
PIENIĘDZY ŻAL, ALE TEŻ ROZWIĄZANIE WAŻNEGO PROBLEMU
Wisła mogła zarobić duże jak dla niej pieniądze na starcie w europejskich pucharach. Wszystko wskazuje na to, że te pieniądze do kasy klubu nie wpłyną, bo zgarnie je firma Adama Mandziary, co jest pokłosiem sprawy sprzed dwóch dekad. Z około 6 mln złotych po przeliczeniu z euro, które „Biała Gwiazda” mogła zarobić, ponad 4 mln skasuje Mandziara. Niecałe dwa miliony poszły natomiast na koszty organizacyjne plus kary za odpalanie rac czy stanie w przejściach przez kibiców. Zostają wpływy z biletów, choć nie tak wielkie, bo choć frekwencja była bardzo dobra, to jednak nie na każdym meczy był komplet plus z telewizji za transmisje. Wisła mogła zarobić dużo więcej. Pieniędzy mogą przy ul. Reymonta żałować i to bardzo, ale z drugiej strony za moment zamkną wreszcie kolejny ważny temat z przeszłości… I to też jest w jakimś stopniu sukces tej europejskiej kampanii, że udało się rozwiązać ważny problem, który wcześniej czy później rozwiązać i tak trzeba by było.

TERAZ JUŻ (NIE)TYLKO LIGA…
Po pożegnaniu z europejskimi pucharami pozostaje Wiśle cel nadrzędny na obecny sezon, czyli walka o awans do ekstraklasy. Łatwa nie będzie, bo wiślacy już mają straty, a stawka jest wyjątkowo wyrównana. No, ale gdy przyjdzie „Białej Gwieździe” grać już w bardziej tygodniowym rytmie niż co trzy dni, może będzie Kazimierzowi Moskalowi prościej to wszystko budować i układać. No i nie zapominajmy, że prócz I ligi, jest jeszcze Puchar Polski. Wisła jako uczestnik europejskich pucharów w I rundzie miała wolny los. Pozostaje jej zatem pokonać cztery przeszkody, by znów 2 maja zameldować się na Stadionie Narodowym. Każdy kto tam był na ostatnim finale, chętnie by zapewne wrócił…

KIEDY NASTĘPNY RAZ?
Wisła Kraków na start w europejskich pucharach czekać musiała ponad dwanaście lat. Czy teraz też musi to tak długo trwać? Oczywiście, że nie, bo ten klub ma ogromny potencjał i przy odpowiednim zarządzaniu przede wszystkim stroną sportową, może bardzo szybko wrócić do walki o najwyższe cele w Polsce. Jeśli ktoś w tym momencie się uśmiechnie, bo czyta te słowa, a jednocześnie widzi Wisłę w I lidze, to podamy trzy fakty z jej historii… Wiosna 1964 roku, Wisła pierwszy raz spada z ekstraklasy. Wraca po roku. W 1966 roku jest już wicemistrzem Polski, a sezon później zdobywa Puchar Polski i startuje w Pucharze Zdobywców Pucharów. 1988 rok - Wisła z trudem awansuje po barażach do ekstraklasy. Trzy lata później pod wodzą Adama Musiała zdobywa brązowy medal i tylko przez fatalny akurat ranking w tamtym sezonie, gdy w Pucharze UEFA gra tylko wicemistrz Polski, krakowian zabrakło w europejskich pucharach. Czerwiec 1996 roku na Reymonta święto, bo Wisła pieczętuje awans do ekstraklasy meczem z Jeziorakiem Iława… Nieco ponad dwa lata później grający w tym meczu Artur Sarnat, Tomasz Kulawik, Bogdan Zając, Jacek Matyja, Grzegorz Pater czy Grzegorz Kaliciak są już w zupełnie innej bajce… Biją jak chcą Newtown, Trabzonspor czy Maribor, by odpaść z Pucharu UEFA dopiero z naszpikowaną światowymi gwiazdami Parmą i to po dwóch wyrównanych meczach. Zresztą Parma ten Puchar UEFA później zdobywa. W futbolu warto marzyć, a rok, dwa, trzy to bywa czasami epoka. No, ale teraz najważniejsza jest Kotwica Kołobrzeg.