Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klikuszowa: śmiertelny cios zadał w obronie koniecznej

Artur Drożdżak
Dom Witolda Ł. w Klikuszowej. To tutaj dwa lata temu doszło do tragedii
Dom Witolda Ł. w Klikuszowej. To tutaj dwa lata temu doszło do tragedii Artur Drożdżak
6 lat więzienia dla Witolda Ł. za zabicie znajomego. We wsi mówią, że mógł być inny sprawca zbrodni.

- Co to za kara: sześć lat więzienia za zabicie mego syna? Za śmierć psa ludzie dostają wyższe wyroki - irytuje się Stanisława Józefczak, matka 31-letniego Stanisława.

49-letni Witold Ł. , który zabił jej syna, został skazany na sześć lat więzienia. Choć twierdził, że zrobił to w obronie koniecznej, krakowski sąd uznał, że przekroczył jej granice. Wyrok jest prawomocny.

Tragedia rozegrała się blisko dwa lata temu w Klikuszowej, wsi pod Nowym Targiem. Przed domem Witolda Ł. znaleziono zwłoki Staszka. Zginął od ciosu nożem.

- Pierwszy byłem tam na miejscu, gdy znajomi powiadomili nas o nieszczęściu - opowiada Maciek, młodszy brat zabitego. To on wezwał pogotowie. Potem zjawiła się policja, która zatrzymała gospodarza, Witolda Ł. - Ten drań śmiał się ze wszystkiego. Pił jeszcze wódkę, gdy policjanci robili oględziny miejsca - opowiada.

Witold Ł. trafił za kratki, ale do winy się nie przyznał. - Zostałem zaatakowany przez Staszka, który siłą wtargnął do mojego domu. Broniłem się. Wyrwałem mu nóż i zadałem tylko jeden cios - wyjaśniał na przesłuchaniu. Sąd przyjął, że mężczyzna dokonał zbrodni, ale faktycznie zrobił to broniąc się. Przekroczył jednak granice dopuszczalnej obrony. I dlatego, choć pójdzie siedzieć, to tylko na sześć lat - sąd bowiem nadzwyczajnie złagodził mu karę i wymierzył tylko 6 lat więzienia.

Rodzina zamordowanego nie może się z tym pogodzić. - Staszek był dobrym synem, spokojnym. Chorował na padaczkę, ale w gospodarstwie pomagał jak mógł - wspomina jego matka. Potwierdza to 71-letni Stanisław Żółtek, sołtys Obidowej, w której mieszkał zamordowany.
- Pomagał ludziom za drobne kwoty. Wszyscy wiedzieli o jego chorobie, a że czasem lubił się napić, to nie grzech - opowiada.

Pewnie z tego powodu w nocy z 2 na 3 października 2007 r. Stanisław zjawił się w domu Witolda Ł. - Tam była zwykła melina. Pili wszyscy, były awantury i wrzaski - nie kryje 79-letnia Anna Duda, najbliższa sąsiadka skazanego.

We wsi słychać też opinie, że sprawcą śmierci 31-latka mógł być ktoś inny. - Policji nie chciało się szukać prawdziwego zabójcy. Mieli nieboszczyka, i to przed domem karanego już w przeszłości Witka. To go zamknęli. A że był oferma, to teraz siedzi - komentują.

36-letnia Halina Józefczak, siostra zabitego, nie wierzy w te plotki. Mówi, że sąd musiał wnikliwie zbadać sprawę, skoro skazał Witolda Ł. - Wielka szkoda tylko, że karę wymierzył mu tak niską. To przecież śmieszny wyrok - podkreśla oburzona.

Wanda R., znajoma skazanego, potwierdza, że wysłała mu paczki do więzienia. - To całe nieszczęście to przez wódkę, a wiem co mówię, bo mój świętej pamięci mąż też za kołnierz nie wylewał. Wiem co to za życie z pijakiem - wzdycha.

Żałuje tylko, że agresywny Witold Ł. zwyczajnie nie przegonił znajomego. - Skoro zdołał mu wyrwać nóż, to mógł to zrobić bez żadnego problemu. Nie byłoby tragedii, a tak jeden jest w więzieniu, a drugi leży na cmentarzu w Klikuszowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska