Z ustaleń prokuratury wynika, że w 2007 r. do sądowego magazynu trafiły dowody rzeczowe w sprawie oskarżonych o produkcję tzw. polskiej heroiny. To były m.in. cztery butelki zawierające płynny narkotyk. Miały etykiety po alkoholu i oznaczenia sądowej sprawy karnej. Sąd po wyroku zdecydował o ich zniszczeniu.
Grażyna L., pracownica odpowiedzialna za dowody rzeczowe w sądzie sporządziła protokół ich zniszczenia. Ale to było fikcją. Kobieta butelki po alkoholu po prostu wrzuciła do worka na śmieci, a sprzątaczka zabrała go na śmietnik wewnątrz parkingu sądu. Jedną z butelek zaniosła ochroniarzom, którzy już spożywali swój alkohol.
- Macie, wypijcie - rzuciła i podała im butelkę po koniaku. Na "nowy trunek" skusił się ochroniarz Stanisław Z. Zabrał butelkę do domu, tam wypił część zawartości. Następnego dnia trafił do szpitala. Zmarł w sierpniu 2010 r.
Po ujawnieniu sprawy w sądzie zmienił się przewodniczący III wydziału karnego, w którym doszło do nieprawidłowości. Przeniesiono też kierowniczkę sekretariatu, a Grażynę L. dyscyplinarnie zwolniono z pracy. Kobieta w sądzie pracy walczyła o możliwość powrotu do zawodu. Przesłuchana twierdziła, że nie przeszła żadnych szkoleń w zakresie postępowania z substancjami niebezpiecznymi dla życia, ani sporządzania protokołu zniszczenia rzeczy. Wzorowała się w tym względzie na poprzednikach i ogólnie przyjętej praktyce. Swoją sprawę przegrała, teraz czeka na kasację w Sądzie Najwyższym.
Inna konsekwencją śmierci ochroniarza jest pozew cywilny jego żony, która domaga się od Skarbu Państwa, Prezesa Sądu okręgowego w Krakowie pieniędzy za pogorszenie sytuacji życiowej i finansowej po śmierci męża. Pozwała też firmę sprzątającą, której pracownikiem była sprzątaczka Barbara G. Jako świadek będzie musiała powiedzieć, czy takie postępowanie z dowodami w sądzie było normą, czy jednostkowym przypadkiem.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+