24 grudnia budzik dzwoni tak samo wcześnie, jak w inny dzień. Szybka toaleta, łyk herbaty, buty na nogi. Ks. Andrzej ma do szpitalnej kaplicy kilkadziesiąt metrów. Przejście zajmuje mu więc chwilę.
- Świąteczny czas tak naprawdę nie różni się niczym, od zwykłego dnia – mówi duchowny. - Owszem, tu i ówdzie stoją choinki, mrugają światełka, ktoś włączy radyjko, by posłuchać kolęd, ale szpital to potężna machina, która cały czas pracuje – dodaje.
Wigilijny bilans duchowy
Kapelanem w Gorlicach został 25 lat temu. Żartobliwie komentuje, że nie boi się igieł, a szpitalne zapachy nie budzą w nim niechęci. Zresztą, po ćwierćwieczu pracy nie zwraca już na nie uwagi. Ma inny cel – dodać otuchy tym, którzy trafiają tutaj na co dzień, choć czas Bożego Narodzenia jest szczególny. Nie wszyscy mają rodziny, które zajrzą w wigilijne popołudnie, przyniosą coś smacznego, posiedzą i pogadają. Są tacy, których choroba mocno przykuła do łóżka. Może nawet nie wiedzą, że pasterze cud w szopie zastali, a Syn Boży w żłobie leży. Jeszcze inni spędzają czas, wpatrując się w ciemną przestrzeń za oknem. Pewnie myślą o domu, tych, którzy gdzieś za tym oknem są, albo na zawsze odeszli. Robią w głowie bilans straconych szans, odebranych nadziei? Być może, bo z jakiegoś powodu pustka i samotność dominuje teraz w ich życiu.
- To właśnie oni najbardziej potrzebują ciepłego słowa – podkreśla. - Nawet jeśli ostentacyjnie odwracają głowę, gdy wchodzę na salę albo udają, że mnie nie widzą ani nie słyszą. Nie zrażam się. Staram się zagadać, wywołać rozmowę w nadziei, że dobre słowo spowoduje w nich jakiś przełom i wyjdą ze swojej skorupki. Być może nawet pojednają się z Bogiem – dodaje cicho.
Drżą szpitalne fundamenty
Najtrudniej jest, gdy dostaje nagłe wezwanie: wypadek, pogorszenie stanu zdrowia, które wiąże się z koniecznością przetransportowania do innego szpitala. Trzeba wtedy wziąć na siebie cały żal bliskich, ale i chorego, który oczekuje odpowiedzi na pytanie: dlaczego to akurat mnie się przydarzyło? Przecież starałem się być dobrym człowiekiem...
- Nikogo wtedy nie potępiam, bo nie taka moja rola. Staram się ich wesprzeć, próbuję pocieszyć – mówi cicho.
Na szczęście nie są codzienne sytuacje. Znacznie częściej bierze gitarę i idzie na szpitalne oddziały. Chyba najgłośniej jest w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym. Personel układa stoliki na korytarzu, pomaga chorym, by zasiedli przy nim wygodnie. Kuchnia zadba o wigilijne kulinarne akcenty. Jest głośno, wesoło.
- Nawet pacjenci, którzy na co dzień zaszywają się w sobie, niewiele mówią, podczas takiej szpitalnej wigilii nabierają skądś mocy, mobilizują się do ruchu, siadają obok innych i zaczynają śpiewać za cały chór – dodaje.
Późnym wieczorem odprawia pasterkę w szpitalnej kaplicy. Jest personel, pacjenci też schodzą. Fundamenty drżą, od Gloria, Gloria, In Excelsis Deo.
- Sękowa. Migoczące iluminacje w ogrodzie pana Zdzisława to efekt wielu lat pracy
- Sentymentalne kadry z Kobylanki, Łosia, Wysowej, Zagórzan. Zobaczcie!
- Światy na choince symbolizują kruchość naszego życia. Są niezwykle delikatne
- XI Gorlicka Wigilia. Na rynku tłumy w kolejce po świąteczny poczęstunek
- Ślizgawka na rynku hitem drugiego dnia Świątecznego Jarmarku w Gorlicach
- Morsy w lodowatej Sękówce. Dzisiaj jeszcze turlały się w śniegu
