Miasto i salony
Jak przyznaje Jerzy Woźniakiewicz, radny PO i przewodniczący Komisji Praworządności, coraz więcej osób przychodzi do niego na dyżury i skarży się na salony z automatami.
- Takie salony znajdują się w pobliżu szkół, kuszą młodzież i są nielegalne - nie kryje Woźniakiewicz. Problem jest poważny, bo w Krakowie koncesje na działalność mają tylko 44 salony. Izba Celna obliczyła tymczasem, że w mieście jest co najmniej 101 punktów z automatami, o których wiadomo, że działają nielegalnie. Co więcej, okazuje się, że z tych 101 punktów 23 działają w lokalach należących do miasta. Właśnie z tego powodu Komisja Praworządności zdecydowała się wysłać pismo do prezydenta miasta, by jak najszybciej rozwiązał umowy z najemcami.
- Staramy się walczyć z tym problemem. Dlatego nie powinno być tak, że miasto wynajmuje budynki pod taką działalność - wyjaśnia Jerzy Woźniakiewicz.
Jak na takie doniesienia reagują urzędnicy miejscy? Nasze pytanie wczoraj ich zaskoczyło. - Zbadamy sprawę, sprawdzimy dokumenty i umowy. Wtedy będę mógł powiedzieć, jakie kroki podejmiemy - wyjaśnia Filip Szatanik, wicedyrektor Wydziału Informacji, Promocji i Turystyki Urzędu Miasta.
Jaskinie hazardu
Zajrzeliśmy do jednego z salonów gier. Mieści się w kamienicy przy ulicy Dietla. Szyby przyciemnione. Z zewnątrz nie widać, co się dzieje w środku. Po otwarciu drzwi w oczy rzuca się czerwień. Całe pomieszczenie jest w tym kolorze. Przyciemnione światło stwarza aurę intymności. W środku trzy automaty. Przy jednym z nich siedzi barczysty mężczyzna w bluzie z kapturem. Pracownica obsługi z uśmiechem zachęca do gry.
Wrzucamy 2 zł, ale bez powodzenia. Potem pytamy, czy lokal ma koncesję na automaty do gier. - Jaka koncesja? Kim pan w ogóle jest! Proszę stąd natychmiast wyjść - pani z obsługi już nie jest sympatyczna. Wychodzimy.
Blisko szkół
Z ustaleń celników wynika, że nielegalne salony gier najczęściej lokalizowane są w okolicach miejsc, którędy przechodzi wiele osób. Również szkół. Tak jest np. przy ul. Mackiewicza, gdzie w pobliżu dużej podstawówki znajdują się aż dwa takie punkty.
- A potem się okazuje, że w szpony hazardu coraz częściej wpadają młodzi - przyznaje Teodozja Maliszewska, radna miejska z Prądnika Białego i wieloletnia pedagog. - Znam historie rodzin, których dzieci przegrywają całe kieszonkowe. To gorsze niż alkoholizm - przestrzega Maliszewska.
Prawo jest złe
W Krakowie ostatnia koncesja dla salonu gier przestanie obowiązywać w połowie 2015 r. Po tym terminie punkt musi zostać zamknięty. Oczywiście o ile jest legalny. Pracownicy Izby Celnej, którzy usiłują walczyć z nielegalnym hazardem, nie kryją, że regulacje prawne są na tyle nieprecyzyjne, że ułatwiają życie właścicielom takich salonów.
- Prowadzących takie lokale nie można nazywać przedsiębiorcami, lecz przestępcami - mówił ostro Dariusz Pyżyk, wicedyrektor Izby Celnej w Krakowie, na wczorajszym posiedzeniu Komisji Praworządności Rady Miasta.
- Kiedy przychodzimy na kontrolę, musimy zagrać na automacie, by sprawdzić, czy maszyna jest losowa czy zręcznościowa. Tylko ta pierwsza jest nielegalna - mówi Dariusz Pyżyk, wicedyrektor Izby Celnej w Krakowie. Zdarza się, że właściciel salonu, by utrudnić kontrolę powoduje "awarię" prądu w lokalu. Nie można wtedy uruchomić maszyny, a bez tego celnicy nie są w stanie udowodnić komuś, że łamie prawo.
Jeżeli kontrolę mimo wszystko uda się przeprowadzić, właściciele lokali nie składają broni. - Wynajmują najlepszych prawników i toczą sądowe batalie. A gra jest warta każdej ceny. Automat w dobrej lokalizacji w centrum miasta jest w stanie "zarobić" dla właściciela 30 tysięcy złotych dziennie - twierdzi Dariusz Pyżyk.
Mimo to Izba Celna tylko od początku 2013 r. w Krakowie zarekwirowała 301 maszyn do gry.
Nie oznacza to jednak, że właściciele lokalu zostali ukarani przez sąd. Aby tak się stało, trzeba udowodnić, że właściciel wiedział, że w jego salonie znajduje się nielegalna maszyna.
- To jest trudne. Ponad 70 procent spraw w sądzie kończy się uniewinnieniem - mówi Pyżyk. Skazani dostają tylko niewielkie grzywny. Średnio to 2,7 tys. zł. To mało, bo z jednego automatu w dobrej lokalizacji jego właściciel może zarobić nawet 30 tys. zł dziennie.
To pralnia pieniędzy
W branżę hazardową inwestują też gangi kiboli, które na co dzień handlują narkotykami. Otwierają salony gier, by gotówkę ze sprzedaży kokainy i marihuany wrzucać do automatów i... przegrywać. Potem, jako właściciele salonu, wyciągają je z maszyn. Pieniądze są w taki sposób "wyprane".
Również uprawiający taki proceder najczęściej pozostają bezkarni. Dlaczego?- Bo bardzo trudno go udowodnić - kwituje podinsp. Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji.
Co wiesz o Krakowie? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!