Podjąć próbę odzyskania części pieniędzy, czy zaryzykować dokończenie budowy mieszkań, które od 10 lat niszczeją? Przed takim dylematem stoi ok. 115 poszkodowanych w jednej z największych afer deweloperskich w kraju.
Chodzi o sprawę spółki „Leopard”, która w 2008 r., budując bloki przy ul. Wierzbowej, Kijowskiej i Twardowskiego w Krakowie zbankrutowała, pozostawiając swoich klientów bez pieniędzy i bez mieszkań.
Poszkodowani z nieruchomości przy ul. Wierzbowej i Kijowskiej już wygrali walkę o odzyskanie lokali. W gorszej sytuacji są niedoszli lokatorzy z budynków przy ul. Twardowskiego. Bloki w stanie surowym niszczeją od kilku lat. Ciągłe libacje i awantury wśród przesiadujących tam bezdomnych sprawiają, że okoliczni mieszkańcy boją się o swoje bezpieczeństwo. We wrześniu ubiegłego roku odnaleziono tam zwłoki mężczyzny.
Widać światełko w tunelu, ale potrzebny jest kompromis
Do niedawna wszystko wskazywało na to, że osoby, które wpłaciły pieniądze na mieszkania (od 200 tys. nawet do miliona) straciły je bezpowrotnie.
W czerwcu tego roku pojawiło się jednak światełko nadziei dla poszkodowanych. Warszawski sąd ogłosił – po raz drugi – upadłość spółki córki Leopard sp. z o.o. Okazało się, że jest szansa na to, iż syndyk spółki matki Leoparda S.A. może sprzedać 24 ha ziemi na krakowskich Klinach.
– Gdyby się to udało, część pieniędzy ze sprzedaży mogłaby trafić do Leoparda sp. z o.o. a tym samym pośrednio do wierzycieli tej spółki, czyli niedoszłych lokatorów z ul. Twardowskiego i amerykańskiego funduszu Manchester Securities Corporation, który również jest wierzycielem nieruchomości – mówi mec. Sławomir Sasiński, reprezentujący poszkodowanych przez „Leoparda”.
Osiągnięcie tego celu wymaga jednak porozumienia się między krakowskimi wierzycielami, a funduszem. Nieruchomość obciążona jest bowiem hipotekami na rzecz MSC w łącznej kwocie 30 mln zł, która znacząco przewyższa wartość rynkową nieruchomości. Z kolei niedoszłym lokatorom „Leopard” winny jest ponad 20 mln zł.
– Chodzi o to, że poszkodowani i fundusz musieliby zawrzeć kompromis polegający na tym, że obie strony zrezygnowałyby z części pieniędzy, które jest im winien deweloper. To jedyna możliwość odzyskania części zainwestowanych funduszy – wyjaśnia mec. Sasiński.
Zanim jednak dojdzie do rozmów z Manchesterem krakowscy wierzyciele muszą porozumieć się między sobą.
Kancelaria prawna reprezentująca poszkodowanych przez „Leoparda” w ubiegłym miesiącu zorganizowała spotkanie wierzycieli. Nie doszło na nim jednak do porozumienia. Jedni są za odzyskaniem części pieniędzy i pozostawieniem budowy niedokończonej, a drudzy za tym, żeby sfinalizować budowlaną inwestycję. Rozmowy trwają. To ostatnia szansa na odzyskanie wpłaconych pieniędzy.
Wiadomo jednak, że brak zgody Manchesteru na kompromis spowoduje zaskarżenie jego hipotek do sądu w toku upadłości, co stanowiłoby powtórzenie scenariusza działań podjętych przez lokatorów z ul. Wierzbowej, którzy odnieśli sukces i dziś są właścicielami mieszkań.
Krzysztof Tarczyński, jeden z poszkodowanych przez dewelopera przyznaje, że sprawa dogadania się wierzycieli jest delikatna. Sam nie chce zdradzać, za którą jest opcją. – Wiadomo jednak, że nie da się ciągnąć wozu w dwie strony. Musimy jednogłośnie zdecydować co dalej – mówi Tarczyński.
Do kupna mieszkań u „Leoparda” ustawiały się kolejki chętnych
W całej aferze oszukanych zostało ok. 500 osób na łączną kwotę ok. 100 mln zł. Zanim doszło do plajty, przyszłe ofiary „Leoparda” ustawiały się z pieniędzmi w kolejce. Kupowali dziurę w ziemi. Z góry płacili jednak 95 proc., a nawet 100 proc. wartości gotowego mieszkania.
Niestety w trakcie budowy deweloper upadł, zostawiając klientów bez aktów własności nieruchomości i z zaczętą budową. W międzyczasie okazało się, że spółka nie tylko wyłudziła pieniądze, ale też pożyczyła ok. 60 mln zł od funduszu Manchester, który w ramach zabezpieczenia dostał jeszcze niewybudowane mieszkania.
Klienci dowiedzieli się o tym, gdy „Leopard” popadł w tarapaty. Aby walczyć o swoje i nie zostać bez niczego, poszkodowani poszli do sądu. Żądali zniesienia wielomilionowych hipotek Manchesteru.
Sąd Najwyższy uznał, że ustanowienie zastawu było niezgodne z zasadami życia społecznego. Klienci doczekali się i w 2016 r, wykreślono fundusz Manchester z ksiąg wieczystych. Lokatorzy z Wierzbowej sami postanowili wykończyć bloki i wprowadzili się do swoich mieszkań.
Rok temu Manchester poskarżył się na decyzje SN do sądu arbitrażowego w Hadze, żądając od polskiego rządu 100 mln zł odszkodowania. Fundusz twierdzi, że wyrok SN dyskryminuje go i narusza zapisy umowy między rządami Polski i USA o ochronie wzajemnych inwestycji. Wiadomo jednak, że nawet ewentualna przegrana Polski nie będzie miała wpływu na sytuację klientów z Wierzbowej.
Walka o mieszkania zakończyła się sukcesem nie tylko dla właścicieli lokali przy ul. Wierzbowej. Po nagłośnieniu historii Leoparda zostało zmienione polskie prawo budowlane. Teraz, by zbudować nieruchomość, deweloper musi z własnej kieszeni pokryć całą inwestycję. Nie może, jak w przypadku „Leoparda”, korzystać przy budowie z pieniędzy pobranych od kupujących.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!
