- Gdybyśmy znali wyniki wyborów przed ich ogłoszeniem, być może przedwyborcze decyzje w tej sprawie byłyby inne. Natomiast w przypadku, gdy mogliśmy podjąć decyzję na szczeblu lokalnym o koalicji z Nową Lewicą, a tak było gdy chodziło o wybory prezydenta Krakowa i listę do Rady Miasta – wystartowaliśmy razem i mamy dziś zdecydowaną większość w Radzie Miasta Krakowa - komentuje poseł Aleksander Miszalski, przewodniczący małopolskich struktur Platformy Obywatelskiej, który powalczy w drugiej turze o fotel prezydenta Krakowa.
Na początku 2024 była mowa o szerokiej koalicji - Nowa Lewica miała nadzieję na zbudowanie wspólnych list z Koalicją Obywatelską na wybory samorządowe. Jednak Donald Tusk zdecydował o samodzielnym starcie KO (co ogłoszono 31 stycznia), a krótko po tym o analogiczne postanowienie podjęły władze Lewicy (która ostatecznie poszła do wyborów wspólnie z marginalnymi ugrupowaniami: Razem, Polską Partią Socjalistyczną, Unią Pracy).
Powody decyzji Tuska komentowano różnie. Krakowscy działacze PO twierdzą, że kluczowe były tu „nadmierne, wręcz kuriozalne żądania Lewicy, która stawiała warunki - w przypadku wystawienia wspólnych list – jakby była potężnym ugrupowaniem o wielkim znaczeniu”.
- My od początku staliśmy na stanowisku, że wspólne listy do miasta oraz sejmiku będą korzystne. Byliśmy już nawet dogadani z Lewicą w tej sprawie, jednak w Warszawie stało się, jak się stało i decyzje na szczeblu centralnym sprawiły, że musieliśmy zrezygnować ze wspólnych list na szczeblu regionu. Trudno to dziś komentować, nie wiadomo jakby to się potoczyło, gdyby była koalicja z Lewicą. Z drugiej strony powinna to być dla wszystkich także „lekcja na przyszłość’ – powiedział nam Szczęsny Filipiak, przewodniczący zarządu Platformy Obywatelskiej w Krakowie, który dostał się do sejmiku z listy KO, zdobywając blisko 35 tys. głosów.
KO i Lewica wystawiały odrębne listy do sejmików w całym kraju. Jednak w przypadku Małopolski wyborcza sytuacja okazała się tyle samo dramatyczna, co kuriozalna (z punktu widzenia wyborców obu ugrupowań). W niedzielę wieczorem sondaże pokazywały, że poparcie Lewicy do sejmiku wynosiło 5 proc., co przełożyłoby się – według pierwszych szacunków – na dwa mandaty. W poniedziałek późnym popołudniem, gdy opublikowane oficjalne wyniki wyborów, okazało się, że Lewica uzyskała 4,74 proc. głosów, więc nie przekroczyła progu wyborczego.
Rada Polityki Pieniężnej podjęła decyzję
