Tego czerwcowego dnia atmosfera na uczelni była nerwowa. Studenci stali w grupkach przed budynkiem Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości w Krakowie. W skupieniu palili papierosy i z uwagą przeglądali notatki. Spekulowali jakie będą pytania. Niektórzy byli po pierwszym egzaminie, ale czekali na kolejne. Trwała sesja.
Tylko kilku z nich kątem oka zauważyło incydent, który rozegrał się koło bocznego wejścia. W pewnej chwili błysnął nóż i świadkowie dostrzegli grymas na twarzy stojącego w pobliżu Kamila F. Trzymał się za brzuch, a z rany powoli zaczęła się mu sączyć krew. Chłopak cofnął przed innym studentem, który doskoczył do niego i kontynuował atak bijąc go pięścią po twarzy. Zareagowała tylko dziewczyna agresywnego napastnika. Po jej reprymendzie Kamil Ch. natychmiast schował nóż, a ranny usiadł na ławce przed szkołą. Gdy Kamil Ch. go mijał rzucił groźnie: spróbuj się sprzedać na psy to cię za...bię. To groźba, by milczał, gdy na miejscu zjawi się policja.Obaj studenci nie podeszli tego dnia do egzaminu. Kamil F. trafił do szpitala, a Kamil Ch. zniknął bez śladu. Noża nigdzie nie znaleziono.
Kryminalnym szybko udało się dowiedzieć, że obaj znali się od lat. Potem doszło między nimi do konfliktu o niejasnym podłożu. Unikali się, nie kontynuowali znajomości, a spotkanie przed budynkiem na ul. Armii Krajowej było dla nich zaskoczeniem. Nie wiedzieli, że obaj rozpoczęli studia na tej samej uczelni.
Kamil Ch. odezwał się, ale już z dalekiej Holandii. Po tygodniu od zdarzenia napisał list z przeprosinami do pokrzywdzonego Kamila F. Interesował się też stanem jego zdrowia. Dobrze wiedział, że prokuratura ściga go za próbę zabójstwa kolegi. Poprzez adwokata usiłował się zorientować w jakim kierunku rozwija się sytuacja i dzięki jego pomocy zdobył tzw list żelazny. To sądowy dokument gwarantujący nietykalność do prawomocnego wyroku i możliwość uniknięcia aresztu. Dopiero wtedy Kamil Ch. powrócił do kraju. Rok od incydentu przed uczelnią pokrzywdzony przyjął przeprosiny od Kamila Ch. oraz 25 tys. zł zadośćuczynienia za krzywdę “w związku z pobytem w szpitalu i niemożność zarobkowania”.
Z wywiadu środowiskowego kuratora wyłonił się pozytywny obraz 24-letniego Kamila Ch. Miał pozytywną opinię w miejscu zamieszkania. Wziął ślub z Anną W., tą samą dziewczyną, która jeszcze jako studentka powstrzymywała jego agresywne zachowania, zaczął też studia na innej szkole wyższej, podjął pracę i udzielał się również jako wolontariusz. W przeszłości był karany za znieważenie i czynną napaść na funkcjonariusza publicznego, ale to drobne grzechy młodości dopuszczalne w życiu każdego człowieka.Ja? Jestem niewinnyPrzed prokuratorem Kamil Ch. nie przyznał się do próby zabójstwa, choć potwierdził, że 17 czerwca 2012 r. doszło do incydentu przed uczelnią. Z jego słów wynikało, że nóż miał ze sobą przez przypadek. Nie planował dokonania zbrodni. Rano wyszedł z mieszkania i zauważył wtedy, że w aucie nie świeci się lampka. Naprawił ją nożem, który następnie odruchowo schował go do kieszeni spodni. Potem razem z dziewczyną pojechali na egzamin na uczelnię.
Z relacji oskarżonego wynikało, że to Kamil F. pierwszy do niego podszedł. Kamil Ch. od dawna unikał z nim konfrontacji, wycofywał się się na widok dawnego kolegi. Wtedy nie było to możliwe, bo za plecami miał siatkę ogrodzenia. Nie było żadnej drogi ucieczki.- Kamil F. coś powiedział, zaczął bić, usiadł na mnie i okładał pięściami - relacjonował. Leżąc poczuł, że w kieszeni ma nóż, którego użył, by Kamil F. z niego zszedł.
- Zamierzałem go ugodzić w prawą nogę, ale on się ciągle ruszał, więc gdzieś go trafiłem ostrzem, ale nie wiem gdzie. Wszędzie była krew - opowiadał Kamil Ch. Świadkowie nie potwierdzili tej jego wersji i zeznali, że w trakcie starcia obaj studenci stali, żaden nie upadł. I że stroną agresywną był Kamil Ch., a jego imiennik tylko się bronił.
Sąd Okręgowy w Krakowie dociekał na wszelkie możliwe sposoby jaki był powód konfliktu, którego finałem była próba zabójstwa. Obaj uczestnicy zajścia milczeli o tym jak zaklęci. Kamil F. raz zdradził, że pokłócili się o “sprawy motoryzacyjne”, ale nie rozwinął tego wątku. W innym miejscu uciął, że konflikt to „zamknięty rozdział” i nie chce o tym rozmawiać. Potem wprost odmówił zeznań na ten temat, bo to jego „prywatna sprawa”. Innym razem użył zwrotu „nieprzyjemna sprawa”. Z treści listu do Kamila F. wynikało, że „zatarg trwa bardzo długo i że to nie kamil Ch. zaczął”,
Rodzice rannego Kamila F. pytani o zajście powiedzieli, że nie mają pojęcia o co poszło. Najpierw opisywali syna jako “spokojnego domatora”, ale na sali rozpraw opowiadali już, że ma “wybuchowy” charakter. Żona oskarżonego Anna W. potwierdziła, że obserwowała bójkę, nie wie o co poszło. Widziała, jak Kamil Ch. się broni, ale nie dostrzegła momentu, w którym użył noża. Z miejsca zdarzenia uciekli w szoku, bo Kamil Ch. miał rozbity podbródek i ranę na czole. Nóż odrzucił, gdy szli do auta. Mówił jej wtedy tylko tyle, że “ukłuł nim Kamila F.”.
Z biegiem czasu sprawa zaczęła przybierać inny obrót i Kamil F. siebie przedstawiał jako osobę atakującą. Opowiadał, że w przeszłości trenował boks i brał udział w bójkach. Przekonywał, że kłamał podczas pierwszych przesłuchań, bo bał się wtedy konsekwencji prawnych za pobicie Kamila Ch.
- Gdy tamtego dnia zobaczyłem go przed szkołą wpadłem w szał - nie krył. Zdenerwowało go to, że po konflikcie Kamil Ch. nie odbierał od niego telefonów, a on przecież tylko chciał go przeprosić i by znowu było jak dawniej.Sąd dociekał źródeł konfliktu i pytał wprost czy obaj nie są w związku partnerskim, ale zaprzeczali zgodnie. Nie potwierdzili też, by mieli jakieś rozliczenia finansowe. Kamil F. na sali rozpraw przekonywał, że to on rozpoczął zajście, był wtedy wulgarny i pierwszy uderzył w twarz Kamila Ch. W pewnej chwili poczuł “uszczypnięcie z prawej strony klatki piersiowej”, nie wiedział,że to od noża, dopiero w szpitalu się od lekarza się o tym dowiedział. Nie widział momentu zadania ciosu, reszty nie pamiętał. Odzyskał pamięć pół roku od incydentu i już nie czuje żalu do Kamila Ch. Nie wie właściwie dlaczego wziął pieniądze od oskarżonego.
Biegła psycholog w opinii stwierdziła, że pokrzywdzony Kamil F. nie do końca jest wiarygodny w swojej relacji i widoczna jest u niego silna tendencja do ochrony Kamila Ch. przed konsekwencjami prawnymi. -Wskazywanie siebie jako winnego zdarzenia może wynikać z nieujawnionego prawdziwego powodu konfliktu, stąd niektóre wypowiedzi Kamila F. są nielogiczne - napisała biegła. Kamil F. na początku procesu kolegi zgłosił się jako oskarżyciel posiłkowy, ale gdy sprawa dobiegła końca nie chciał już, by koleg został ukarany
- Nie żywię urazy do Kamila, że z jego powodu byłem w szpitalu. Chciałbym z nim odnowić kontakt - deklarował. Na sądowym korytarzu rozmawiali jak przyjaciele. Sąd Okręgowy w Krakowie skazał Kamila Ch., ale nie za próbę zabójstwa, ale za uszkodzenie ciała kolegi. Wyrok dwóch lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat jest już prawomocny.