18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków: mała Patrycja raniona nożem. Rodzice zatrzymani

Marta Paluch
W tym bloku przy ul. Na Kozłówce mieszka rodzina A. z małą Patrycją i maleńkim bratem
W tym bloku przy ul. Na Kozłówce mieszka rodzina A. z małą Patrycją i maleńkim bratem Anna Kaczmarz
Półtoraroczna Patrycja, z ranami kłutą i ciętą brzucha, trafiła do szpitala dziecięcego w krakowskim Prokocimiu we wtorek wieczorem. O mało nie umarła, jeszcze wieczorem była operowana. Policja zatrzymała do wyjaśnienia sprawy jej matkę i ojca: 23-letniego Marka A. i 22-letnią Edytę A.

Krakowska prokuratura wszczęła śledztwo z artykułu kodeksu karnego o ciężkim uszkodzeniu ciała dziecka. Jak ustaliła policja, pogotowie zawiadomił ojciec - Marek A. - Powiedział, że około godz. 15.20 wyszedł na spacer z młodszym synem, pięciomiesięcznym Jakubem, a córeczka została z matką w domu - mówi nadkom. Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji. - Mówił, że gdy wrócił po dwóch godzinach, córeczka miała rany brzucha, więc zadzwonił po pogotowie.

- Mężczyzna będzie przez nas przesłuchany prawdopodobnie w czwartek rano - mówi rzeczniczka krakowskiej prokuratury Bogusława Marcinkowska. Na razie śledczy dysponują tylko jego wersją wydarzeń. Według tego, co powiedział policji, dziewczynkę mogła skrzywdzić jej matka.

Z Edytą A. śledczy nie mogli dotąd porozmawiać. Była w tak złym stanie psychicznym, że nie mogła odpowiadać na pytania. - Po zatrzymaniu została przewieziona do Szpitala im. Babińskiego. Przebywa tam pod dozorem policjantów. Dziś, po rozmowie z lekarzami, będziemy wiedzieć, czy można ją przesłuchać - tłumaczy prokurator Marcinkowska.

A nic nie zapowiadało takiej tragedii. No, może prawie nic. W bloku przy ul. Na Kozłówce w Krakowie nawet najbliżsi sąsiedzi znają rodzinę A. dość słabo. Nic dziwnego, Edyta i Marek wprowadzili się do obecnego mieszkania jakieś półtora roku temu.

Ona wysoka, szczupła blondynka. Ładna. On ciemnawy, brązowe włosy. Dzieci podobne - jedno do matki, drugie do ojca, po równo.
Ona nie pracowała, utrzymywała się z zasiłku. Marek pracował dorywczo. Znajomym mówił, że zahaczył się m.in. w drukarni. Ale też często siedział w domu, gdy nie mógł znaleźć pracy.

- Zawsze chodzili z dziećmi na spacer razem. Ona pchała jeden wózeczek, on drugi. Ta Patrycja to było takie żywe dziecko - taka śmiejąca się. I ona w brzuch... Boże, smutku ty mój, maleństwo - żałuje Anna Matykiewicz, którą z rodziną A. mieszkała przez ścianę. Jest zszokowana i zaskoczona tym, co się stało.

Dodaje, że matka i ojciec opiekowali się dziećmi przykładnie. - Nigdy nie widziałam, żeby źle je traktowali. Grzecznie się zwracali. Patrycja była taka żywa, biegała pod blokami. Blondyneczka. Wczoraj od szóstej rano nie mogłam spać, tak mi się w głowie nie chce pomieścić to co się stało. Kto by się tego spodziewał - mówi nerwowo paląc papierosa Iwona Łabuz, sąsiadka z tego samego piętra. Sąsiedzi twierdzą, że Edyta i Marek często jeździli do swoich rodziców (teściów), którzy prawdopodobnie mieszkają w Płaszowie.

Dodają jednak, że stosunki między małymi dziećmi a ich rodzicami i dziadkami to jedno, a stosunki w małżeństwie między Edytą a Markiem to zupełnie inna sprawa. Tam bywało różnie. - Córka wracała późnym wieczorem z pracy, zmęczona. I słyszała, jak ten Marek dobijał się do drzwi, awanturował, bo go żona nie chciała wpuścić. Córka chodziła do niego i groziła policją. Mówiła, że to spokojny blok i nigdy takich ekscesów nie było - mówi Zofia Godzik, matka mieszkającej piętro wyżej sąsiadki rodziny A.
Iwona Łabuz, mieszkająca tuż obok Edyty i Marka, dodaje, że takie sceny działy się tam częściej.

- Wracał pijany, to mu nie chciała otworzyć. A potem on, na złość, kiedy ona przychodziła do domu, nie chciał jej wpuścić - mówi sąsiadka. Dodaje, że w takich sytuacjach zdarzało mu się ją wyzywać od najgorszych. - A zdarzało mu się wykląć, jak to po pijanemu - przyznaje Anna Matykiewicz.

- Ale na zewnątrz, przed blokiem, pokazywali się jak idealna rodzina. W jeden dzień awantura, a na drugi kochają się, trzymają się za ręce. Zawsze razem. Co tam u nich w czterech ścianach się działo, to tylko oni wiedzą - mówi Iwona Łabuz. We wtorek po południu była w domu, podobnie jak Anna Matykiewicz. Nagle, około godz. 17 przed blokiem zagęściło się - przyjechała karetka, sporo policjantów z wydziału kryminalnego.

Karetka zabrała zakrwawioną dziewczynkę, a policja wyprowadziła Marka i Edytę. - Wyglądała jak nie ona, nie mogłam jej poznać. Jakby w szoku czy pod wpływem narkotyków, taka nieobecna - mówi Iwona Łabuz.

- Tak na mnie spojrzała, że aż się przestraszyłam - mówi Anna Matykiewicz. To była zupełnie inna Edyta niż ta, którą znali sąsiedzi. I ta, którą widać na zdjęciach, jeszcze pod panieńskim nazwiskiem, w portalu "Nasza klasa".

Zamyślona, szczupła, jasnooka blondynka z rozmarzeniem patrzy w obiektyw. Na innym zdjęciu obejmuje się z mężem. Na jeszcze innym siedzi niebieskooki bobas. Jej dziecko. Policja i prokuratura sprawdzają kilka hipotez. Na razie mają tylko relację Marka A. Wskazuje on, że dziecko zostało zranione wtedy, gdy było z matką lub że to ona je zraniła. Mówił też, że leczyła się już psychiatrycznie. Chociaż nikt z sąsiadów nie widział zmiany w jej zachowaniu.

- Była grzeczna, sympatyczna, jak zwykle. Nic nie wskazywało, że jest przygnębiona. Jednak, proszę pamiętać, że znaliśmy się tylko z klatki, na "dzień dobry" - zastrzega Anna Matykiewicz.

Śledczy badają również hipotezę, w myśl której zeznania Marka A. nie są spójne i dziecko mógł zranić ktoś inny. - Wykonujemy czynności, o których na razie nie możemy nic opowiedzieć, weryfikujemy wersję Marka A. Staramy się ustalić przebieg zdarzeń z wtorkowego popołudnia - informuje prokurator Marcinkowska.

Dodaje, że biegli z Zakładu Medycyny Sądowej już pracują nad opinią dotyczącą ran na ciele dziewczynki. Będziemy mogli się z niej dowiedzieć m.in. z jaką siłą zadano ciosy i jakim narzędziem to zrobiono.

- Wiemy na pewno, że w chwili gdy dziewczynka trafiła do szpitala, jej życie było zagrożone - mówi prokurator Marcinkowska.
Mała Patrycja po operacji powoli dochodzi do siebie. Czuje się jednak już na tyle dobrze, że nie musi leżeć na intensywnej terapii.

- Możemy tylko powiedzieć, że jej stan jest stabilny, niezagrażający życiu. Więcej informacji będziemy mogli udzielić po kontakcie z jej rodzicami bądź prawnymi opiekunami - mówi rzeczniczka szpitala w Prokocimiu Magdalena Oberc.
Brat Patrycji, pięciomiesięczny Jakub jest pod opieką dalszej rodziny.

Te dzieci zostały skrzywdzone
Na warszawskim Targówku zatrzymano matkę i ojca 5-miesięcznego chłopca. Mieli po 2,5 promila alkoholu w organizmie. Matka powiedziała, że ojciec bił dziecko w głowę. W 2011 r. ośmiomiesięczny Błażej z Radomia dwa razy trafił do szpitala po tym, jak został ciężko pobity. Chłopiec stracił słuch i wzrok. Sądowi rodzinnemu i policji nie udało się ustalić, kto skrzywdził dziecko. A matka chłopca zniknęła.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska