Przejeżdżające obok kościoła św. Wojciecha konie zachwiały się i runęły na dwie dziewczynki siedzące na pobliskim murku. Obie trafiły do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu.
- Ich stan jest już bardzo dobry - zapewnia Magdalena Oberc, rzecznik placówki.
Piotr Kosmaty z Prokuratury Okręgowej mówi, że znane są już pierwsze ustalenia śledztwa. Z relacji przesłuchanych świadków wynika, że jedno ze zwierząt zasłabło.
- Dlatego osunęło się na dziewczynki - wyjaśnia rzecznik prokuratury.
Prof. Adam Okólski z Uniwersytetu Rolniczego przyznaje, że zbyt długie przebywanie zwierząt na słońcu mogło spowodować u nich zawroty głowy. - Taki scenariusz jest bardzo możliwy - mówi specjalista.
Nie ma co kryć, że dorożkarskie konie stoją na Rynku po 10-12 godzin dziennie.
- Zaczynam pracę około godziny 10.00, a do domu wracam nieraz po godzinie 20 - przyznaje Tadeusz Barczak, doświadczony woźnica. - Ale to co się mówi, że męczymy zwierzęta, nie dajemy im wody, nie karmimy, to bzdury wyssane z palca - przekonuje. - Wypadki przecież się zdarzają wszędzie, a konie są dla nas bardzo ważne, bo przecież dzięki nim zarabiamy na chleb - wpada mu w słowo siedząca obok na koźle młoda dziewczyna.
Po pierwszym wypadku na Rynku Głównym w Krakowie z 10 lipca, kiedy to wystraszone wystrzałem petardy konie zdemolowały kawiarniany ogródek i poturbowały cztery osoby, urzędnicy zaczęli zastanawiać się nad wprowadzeniem dodatkowych środków bezpieczeństwa.
- Poniedziałkowa tragedia tylko potwierdza, że natychmiast coś zmienić trzeba, by więcej się to nie powtórzyło - mówi prof. Andrzej Oklejak, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. prawnych.
- Może należałoby zmienić miejsce postoju dorożek, a może dokładnie weryfikować oświadczenia dorożkarzy dotyczące psychiki i wyszkolenia koni - proponuje.
Najpier jednak Urząd Miasta czeka na wyniki przeprowadzanej kontroli.
- Jest ona wykonywana pod kątem tego, czy właściciele dorożek wywiązują się z obowiązków, jakie nakłada na nich umowa podpisana z gminą - mówi Filip Szatanik, kierownik biura prasowego UMK. W umowach zawieranych z miastem dorożkarze zobowiązują się m.in. do wykupienia ubezpieczenia OC, jeżdżenia tylko stępem oraz do niewyjeżdżania na Rynek, gdy temperatura przekroczy 30 stopni ciepła. Co ciekawe, z umów wynika, że nie trzeba mieć żadnych uprawnień do kierownia dorożką.
- I to się powinno natychmiast zmienić - nie ma żadnych wątpliwości Jakub Bator, radny PiS, który zapowiada, że zajmie się dorożkami.
- W obecnej sytuacji trzeba się poważnie zastanowić, czy nie należałoby z powrotem wprowadzić karty woźnicy i coś na kształt tachografów - śmiało proponuje.
Dorożkarze uważają, że to zły pomysł, który niewiele zmieni w całej sprawie.
- I gdzie ja miałbym taki tachograf zamontować ? - wzrusza ramionami Barczak. - To już lepiej zmienić miejsce postoju na mniej nasłonecznione - dodaje.