WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

Gdy 2 maja Wisła Kraków w pięknych i dramatycznych zarazem okolicznościach zdobywała Puchar Polski, wygrywając pod dogrywce z Pogonią Szczecin 2:1 i torując sobie tym samym drogę do europejskich pucharów, mało kto liczył, że pogra w nich aż do końca sierpnia. Dziesiąty zespół poprzedniego sezonu w I lidze był w stanie dotrzeć do ostatniej fazy przed ligową w rozgrywkach Ligi Konferencji. Malkontenci powiedzą zaraz, że po co Wiśle to było, skoro dostawała takie łomoty jak od Rapidu Wiedeń czy w pierwszym meczu z Cercle Brugge. A my powiemy, że to nawet mimo wyników były po prostu piękne wieczory, super przygoda dla „Białej Gwiazdy”, która jest w takim miejscu swojej historii, w jakim jest i jej start w europejskich rozgrywkach był po prostu wartością samą w sobie. Zresztą, kibice, którzy byli na tych meczach w Krakowie czy na wyjazdach chyba nie mają wątpliwości, że były to właśnie piękne wieczory. Tym bardziej po tym, jak Wisła zagrała na koniec tego wszystkiego w Brugii.
Anna Kaczmarz

Było w tej przygodzie Wisły z europejskimi pucharami kilka trudnych momentów, ale to był zespół, który nigdy się nie poddawał. Nawet w najgorszej sytuacji starał się grać swoje. I to też jest kapitał, na którym można zbudować bardzo dużo. Już w rozgrywkach ligowych w Polsce. Bo skoro dało się z czołowym zespołem w Belgii, to da się z każdym w I lidze!
Andrzej Banaś

To nie jest tak, że Wisła sobie tylko w tych pucharach pograła. Osiem meczów w europejskich rozgrywkach to jest świetny kapitał, na którym można budować przyszłość wielu piłkarzy, jakich „Biała Gwiazda” ma dzisiaj w kadrze. Tym bardziej, że nie zapominajmy o tym, że cztery z nich wygrała. A to doświadczenie? To przede wszystkim cenna lekcja dla tych młodych, jak Olivier Sukiennicki, Piotr Starzyński, Patryk Gogół czy Mariusz Kutwa, ale też tych, którzy jeszcze dzisiaj mają nieco dalej do regularnego grania w pierwszym zespole, ale za moment mogą mieć znacznie bliżej, jeśli złapią i wykorzystają swoją szansę, by wspomnieć o Karolu Dziedzicu czy Kubie Wiśniewskim. Starsi też jednak mogli czegoś się nauczyć. Bo mądry, świadomy piłkarz jest w stanie poprawić się nawet po „trzydziestce”. Czy tak będzie? Tego dzisiaj nie wiemy, liga da odpowiedź, ale wiślacy dostali wyjątkową szansę na to, by to doświadczenie zebrać.
Andrzej Banaś

Start w europejskich pucharach to nie było doświadczenie tylko sportowe. Również w bardzo dużym stopniu organizacyjne. Walka najpierw o licencję na puchary, później przygotowanie wszystkiego w takich sposób, żeby zadowolić kolejnych delegatów, którzy przyjeżdżali do Krakowa. A możecie wierzyć, że byli i tacy, którzy potrafili przyjść np. na trybunę prasową i pytać dziennikarzy czy np. wszystko było w porządku. Organizacja meczów w pucharach i I lidze to dwie różne bajki. Ludzie w Wiśle to doświadczenie zebrali, są o nie mądrzejsi i na pewno przyda im się w dalszej pracy dla „Białej Gwiazdy”.
Wojciech Matusik

Wisła Kraków jako klub z I ligi stanęła na wysokości zadania w swojej tegorocznej przygodzie z europejskimi pucharami. Starali się piłkarze i zrobili wynik ponad stan. Starali się ludzie w klubie i organizacyjnie Wisła wypadła bardzo dobrze. Oni tego nie powiedzą, ale my możemy zdradzić, że klub zbierał mnóstwo pochwał od osób z UEFA za organizację, ale też za zwykłą ludzką życzliwość i to jak przyjmowano w Krakowie rywali na różnych polach. Było po prostu profesjonalnie.
Andrzej Banaś

Dla Wisły Kraków powrót do europejskich pucharów to przypomnienie marki na Starym Kontynencie i kolejny krok do jej odbudowy. Oczywiście, to jest oczywistość, że długofalowo, żeby ta marka mogła w pełni stanąć na nogach, musi wrócić do ekstraklasy. Póki jednak wciąż jej w niej nie ma, to nawet ta kilkutygodniowa obecność w rozgrywkach europejskich była bardzo ważna. A Wisła w mediach zagranicznych była opisywana jako z jednej strony ciekawostka, że zespół z drugiego szczebla rozgrywkowego tak dobrze sobie radzi, a z drugiej przypominano, że w Polsce - mimo wielu kłopotów w ostatnich latach - to wciąż jednak z największych firm. Wielka marka.
Andrzej Banaś

Mamy wrażenie, że Wiśle te występy w europejskich pucharach pomogły jeszcze mocniej w budowie społeczności wokół klubu, przyciąganiu tego najmłodszego elektoratu, który nie pamięta Wielkiej Wisły ery Bogusława Cupiała. Mecze przy ul. Reymonta to dzisiaj jest po prostu wielkie święto, radość na trybunach, kapitalna atmosfera. Nawet jeśli patrzymy na to z naszego krakowskiego środowiska trochę subiektywnie, to jednak zaczyna to być coraz mocniej zauważone na zewnątrz. W programie Kanału Sportowego mówił o tym ostatnio Marcin Żewłakow, który też dostrzega, jak to przy ul. Reymonta wygląda. Zacytujmy zatem, bo wypowiedź byłego reprezentanta Polski dobrze oddaje to, co mamy na myśli: - Cieszę się, że kibice poczuli wreszcie trochę coś więcej niż tylko I liga, bo jestem bardzo pod wrażeniem tej atmosfery. Takiej więzi z klubem i tego jak ten klub jest odbierany przez kibiców. To robi bardzo duże wrażenie. To jest tak jak jakaś tradycja angielska, niemiecka. Na to się patrzy naprawdę w wielką przyjemnością.
Wojciech Matusik

Wisła mogła zarobić duże jak dla niej pieniądze na starcie w europejskich pucharach. Wszystko wskazuje na to, że te pieniądze do kasy klubu nie wpłyną, bo zgarnie je firma Adama Mandziary, co jest pokłosiem sprawy sprzed dwóch dekad. Z około 6 mln złotych po przeliczeniu z euro, które „Biała Gwiazda” mogła zarobić, ponad 4 mln skasuje Mandziara. Niecałe dwa miliony poszły natomiast na koszty organizacyjne plus kary za odpalanie rac czy stanie w przejściach przez kibiców. Zostają wpływy z biletów, choć nie tak wielkie, bo choć frekwencja była bardzo dobra, to jednak nie na każdym meczy był komplet plus z telewizji za transmisje. Wisła mogła zarobić dużo więcej. Pieniędzy mogą przy ul. Reymonta żałować i to bardzo, ale z drugiej strony za moment zamkną wreszcie kolejny ważny temat z przeszłości… I to też jest w jakimś stopniu sukces tej europejskiej kampanii, że udało się rozwiązać ważny problem, który wcześniej czy później rozwiązać i tak trzeba by było.
Andrzej Banaś

Po pożegnaniu z europejskimi pucharami pozostaje Wiśle cel nadrzędny na obecny sezon, czyli walka o awans do ekstraklasy. Łatwa nie będzie, bo wiślacy już mają straty, a stawka jest wyjątkowo wyrównana. No, ale gdy przyjdzie „Białej Gwieździe” grać już w bardziej tygodniowym rytmie niż co trzy dni, może będzie Kazimierzowi Moskalowi prościej to wszystko budować i układać. No i nie zapominajmy, że prócz I ligi, jest jeszcze Puchar Polski. Wisła jako uczestnik europejskich pucharów w I rundzie miała wolny los. Pozostaje jej zatem pokonać cztery przeszkody, by znów 2 maja zameldować się na Stadionie Narodowym. Każdy kto tam był na ostatnim finale, chętnie by zapewne wrócił…
Sylwia Dąbrowa

Wisła Kraków na start w europejskich pucharach czekać musiała ponad dwanaście lat. Czy teraz też musi to tak długo trwać? Oczywiście, że nie, bo ten klub ma ogromny potencjał i przy odpowiednim zarządzaniu przede wszystkim stroną sportową, może bardzo szybko wrócić do walki o najwyższe cele w Polsce. Jeśli ktoś w tym momencie się uśmiechnie, bo czyta te słowa, a jednocześnie widzi Wisłę w I lidze, to podamy trzy fakty z jej historii… Wiosna 1964 roku, Wisła pierwszy raz spada z ekstraklasy. Wraca po roku. W 1966 roku jest już wicemistrzem Polski, a sezon później zdobywa Puchar Polski i startuje w Pucharze Zdobywców Pucharów. 1988 rok - Wisła z trudem awansuje po barażach do ekstraklasy. Trzy lata później pod wodzą Adama Musiała zdobywa brązowy medal i tylko przez fatalny akurat ranking w tamtym sezonie, gdy w Pucharze UEFA gra tylko wicemistrz Polski, krakowian zabrakło w europejskich pucharach. Czerwiec 1996 roku na Reymonta święto, bo Wisła pieczętuje awans do ekstraklasy meczem z Jeziorakiem Iława… Nieco ponad dwa lata później grający w tym meczu Artur Sarnat, Tomasz Kulawik, Bogdan Zając, Jacek Matyja, Grzegorz Pater czy Grzegorz Kaliciak są już w zupełnie innej bajce… Biją jak chcą Newtown, Trabzonspor czy Maribor, by odpaść z Pucharu UEFA dopiero z naszpikowaną światowymi gwiazdami Parmą i to po dwóch wyrównanych meczach. Zresztą Parma ten Puchar UEFA później zdobywa. W futbolu warto marzyć, a rok, dwa, trzy to bywa czasami epoka. No, ale teraz najważniejsza jest Kotwica Kołobrzeg. Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

Wideo