Pod opieką szpitala tymczasowego w Centrum Urazowym Medycyny Ratunkowej i Katastrof przy ul. Kopernika w Krakowie jest obecnie 41 zakażonych pacjentów. To ten szpital nieprzerwanie od 26 października ubiegłego roku zajmuje się leczeniem chorych na COVID-19, mimo iż robi to nadal od czerwca jego personel nie dostaje dodatków covidowych.
Powód? Zmiana rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia. Zgodnie z nim dodatki należą się tylko pracownikom szpitali II poziomu zabezpieczenia covidowego, a szpitale tymczasowe nimi nie są.
- Czujemy się mocno skrzywdzeni i sfrustrowani. Nie potrafimy zrozumieć dlaczego w szpitalu za rogiem, gdzie jest taki sam oddział covidowy z takimi samymi pacjentami personel dostaje dodatki, a my z jakiegoś powodu nie – mówi nam Wioletta Słowińska, pielęgniarka oddziałowa pracująca w szpitalu tymczasowym przy ul. Kopernika.
Dlatego też rozgoryczony nierówny traktowaniem personel tej lecznicy wystosował apel do wojewody małopolskiego o spotkanie i wsparcie ich w rozmowach z Ministerstwem Zdrowia i NFZ. Od kilkudziesięciu dni w tej sprawie, bezskutecznie interweniuje także dyrektor szpitala.
- Od trzech miesięcy wspólnie z wojewodą małopolskim podejmujemy działania, by naprawić tę sytuację. Ministerstwo Zdrowia przyznało się do tego, że pominęło w rozporządzeniu szpitale tymczasowe, ale obiecało że sytuacja zostanie wyjaśniona i jednostki te zostaną do tej listy dopisane. Mijają jednak kolejne dni, tygodnie, a nawet miesiące, a nadal nic się zmieniło. Pracownicy zdecydowali się więc na własne kroki, które w pełni popieramy – tłumaczy Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
I dodaje, że przez ostanie miesiące kiedy inne szpitale likwidowały oddziały covidowe, personel właśnie tej lecznicy nieprzerwanie zajmował się pomocom chorym na COVID-19. Niestety po kilku miesiącach względnego spokoju, pandemia znów przebiera na sile. U progu czwartej fali koronawirusa coraz bardziej staje się realny scenariusz, że krakowski szpital tymczasowy czeka paraliż.
- Już teraz ciężko jest łatać dziury w grafiku. Pielęgniarki na moim oddziale - anestezjologii i intensywniej terapii - pracują po 240 a nawet 280 godzin. Nie wiem jak długo tak wytrzymają. To ciężka praca w kombinezonach przy niesamodzielnych pacjentach. Parują gogle, maska uwiera, chce się pić, czasami chce się sikać – dodaje Wioletta Słowińska.
Takiego scenariusza spodziewa się również dyrektor.
- Trzeba być świadomym, że większość z pracowników którym kończą się umowy po prostu ich nie przedłuży – odpowiada Jędrychowski.
A to właśnie umowy czasowe są główną formą zatrudnienia w szpitalu.
Próbowaliśmy się dowiedzieć, jakie pomysły na wyjście z sytuacji ma Ministerstwo Zdrowia. Resort odesłał nas do Narodowego Funduszu Zdrowia. Ten z kolei poinformował, że od 1 czerwca NFZ nie ma prawnej możliwości przekazywania Szpitalowi Uniwersyteckiemu środków na dodatki covidowe.
- Należy też podkreślić, że stawki za dostępność i leczenie pacjentów z COVID-19 w szpitalach tymczasowych z racji wyższej wyceny świadczeń są zdecydowanie większe niż w innych szpitalach i uwzględniają dodatkowe środki na wynagrodzenie personelu medycznego - dodaje Aleksandra Kwiecień, rzeczniczka małopolskiego oddziału NFZ.
Pracownicy twierdzą jednak, że rzeczywiście w innych szpitalach tymczasowych jak np. w Warszawie stawki przy zatrudnieniu było od razu wyższe. W Krakowie jednak, zarobki personelu nie są dwukrotnie wyższe jak jest to przedstawiane.
Wróciliśmy więc do puntu wyjścia i ponownie skierowaliśmy pytania do Ministerstwa Zdrowia, czy resort po przeanalizowaniu sytuacji zdecyduje się na zmianę przepisów w tym zakresie. Na odpowiedzi czekamy.
- Nie wiem do ilu drzwi już pukaliśmy, by przestawić nasza sytuację. Ministerstwo Zdrowia nie odpowiedziało na żadne z naszych pism. To nie jest tak, że my nagle obudziliśmy się i żądamy wypłacenia nam zaległych dodatków. Nam odebrano to co, innym za tę samą pracę nadal się należy. Oklaski ucichły, pacjenci zostali, a dodatki zniknęły – ucina Słowińska.
