spisuje się w niej nadspodziewanie dobrze.

- Poziom w waszej lidze jest niezły, również dlatego bardzo chciałam tutaj grać. W Szwajcarii występowałem w drużynie, która w lidze wygrywała wszystko jak leci. 3:0, 3:0, 3:0. Jak było 3:1, to się mówiło, że pojawiły się duże problemy. To strasznie nudne, szybko tracisz motywację. A w Polsce cały czas coś się dzieje, faworyt też może przegrać. Jest walka, są emocje. To inspirujące. Mam nadzieję, że uda nam się w Muszynie odnieść sukces - podkreśla Katie.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Wybrane dla Ciebie

Puszcza była blisko opuszczenia ostatniej pozycji. Opuszcza ekstraklasę

Puszcza była blisko opuszczenia ostatniej pozycji. Opuszcza ekstraklasę

Cracovia kończy sezon na 6. miejscu. Dawid Kroczek kończy pracę z "Pasami"

Cracovia kończy sezon na 6. miejscu. Dawid Kroczek kończy pracę z "Pasami"

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska