Przypomnijmy, że nowohucka lecznica korzysta z rządowego "planu B", który zakłada, że w zamian za przekształcenie szpitali w spółki prawa handlowego, samorządy otrzymają pieniądze z budżetu na spłatę ich długów. 24 mln zł - tyle wynosi dług nowohuckiego szpitala. Ministerstwo zobowiązało się spłacić 80 proc. zadłużenia, pozostałe 20 proc. zostanie na barkach marszałka.
Pieniędzy jednak wciąż nie ma, jak i decyzji dyrekcji w sprawie zatrudnienia lekarzy i pielęgniarek .
Są zdezorientowani. Z jednej strony Wojciech Kozak, wicemarszałek województwa odpowiadający za służbę zdrowia, zapewnia, że nikt z nich nie straci pracy. Ale od razu ostrzega, że za sprawy zatrudnienia odpowiada dyrekcja. Lekarze i siostry więc nie wiedzą, czy obowiązywać w przyszłości ich będą umowy o pracę, kontrakty menadżerskie, czy mają tworzyć spółki lekarskie. Co dalej? - Nikt nic nam nie mówi - rozkładają ręce pracownicy. - Przecież jest to szpital publiczny, a nie prywatny folwark dyrektora i marszałka. Muszą nas informować o zmianach - oburzają się pracownicy. Boją się podawać nazwiska, bo bez zgody dyrektora nie mają prawa udzielać informacji . A sam Krzysztof Kłos, szef "Rydygiera" nie chce rozmawiać ani z "Gazetą Krakowską", ani z pracownikami, nie podejmuje też rozmowy ze związkami zawodowymi.
Stąd też też pretensje związkowców do Wojciecha Kozaka. Obiecywał im, że we wrześniu ub. r utworzy specjalnie komitet negocjacyjny. Powinien był już dawno zamknąć temat pakietu socjalnego i zasad zatrudnienia w skomercjalizowanym szpitalu. Komitetu wciąż nie ma. Zapewniał też, że procedury związane z przekształceniem będą przejrzyste, a w przekazywaniu informacji pracownikom nie będzie żadnych zakłóceń.
Nie jest tak. Wczoraj związkowcom wreszcie udało się dobić do Kozaka. Od kwietnia prosili o to spotkanie. Chcieli omówić wszystkie sprawy, które ich nurtują. Spotkanie za zamkniętymi drzwiami trwało półtorej godziny. Dyr. Kłos jednak nie pojawił się na nim, a reportera "GK" nie wpuszczono. Związkowcy po zakończeniu nie kryli rozczarowania. Twierdzili, że nie usłyszeli nic konkretnego. - Tylko czas straciliśmy - mówi Agata Misiura, szefowa Związku Pielęgniarek i Pielęgniarzy. - Padły kolejne obietnice, że w najbliższym czasie dyrektor z nami na pewno porozumie się w kwestii zatrudnienia. To on ma decydować o tym, a nie raczył tu nawet przyjść. Totalny chaos! Czy właśnie tak ma wyglądać pierwsza komercjalizacja jednego z największych szpitali w Małopolsce? - zastanawiają się.