Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszyce Małe. Szczęśliwie uszli z życiem, ale stracili dach nad głową. Ich kamienicę czeka rozbiórka

Paweł Chwał
Paweł Chwał
Jan Jamro w ostatniej chwili wybiegł z mieszkania po pomoc, bo płomienie już były na korytarzu i wdzierały się do środka przez drzwi
Jan Jamro w ostatniej chwili wybiegł z mieszkania po pomoc, bo płomienie już były na korytarzu i wdzierały się do środka przez drzwi Paweł Chwał
Jan Jamro jeszcze tydzień temu miał dach nad głową. Teraz martwi się o to, jak przetrwa zimę i gdzie podzieje się on oraz jego schorowana, 87-letnia mama. W podobnej sytuacji znalazło się pięć innych rodzin. Wszystkie mieszkały w spalonej kamienicy przy ulicy Spacerowej w Koszycach Małych.

Pożar wybuchł w sobotę wieczorem w mieszkaniu na piętrze, zajmowanym przez ponad 60-letniego lokatora.

- W pewnym momencie poczułem zapach dymu w pokoju. Podszedłem do pieca w kuchni, bo myślałem, że w nim się coś przytkało. Otwarłem drzwiczki, ale cug był jak się patrzy - opowiada pan Jan Jamro. Dymu zbierało się w mieszkaniu jednak coraz więcej, dlatego zaniepokojony nim mężczyzna otworzył drzwi na korytarz. - Wtedy dosłownie uderzyła we mnie fala gorącego powietrza, dymu i płomieni. Nie było czasu na zastanowienie, krocząc po omacku przez korytarz, jakimś cudem dotarłem do schodów, wybiegłem na zewnątrz i zadzwoniłem po straż - mówi Jan Jamro.

Jego mieszkanie bezpośrednio sąsiaduje z tym, w którym wybuchł pożar. Dlatego, wysłani na miejsce strażacy, w pierwszej kolejności przystąpili do ewakuacji 87-letniej, sparaliżowanej mamy pana Jana, która została w pokoju. Ponieważ korytarz objęty był już pożarem, zniesiono ją przez balkon za pomocą dostawionej drabiny.

- Szczęście w nieszczęściu, że ten pożar nie wybuchł w nocy. Gdyby stało się to kilka godzin później, to pewnie najpierw zaczadzilibyśmy się we śnie, a potem spłonęli żywcem - nie ma co do tego wątpliwości Katarzyna Kawa. W kamienicy przy ulicy Spacerowej mieszkała razem z mężem i czwórką dzieci. Lokum mieli tu również jej teściowie. - Z pożaru wyszliśmy cało, ale teraz musimy pomyśleć o tym, co dalej? Powrotu do tego budynku bowiem raczej już nie ma - mówi kobieta.

Budynek, w którym wybuchł pożar, to były klasztor. W 1956 roku siostry, na nakaz władz komunistycznych, musiały jednak gmach opuścić. Został on znacjonalizowany i przekształcono go na mieszkania dla pracowników PGR-u. Siostry odzyskały dawny klasztor w latach 90. ubiegłęgo stulecia, ale wraz z nim przejęły również lokatorów.

- Urszulanki godziły się na to, abyśmy tu nadal mieszkali, nie pobierały od nas czynszu, ale też nie dokładały się do remontów. Te były na naszej głowie i my je wspólnie finansowaliśmy - wylicza Zofia Kupczyk, kolejna z lokatorek kamienicy przy Spacerowej. Staraniem mieszkańców w ostatnich latach wyremontowano m.in. dach oraz elewację. - Warunki może nie były idealne, ale żyło nam się tutaj dobrze. Kłopoty sprawiał tylko sąsiad, u którego wybuchł pożar. Nadużywał alkoholu, nie płacił rachunków za prąd, odgrażał się nam - dodaje.

Wstępne ustalenia przyczyn pożaru wskazują na zaprószenie ognia w mieszkaniu na piętrze. To spłonęło niemal doszczętnie. Poważne uszkodzenia są również na korytarzu oraz w mieszkaniu na parterze, które zostało mocno zalane wodą podczas akcji gaśniczej. W budynku odcięto dostawy prądu i wody. Straty oszacowane zostały wstępnie na ok. 150 tys. złotych. Strażacy pozwolili lokatorom zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i nakazali im opuszczenie zajmowanych mieszkań. Wiele wskazuje na to, że ci już do nich nie wrócą.

- Budynek już wcześniej był w fatalnym stanie technicznym, a ten pożar dopełnił dzieła. Jego remont nie wchodzi w grę, gdyż nie mamy takich pieniędzy. Poza tym nie opłaca się to. Taniej byłoby postawić podobny, nowy dom, niż inwestować w ten, blisko stuletni, który się spalił - mówi siostra Jadwiga Habel ze Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej.

Pozostałości po byłym klasztorze czeka prawdopodobnie rozbiórka. - Właściciel może złożyć stosowny wniosek w starostwie i uzyskać na to pozwolenie. My nakaz rozbiórki możemy wydać jedynie w wyniku kontroli, gdyby stan budynku zagrażał bezpieczeństwu przebywających w nim osób. Ale jak na razie nikt do nas nie zwrócił się w tej sprawie - mówi Mariusz Przęczek, inspektor nadzoru budowlanego dla powiatu tarnowskiego.

Pogorzelcy mogą liczyć na zapomogi z urzędu gminy. Wójt Grzegorz Kozioł zaangażował się również w znalezienie im nowego lokum.

- Nie posiadamy wolnych mieszkań komunalnych, dlatego pośredniczymy w znalezieniu im mieszkań na wynajem. Jest szansa na to, że będą otrzymywać dopłaty do czynszu, pod warunkiem, że pozostaną mieszkańcami gminy - tłumaczy wójt Grzegorz Kozioł.

KONIECZNIE SPRAWDŹ:

FLESZ: Pierwsza pomoc przy wypadkach drogowych. To musisz wiedzieć!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska