Kraków nocą urzeka od lat [GALERIA]
Katarzyna Hazior, mama dwuletniego Filipka, ponad rok czekała na miejsce w żłobku dla syna. Aby zwiększyć szanse zapisała go do czterech placówek. Co miesiąc dzwoniła i pisała e-maile, potwierdzające, że cały czas jest zainteresowana. Pewnie czekałaby nadal, gdyby nie nowa placówka. - Nie zdawałam sobie sprawy, jakie są z tym problemy - przyznaje. - Zaczęłam szukać żłobka, kiedy Filip miał 9 miesięcy.
Większość moich koleżanek siedzi z dziećmi w domu albo podrzuca dziadkom. Ja nie mam takiej możliwości, u mnie wszyscy pracują. Nie zdecydowałam się na opiekunkę, bo to obca osoba w domu. A prywatne żłobki są za drogie - mówi. Czesne w żłobku samorządowym to 199 zł za miesiąc. Do tego dochodzi stawka żywieniowa - średnio ok. 5 zł dziennie (ok. 100 zł miesięcznie).
Dla porównania, w prywatnych placówkach trzeba zapłacić od 500 do 1 tys. zł za czesne i kilkanaście złotych dziennie za wyżywienie. Nic więc dziwnego, że to publiczne żłobki przeżywają oblężenie. - Tatusiowie dzwonią już niemal z porodówki, żeby zapisać maluszka - mówi Anita Kura, dyrektorka żłobka nr 22 na os. Tysiąclecia. Tu rekrutacja trwa przez cały rok. Na liście rezerwowej jest 180 dzieci.
Czas oczekiwania około półtora roku. - Zapobiegliwi rodzice zapisują pociechy jednocześnie do kilku placówek. Nie ma tu ograniczeń. Dlatego żłobki żądają potwierdzenia co miesiąc, że nadal chcą być na liście - opowiada dyr. Kura. Z kolei Barbara Kwiecień, dyrektorka żłobka nr 33 przy ul. Żółkiewskiego, nie kryje, że na przyjęcie do jej placówki czeka 280 dzieci.
Zakładając, że tylko połowa jest zainteresowana tym konkretnym żłobkiem i tak nie wszyscy się dostaną. Jest 85 miejsc, ale można przyjąć ok. 35 dzieci. - Tyle, ile odchodzi z najstarszej grupy do przedszkola. Zdarza się i tak, że dziecko nie doczeka się na miejsce - mówi dyr. Kwiecień. W żłobkach prywatnych dziecko można zapisać zanim się urodzi.
Tak jest w Klubie Kreatywnego Malucha "Pompon" przy ul. Sportowej. - Mamy przychodzą już w ciąży i oglądają naszą placówkę - mówi Anna Dzierża, dyrektorka. Dawniej, jak ktoś oglądał, to również zapisywał dziecko. - Po ostatnich aferach w żłobkach, rodzice wolą się zastanowić, wszystko przemyśleć. Pytają o wykształcenie, referencje opiekunek. Chcą wiedzieć, czy jest monitoring. Jest duża nieufność - zauważa. Mimo to wszystkie 32 miejsca są już zajęte. Gdy tylko się jakieś zwolni, w ciągu dwóch dni pojawia się nowe dziecko. Nie odstraszają opłaty wyższe niż w publicznych żłobkach - od 650 do 850 zł za czesne i 12 zł dziennie za wyżywienie.
Co roku w Krakowie rodzi się ok. 7 tys. dzieci. Tych w wieku "żłobkowym" jest w sumie trzy razy tyle, czyli 21 tys. Z tej liczby około 2800 znajduje miejsce w żłobkach i klubach dziecięcych. Aż 7 700 maluchów zostaje z rodzicami, którzy biorą urlop wychowawczy. Z tego wynika, że ok. 10 tys. dzieci jest oddawanych pod opiekę babciom, dziadkom lub nianiom. - Gdybyśmy nagle stworzyli dodatkowe 10 tys. miejsc, wcale nie jest pewne, że rodzice posłaliby dzieci do żłobka - uważa Michał Marszałek, dyrektor magistrackiego biura ds. ochrony zdrowia.
Inne miasta też borykają się z problemem braku miejsc w żłobkach. We Wrocławiu pierwszeństwo w przyjęciu mają rodzeństwa, dzieci samotnych rodziców i maluchy z biednych rodzin, które pobierają zasiłek.
Jest 55 żłobków
Gmina prowadzi 22 żłobki samorządowe, w których jest 2065 dostępnych miejsc. Są 33 żłobki prywatne (685 miejsc) i pięć klubów dziecięcych (68 miejsc), nad którymi gmina sprawuje nadzór.W placówkach dotację z gminy dostaje 592 dzieci.
W żłobku dofinansowanie do opieki nad dzieckiem wynosi 11,50 zł, oraz 3,50 zł do wyżywienia.
W prywatnej placówce to odpowiednio 5,50 i 1,50 zł.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+