MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kraków: amstaffy, które pogryzły Noemi wróciły do właścicielki "Arlecchino"

Piotr Rąpalski
fot. Jacek Kozioł/archiwum
Krakowska prokuratura zezwoliła, aby dwa amstaffy, które w czasie wakacji w restauracji "Arlecchino" zaatakowały 5-letnią Włoszkę wróciły do właścicielki.

Ta decyzja oburza specjalistę, który badał zwierzęta i wydawał opinię w tej sprawie. Uważa, że właścicielka nie umie się z nimi obchodzić. Psy jednak są już u swojej pani, a proces w sprawie pogryzienia nie może ruszyć z miejsca.
Prokuratura nie widzi problemu, w tym że nieodpowiedzialna właścicielka odzyskała groźne amstaffy. Ma teraz chodzić z nimi na specjalne szkolenie.

- W swojej opinii biegły stwierdził, że psy nie były wcześniej szkolone. To mogło być przyczyną całego zdarzenia - mówi rzeczniczka prokuratury okręgowej w Krakowie, Bogusława Marcinkowska. - Nie widzimy powodu dla ich uśpienia. W szkoleniu chodzi o wywołanie procesów posłuszeństwa. Po nim psy i właścicielka przejdą egzamin - dodaje. Przed wydaniem decyzji prokuratura skonsultowała się z... wydziałem kształtowania środowiska UMK. Ten wydał opinię, że zwierzęta mogą wrócić pod warunkiem uczęszczania na szkolenie.

Teraz psy pozostają u właścicielki. Kobiecie przydzielono instruktora, który ma przeszkolić zarówno ją, jak i zwierzęta. Problem jednak w tym, że takie szkolenie może potrwać nawet kilka miesięcy. Nikt nie zapewni, że w tym czasie psy, które już raz rzuciły się na człowieka, nie zrobią tego ponownie.
Decyzja prokuratury wprawiła w osłupienie samego biegłego, który badał psy na jej zlecenie.

Prokuratura zapytała go, czy psy stanowią zagrożenie, a specjalista to potwierdził. - Właścicielka nie potrafi przewidywać i kontrolować zachowania zwierząt. Wywołać u nich relacji posłuszeństwa i poczucia zaufania - mówi Andrzej Kłosiński, behawiorysta zwierzęcy. - Zupełnie nie rozumiem decyzji prokuratury - kwituje.

Właścicielka psów odebrała zwierzęta wczoraj ze schroniska. Nie widziała ich od 4 sierpnia, czyli prawie cztery miesiące. Pytanie, czy po takiej rozłące psy będą jej posłuszne?
Amstaffy w schronisku zachowywały się poprawnie. - Nie sprawiały żadnych kłopotów - mówi kierownik schroniska Andrzej Jaworski. - Przez pierwsze 15 dni właścicielka nie mogła ich widywać, bo były badane na wściekliznę - dodaje. Po tym czasie kobieta przyszła do psów, ale władze schroniska poprosiły, aby nie kontaktowała się ze zwierzętami. Spowodowane było to dobrem śledztwa prowadzonego przez prokuraturę.

Działania prokuratury nie przynoszą jednak efektów. Proces właścicielki psów nie może ruszyć z miejsca, choć zarzuty narażenia dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia, postawiono jej jeszcze we wrześniu.- Ciągle brakuje nam dokumentacji medycznej z Włoch dotyczącej stanu dziewczynki - mówi prokurator Marcinkowska.

Przypomnijmy. W sierpniu dwie włoskie rodziny przyszły wieczorem na kolację do Arlecchino. Kiedy pięcioletnia Noemi poszła do toalety, jej rodzice usłyszeli jej krzyk. Ojciec, który pomógł jej na pomoc zobaczył głowę swojej córki w paszczy psa. Własnymi rękami uwolnił dziecko z uścisku.
Jak twierdzą Włosi, amstaffy wybiegły z zaplecza. Nikt ich nie pilnował. Turyści twierdzą, że gdy opatrywali dziecko i wzywali pogotowie, właścicielka lokalu uciekła z psami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska