Coraz więcej wątpliwości
Kobieta, która była sąsiadką oskarżonego, nie jest też pewna, czy mówiła coś do Roberta J. i dziewczyny, kiedy razem z 8-letnią córką mijała ich na klatce. Według jednych zeznań powiedziała wtedy "Dziewczyno, gdzie ty idziesz". Twierdzi, że nie zwróciła się tymi słowami do mijanej pary, miała powiedzieć to bardziej do siebie. Dopytywana przez strony procesu twierdziła, że nie jest pewna, czy tylko tak pomyślała, czy jednak tak powiedziała. Dodała, że jej córka lepiej pamięta to spotkanie na klatce schodowej. Jej córka miała wtedy 8 lat. Dziś ma 34 lata.
Wątpliwości dotyczą też stosunku kobiety do Roberta J. Raz świadek zeznaje, że bała się Roberta J., a innym razem mówi, że nie obawiała się go. Z kolei rozbieżności w zeznaniach tłumaczy tym, że bała się o swoje dzieci i dlatego jej zeznania nie zawsze są spójne. Poza tym minęło dużo czasu i wszystko zaczyna jej się mieszać.
Kiedy sąd i obrońca oskarżonego dopytywali o szczegóły niektórych zdarzeń, kobieta była coraz bardziej nerwowa i zasłaniała się niepamięcią.
Po trzech dość nerwowych godzinach rozprawy świadek już nie jest pewna, czy kobieta, z którą widziała Roberta J. była Katarzyną Z. Z każdą minutą atmosfera na sali sądowej robiła się coraz bardziej nerwowa.
Kobieta razem ze swoją córką były kluczowymi świadkami anonimowymi. Dopiero po interwencji obrony oskarżonego sąd postanowił przesłuchać obie kobiety na jawnej rozprawie.
Dwóch kluczowych świadków
Obrona zarzuca w apelacji, że nie miała możliwości udziału w przesłuchaniach świadków anonimowych. Zdaniem obrony nie może być tak, że dominującą rolę w postępowaniu odgrywają świadkowie incognito. Świadków objętych procedurą anonimizacji było kilkudziesięciu. Sąd zdecydował o przesłuchaniu dwóch najbardziej kluczowych świadków - matki i córki, które były sąsiadkami Roberta J. Na czas zeznań córki oskarżony musiał opuścić salę rozpraw.
Młodsza kobieta zakończyła już swoje zeznania, które rozpoczęła na wrześniowej rozprawie. Sąd odczytał jej zeznania z etapu śledztwa i procesu. Wynika z nich, że jako dziecko uważała Roberta. J. za dziwaka, który stroni od ludzi. Jego ojciec miał ją zapraszać, przy przyzwoleniu jej rodziców, do mieszkania. Tam miała siadać przy przyszykowanym stoliku z kredkami i malować dziewczynę, która miałaby się spodobać Robertowi J. Takie miały być wymagania ojca oskarżonego. Po kilku takich wizytach dziewczynka miała uciec do swojego mieszkania, bo Józef R. miał na nią krzyczeć.
Spotkanie na klatce schodowej
Kluczowe zeznania dotyczą sytuacji, kiedy razem z matką (świadek miała wtedy 8 lat) schodziły klatką schodową. Miały wtedy minąć się z Robertem J., który szedł pod rękę z Katarzyną Z. Miało to być między 2. a 3. piętrem. Kobieta wyglądała jakby była po zażyciu jakiś środków. Oskarżony miał szarą kurtkę, a kobieta ubrana była na czarno. Miała nasunięty na głowę kaptur, spod którego miał wystawać kosmyk włosów w kolorze blond.
Obrona dopytywała o ułożenie włosów Katarzyny Z. Świadek nie miała pewności czy były rozpuszczone czy spięte w kucyk, a nieścisłości w swoich zeznaniach tłumaczyła stresem. Nieścisłości dotyczyły też koloru bluzy z kapturem, która raz miała być szara a innym razem czarna.
Z dalszych zeznań wynika, że matka dziewczynki na widok prowadzonej kobiety miała powiedzieć coś w stylu "Oj dziewczyno co ty robisz, do kogo idziesz." Na co Robert J. miał odpowiedzieć "Co proszę?" Później para miała wejść do mieszkania i zamknąć się od środka. Późnym wieczorem 8-letnia dziewczyna miała widzieć przez wizjer drzwi, jak ktoś wynosi z mieszkania Roberta J. czarne worki.
W czerwcu sędzia Marek Długosz na początku rozprawy poinformował tym, że mimo iż proces zbliża się ku końcowi, wznawia przewód sądowy z powodu sprawy anonimowych świadków. Chodzi o to, że sąd zapytał dwóch kluczowych świadków anonimowych o to, czy mogą oni zeznawać w sądzie jawnie. Świadkowie zgodzili się.
Świadkowie anonimowi
Prok. Piotr Krupiński w pierwszej części mowy końcowej, którą wygłosił w maju tego roku skupił się na świadkach anonimowych. Oskarżyciel przekonywał, że świadkowie odgrywali kluczową rolę w śledztwie i dzięki temu, że zachowali anonimowość mogli powiedzieć więcej.
- To właśnie od tych świadków dowiedzieliśmy się, że oskarżony znęcał się nad zwierzętami, i że nienawidził kobiet o rudych i blond włosach. Wiemy też, że interesował się zwłokami, obserwował sekcje zwłok i dopytywał lekarzy o to, jak spuszcza się krew z ciała lub co robi się z wnętrznościami. Ile jest osób na tej sali, który interesują się w taki sposób zwłokami? Zakładam, że tylko jedna, czyli oskarżony – mówił przed sądem prok. Krupiński.
Fragment skóry
23-letnia studentka religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego Katarzyna Z. zniknęła 2 listopada 1998 r. Dwa miesiące później załoga pchacza barek „Łoś” na Wiśle na krakowskim Zabłociu, poczuła, jak silnik stracił nagle moc. Gdy zaczęli grzebać w maszynerii, wyciągnęli spomiędzy łopat wielki płat skóry.
Dzisiaj wiadomo już, że był to fragment zdjęty przez zabójcę z ciała studentki. Tydzień po wyciągnięciu skóry pracownicy stopnia wodnego na Dąbiu zaalarmowali policję, że w kracie wyłapującej odpadki z Wisły utkwiła ludzka noga. Znaleziono też odcięte pośladki ofiary.
Policjanci z Archiwum X przez 19 lat próbowali namierzyć sprawcę zabójstwa. W końcu Robert J. ułatwił im zadanie, bo pojawiał się na cmentarzu, przy grobie Katarzyny Z. Robertowi J. grozi dożywocie.
Promienie słoneczne mogą powodować nowotwór skóry. Jak się chronić?
