Przeciwdziałanie mowie nienawiści w przestrzeni publicznej - to będzie tegoroczny priorytet w działaniach Zespołu Zadaniowego ds. Ograniczenia Bazgrołów w Krakowie. Waldemar Domański, przewodniczący tego zespołu, zamierza dobijać się o przepisy i rozwiązania pozwalające skuteczniej ścigać autorów pełnych agresji i obraźliwych napisów na murach. Będą też poszukiwaniu sojusznicy w walce z pseudograffiti.
- Skoro doszliśmy do etapu, na którym złe emocje tak eskalują, że giną ludzie, to w walce z pełnymi nienawiści napisami powinniśmy podjąć bardziej zdecydowane działania - przekonuje Domański, nawiązując do napaści na prezydenta Gdańska. - Przecież wysmarowane na murach kibicowskie, wulgarne wezwania to groźby karalne, w sprawie których powinno się prowadzić normalne dochodzenie.
To boli i kosztuje
Zdaniem szefa Zespołu Zadaniowego ds. Ograniczenia Bazgrołów w przestrzeni publicznej nie ma miejsca nawet na lżejsze, dowcipne wersje haseł i zaczepek kibiców (znane są takie napisy z Łodzi), bo ich celem też jest ośmieszenie przeciwników. Poza tym wszelkie bazgroły szpecą elewacje budynków, zmuszają właścicieli do wydawania pieniędzy na ich usuwanie. - Oczywiście będą obrońcy takich napisów, zarzucający, że zwalczanie ich to ingerowanie w sztukę uliczną. Sztuka sztuką, ale przecież to kogoś boli oraz kosztuje - mówi Domański.
Ostatnio wysłał on apel Pogromców Bazgrołów do PZPN. „Oczami wyobraźni widziałbym kampanię społeczną z udziałem gwiazd polskiej piłki nożnej. (...) Uwolnijmy przestrzeń publiczną od terrorystów i agresorów ze sprejami” - napisał w tym apelu. Odzew? Nie było żadnego.
Niech płacą po 10 tys. zł
- Natomiast pytany o to przez media prezes Zbigniew Boniek powiedział, że napisy na murach nie mają nic wspólnego z polską piłką. Teraz będę wiedział, że za napisem „Je... Wisłę!” stoją środowiska, które z jakiegoś powodu nienawidzą tej rzeki, np. zwolennicy Odry lub Buga - ironizuje rozczarowany taką postawą Domański.
Pogromcy Bazgrołów jednak nie zamierzają składać broni. Przeciwnie: będą teraz ponawiać pisma do różnych osób i instytucji, dodatkowo w formie listów otwartych, które trafią też do mediów. Ponownie wystosują więc np. apel do władz państwowych, by uznać malowanie napisów na murach za przestępstwo, a nie wykroczenie i podnieść wysokość kary finansowej z 500 zł do 10 tysięcy. List powędruje również do krakowskiej kurii, z prośbą o głoszenie kazań mówiących, że pisanie po murach to grzech.
Rewanż
Ponadto prowadzone będą rozmowy z przedstawicielami krakowskich klubów sportowych na temat udziału ich władz i zawodników w kampanii społecznej na rzecz ograniczenia mowy nienawiści w przestrzeni publicznej. Według Pogromców Bazgrołów, skoro kluby dostają od miasta dotacje, powinny to zrobić w ramach rewanżu.
Jest też postulat stworzenia w strukturze krakowskiej policji zespołu, złożonego z 3-4 funkcjonariuszy, który zajmie się wyłącznie sprawą pseudograffiti.
Kraków wydaje ok. 3 mln zł rocznie na usuwanie i zamalowywanie napisów na swoich budynkach. Zdaniem Waldemara Domańskiego można szacować, że prywatni właściciele budynków ponoszą podobne koszty, pozbywając się bazgrołów ze swoich ścian.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Śmierć Pawła Adamowicza jednoczy kraj, Polacy mówią "Stop Przemocy!"