Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobylanka. Eliza i Przemek umieją słuchać, co mówią konie. I to nie tylko w wigilijną noc

Halina Gajda
Halina Gajda
Eliza i Przemek Litwowie prowadzą w Kobylance Stowarzyszenie Jeździeckie Galopada
Eliza i Przemek Litwowie prowadzą w Kobylance Stowarzyszenie Jeździeckie Galopada
Galopadę zna każdy w Kobylance. Elizę i Przemka Litwa chyba też, bo raczej trudno przejść obok ich domu obojętnie. Goście wjeżdżają na podwórko pod czujnym okiem stada koni. Niby jeden z drugim skubie siano z beli, niby zajmują się tylko swoimi końskimi sprawami, ale wystarczy ruch w kierunku ogrodzenia, by zobaczyć w ich oczach pytanie: będzie marchewka???

Napotkana gdzieś w internetowych czeluściach legenda opowiada o wigilijnych dyskusjach koni. Rzecz dzieje się gdzieś w świecie. Bohaterem jest para Siwek, Gniady i parobek, który miał zwyczaj twardo obchodzić się z nimi. Bat był w częstym użyciu, a i szturchnięcia kijem się zdarzały. Człek ten wiedziony ciekawością, czy zwierzęta rzeczywiście mówią ten jedyny raz w roku, ukrył się za żłobem i czekał na północ. Miał już przysypiać, gdy usłyszał rozmowę: Siwek, a co ty będziesz, jutro robi? Gniady na to miał mu odpowiedzieć: będę deski na trumnę woził. Parobek na te słowa, wystrzelił spod żłobu z krzykiem: jakie deski, jaka trumna, święta są przecież! Wtedy konie strzeliły kopytami tak mocno, że człek zginął na miejscu…

Uratowane zwierzęta mogłyby wiele opowiedzieć

Eliza Mendzikowska-Litwa po wysłuchaniu opowieści, bynajmniej się nie żachnęła. Przeciwnie.

- Konie są pamiętliwe – mówi z powagą. - Gdy doznają krzywdy, będą pamiętały swojego oprawcę, więc pewnie gdyby nadarzyła się im okazją, odpłacą pięknym za nadobne – dodaje.

Niejako dla równowagi przywołuje inną opowieść. Sprawdzoną. Otóż w naszej pomieszanej pogórzańsko-podkarpackiej tradycji jest wprowadzanie konia do domu. Właśnie w wigilię.
- Oprowadzano go po izbie zgodnie z ruchem wskazówek zegara, co miało gwarantować szczęście w nadchodzącym roku. Jeśli zwierzęciu zdarzyło się zostawić w tejże izbie fizjologiczną potrzebę, zwiastowało to „kupę” szczęścia w Nowym Roku. Konia częstowano owsem, a tego kto go przyprowadził wódką - przywołuje.

Tradycję przodków szanuje, ale koni ostatecznie do swojego domu nie wprowadza. Z liczącego 30 „owsiaków” stada, trudno byłoby wybrać tego jedynego reprezentanta. Ani ona, ani Przemek wprawdzie nigdy nie zakradali się w wigilijną noc do stajni. Nie są przesądni, jednak stare wierzenia głoszą, że lepiej gadaniny zwierząt w wigilię nie usłyszeć, bo można się dowiedzieć o swojej śmierci. Podejrzewają jednak, że mogliby usłyszeć kilka dramatycznych historii. Choćby Jachty, dwudziestoletniej klaczy, którą uratowali od rzeźni, a potem długo pracowali, by zyskać jej zaufanie.

- To było kilkanaście lat temu. Jachta bała się ludzi. Najpewniej z powodu złych doświadczeń, które z nimi miała. Trzeba było poświęcić jej wiele czasu. Nie odpuszczaliśmy, choć nie zawsze było łatwo. Teraz, mimo wieku, wciąż chodzi pod siodłem. Doskonale sobie przy tym radzi – podkreśla.

Razem z Jachtą do Galopady trafiła Japonia. Niemal analogiczna historia – poprzedni właściciel chciał ją sprzedać.
- Ma bardzo temperamentny charakter – śmieje się Eliza. - Owszem, chodzi pod siodłem, ale to klacz dla doświadczonego jeźdźca – dodaje.

Końska psychologia. Prawie jak u Hipokratesa i Galena

Oboje podkreślają, że koni nie można próbować uczłowieczać, ale gdyby spojrzeć na nie przez pryzmat psychologii, pośród końskiej braci znajdziemy opanowanego sangwinika, wymagającego cierpliwości flegmatyka, panoszącego się wszędzie choleryka i nieprzewidywalnego melancholika.
- To się będzie objawiało na wiele sposobów – mówi dalej Eliza. - Są konie, które bronią dostępu do paszy na zasadzie: to jest moje, tobie wara. Jestem duży i muszę mieć dużo, a twój brzuch to twój problem. I nie jest ważne, że wszędzie dookoła jest siano, więc na pewno nie zabraknie. Jak to zrobią? Zaczną pokładać uszy po sobie, machać głową. Dla konkurenta to jednoznaczny sygnał: jak się nie odczepisz, to cię ugryzę – obrazuje.

Dlatego między innymi właściciele Galopady wciąż proszą, by bez ich wiedzy i zgody nie wchodzić za ogrodzenie łąki, na której są konie. Zwierzęta mogą się przestraszyć, poczuć się zagrożone i nie wiadomo, jak zareagują.
- My naprawdę nie mamy nic przeciwko gościom. Tylko niech przyjdą do nas, na podwórko. Jeśli dzieci chcą dać kucykowi przysmak, przyprowadzimy takiego, który w zamian nadstawi łeb do czochrania, pozwoli się dotykać. Nigdy nie powinno się tego robić bez naszej wiedzy, zgody na zasadzie: jaki ładny konik, chodźmy go nakarmić – podkreśla z całą mocą.

Koń pokaże, że coś mu dolega albo po prostu ma gorszy dzień i nie ma ochoty na współpracę. Odczytywania tych wszystkich sygnałów Eliza i Przemek uczyli się przez lata, a i tak wiedzy nigdy dosyć.
- Gdy rano wchodzimy do stajni, to słyszymy rżenie – mówi Przemek. - Ale nie oznacza to, że one się cieszą, bo widzą swojego człowieka, tylko wiedzą, że dostaną coś dobrego – dodaje.
Eliza ma na to swoje określenie: rżenie gastryczne. W końskiej głowie zaczyna wtedy kiełkować myśl: może jakieś jabłuszko się trafi albo marcheweczka? A może nawet dodatkowa porcja owsa? No i tutaj zaczynają się schody.
-W zimie dla utrzymania dobrej kondycji, konie potrzebują wysokoenergetycznej paszy, jednak podawanej z głową – tłumaczy Przemek.

Gdy zwierzę dostanie jej za dużo, zwłaszcza przy braku pracy, mogą pojawić się problemy chorobowe. Fachowo nazywa się to mięśniochwatem porażennym, hodowcy zaś zwykli mówić o chorobie poświątecznej. Dotyczy to koni, które nie pracują, a dostają karmę bogatszą w owies na zasadzie: święta są, to niech i one coś mają.

- Po kilku dniach przerwy od pracy i przy żywieniu nieadekwatnym do zapotrzebowania energetycznego, nałożenie na zwierzę zwykłego lub maksymalnego obciążenia, może się skończyć wystąpieniem objawów związanych z poważnymi zaburzeniami ruchu – wyjaśnia fachowo.

Co więcej, popularne porównanie „zdrowy jak koń” jest bujdą. Eliza stawia tutaj sprawę jasno: człowiek nie jest tak wrażliwy, jak konie.
- Przeziębiają się, dokuczają im ochwaty, miewają kolki – wylicza.

Wigilia z marchewką w roli opłatka

Na łące przed domem jeszcze świąt nie widać. Zresztą, jak się ma zwierzęta, to nie ma wielkiej różnicy, czy to Boże Narodzenie, Wielkanoc czy zwykły poniedziałek. Rodzinna stadnina ma za to swój coroczny rytuał.
- Do stajni, pomiędzy boksy wstawiamy stoły – zaczyna Przemek. - Dużo stołów. W tamtym roku tak dużo, że w ostatniej chwili musiałem dokupić kilka, bo tylu gości się nam zapowiedziało. Robimy to kilka dni przed tą kalendarzową wigilią. Zapraszamy wszystkich, którzy chodzą do nas na kursy, współpracują ze stadniną albo po prostu jeżdżą – wylicza.
Oprócz gościny każdy jeszcze przynosi coś upitraszonego przez siebie, więc od wszelkich przysmaków stoły się uginają – dodaje.
Nie zapominają o koniach, z którymi dzielą się nie tyle opłatkiem, ile marchewką.
- Konie kochają przecież marchewki i jabłka. I z nich mają pewnie większą przyjemność, niż z opłatka – dodaje Eliza.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska