- Kazano mi grobowiec otworzyć, a potem zamknąć tak, aby był w takim samym stanie jak przed otwarciem - mówi Jan Siuta, wykonawca alabastrowego sarkofagu, w którym 18 kwietnia 2010 r. spoczęli Lech i Maria Kaczyńscy. W jakim celu - rzeźbiarz nie mówi. Twierdzi, że jego zadaniem było jedynie dbanie o szczegóły techniczne.
Siuta nie wspominał o tym wcześniej, bo - jak mówi - został zobowiązany do zachowania tajemnicy państwowej. Ostatnio jednak ktoś do niego zadzwonił i pozwolił mu oficjalnie potwierdzić fakt otwarcia sarkofagu. Rzeźbiarz twierdzi, że był to jakiś funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu. Nazwiska nie pamięta.
Zobacz także: Kraków: napad w M1. Zapadły wyroki
Polskie prawo nie przewiduje objęcia szczegółów pochówku jakąkolwiek klauzulą tajności. Nawet w przypadku prezydenta kraju.
- Nie bardzo sobie wyobrażam, na podstawie jakich przepisów objęto ten fakt tajemnicą - mówi Piotr Niemczyk, były oficer Urzędu Ochrony Państwa.
Rzeźbiarza do dochowania tajemnicy miał wcześniej zobowiązać oficer BOR. - Podejrzewam, że wykorzystano nieznajomość przepisów przez pana Siutę. To stara sztuczka. Przychodzi oficer, macha legitymacją i mówi, by być cicho - ocenia Niemczyk.
Na razie Jan Siuta jest jedynym świadkiem otwarcia sarkofagu Kaczyńskich, który zdecydował się o tym oficjalnie opowiedzieć. Jednak informacje o dodatkowym pogrzebie pojawiają się w mediach od jakiegoś czasu. Tydzień temu pisał o tym "Newsweek". Według tygodnika, do sarkofagu miała zostać dołożona mała trumna ze szczątkami pary prezydenckiej, odnalezionymi już po wykonanej w Moskwie sekcji zwłok.
Mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik wielu rodzin ofiar katastrofy, nie chciał wtedy komentować sprawy, lecz nie zaprzeczył tym doniesieniom. Podobnie wypowiadał się Jarosław Kaczyński, prezes PiS i brat zmarłego prezydenta. - To jest zbyt bolesne, bym tym mówić - odpowiadał.
Prokuratura prowadziła nawet śledztwo w sprawie drugiego pochówku. Zostało jednak umorzone.
Według prawa, każde naruszenie miejsca spoczynku, m.in. otwarcie grobowca, jest ekshumacją. Trzeba na nią uzyskać zgodę sanepidu. Jednak krakowskie służby sanitarne nic nie wiedzą o wydarzeniach na Wawelu.
- Nikt nie prosił o taką zgodę. Jaka ekshumacja? - dziwi się dr Rafał Niżankowski, szef małopolskiego sanepidu. O sprawie nic nie wie również Adam Jędrzejczyk, powiatowy inspektor sanitarno-epidemiologiczny dla Krakowa.
Mogło więc dojść do złamania prawa przy okazji otwarcia prezydenckiego sarkofagu.
Dlaczego organizatorom pochówku tak bardzo zależało na utrzymaniu sprawy w tajemnicy?
- Sądzę, że rząd miał na celu głównie dobro rodziny zmarłego prezydenta - ocenia dr Jarosław Flis, socjolog z UJ. Prof. Jadwiga Staniszkis twierdzi, że bardzo źle się stało, iż ktoś głośno powiedział o otwarciu sarkofagu.
Zobacz także: Kraków: napad w M1. Zapadły wyroki
- To intymne szczegóły, które powinna znać jedynie rodzina - uważa Staniszkis.
Podobnie komentuje wyznania Jana Siuty Marcin Dubieniecki, zięć pary prezydenckiej. - Ujawnienie tego faktu nic nie wnosi do sprawy katastrofy i jest bez znaczenia - powiedział "GK" Dubieniecki.
Piotr Odorczuk
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Brutalna wojna o turystę. Kto podpala meleksy?
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy