https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Przez błędy urzędników, problemy finansowe dewelopera i zmiany wyroków stracili oszczędności całego życia

Bartosz Dybała
Od 17 lat czekają na mieszkania, na które przeznaczyli wszystkie pieniądze. Czy ktoś im w końcu pomoże?

Błędy krakowskich urzędników, zmiany wyroków oraz kłopoty finansowe dewelopera. Tak w skrócie można opisać sytuację osób, które miały zamieszkać przy ulicy Oboźnej. Jednak ten telegraficzny skrót nie oddaje dramatu, jaki spotkał poszkodowanych, i który spędza im sen z powiek od kilkunastu lat. Dramatu, który doprowadził do sytuacji, w której nie mają ani mieszkań, ani pieniędzy, które w nie zainwestowali.

Bez dostępu do drogi

Stefania i Jacek razem ze swoją córką Emilią (nazwisko do wiadomości redakcji) kupili u dewelopera mieszkanie, które miało powstać w czteropiętrowym bloku przy ulicy Oboźnej.

Odpowiedzialna za budowę była spółka „Retro”. Gdy zaczęła starać się o warunki zabudowy, nie była właścicielem działki, na której miał powstać budynek. Nie było też do niej drogi dojazdowej. Prezydent Krakowa wydał decyzję o warunkach zabudowy, i jak twierdzą poszkodowani, nie zawiadomił o tym stron postępowania, czyli m.in. sąsiadów planowanej inwestycji.

To istotny fakt, ponieważ właśnie przez ich działkę, której byli właścicielami, mieli dojeżdżać do swoich mieszkań przyszli mieszkańcy planowanej inwestycji. Lub patrząc z innej perspektywy: działka, na której miało budować „RETRO”, nie miała dostępu do drogi publicznej, a na dodatek, jak dodają poszkodowani, nie było możliwości podłączenia do budynku mediów .

Walka przed sądem

Sprawa posuwała się jednak do przodu i mimo wszystko spółka otrzymała w 2001 roku pozwolenie na budowę od prezydenta Krakowa. Od tej decyzji do wojewody odwołali się sąsiedzi planowanej inwestycji. Jednak ich działanie okazało się nieskuteczne. Wojewoda małopolski podtrzymał pozwolenie na budowę, wydane przez prezydenta. Stwierdził, że decyzja jest ostateczna.

Rodzice Pani Emilii odczekali przeszło 3 tygodnie, aby pozwolenie na budowę się uprawomocniło i wpłacili pierwszą ratę na budowę. Podobnie jak pozostałych inwestorów, nikt ich nie poinformował, że protestujący sąsiedzi nie zamierzają się poddać i zaskarżyli decyzję wojewody do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Wszyscy poszkodowani, nie mając o tym pojęcia, zgodnie z umową, wpłacali co miesiąc kolejne transze. Gdyby wiedzieli o skardze do NSA, który ostatecznie uchylił decyzję zarówno prezydenta, jak i wojewody, nawet przez głowę by im nie przeszło, aby inwestować oszczędności swojego życia w coś, co może nie powstać.

W momencie, gdy pozwolenie zostało cofnięte, a budowę wstrzymano, część poszkodowanych miała już wpłaconą wartość całego mieszkania, a łączna kwota ich inwestycji przekroczyła 800 tys. zł.

- Przed podpisaniem umowy z deweloperem skonsultowaliśmy jej treść z prawnikiem. Umowa była bez zastrzeżeń, pozwolenie na budowę też. Nie możemy powiedzieć, że czegoś nie dopatrzyliśmy - mówi Stefania. Gdy decyzje prezydenta i wojewody zostały uchylone, inwestorzy postanowili zerwać umowy ze spółką, żądając jednocześnie zwrotu pieniędzy. Okazało się jednak, że „Retro” zainwestowało je już w budowę bloku i nie ma z czego ich zwrócić.

Stracili oszczędności

Poza państwem Stefanią i Jackiem poszkodowanych jest jeszcze kilka rodzin. Zjednoczyli siły, znaleźli adwokata i część z nich, reprezentując interes wszystkich poszkodowanych, wkroczyła na drogę sądową w celu odzyskania utraconych pieniędzy.

W pierwszej instancji zasądzono na ich rzecz odszkodowanie, które mieli zapłacić solidarnie wojewoda, prezydent i spółka. Wszystko wskazywało na to, że poszkodowani dostaną pieniądze. Jednak i wojewoda, i prezydent wnieśli apelację. I przed sądem drugiej instancji zapadł wyrok dla poszkodowanych niekorzystny!

Stwierdzono w nim m.in., że straty, które ponieśli, nie mają adekwatnego związku przyczynowego „z wydanymi w przedmiotowej sprawie decyzjami administracyjnymi”. W skrócie oznaczało to, że wina leży po stronie spółki „RETRO” i to do niej powinni zgłosić się poszkodowani ze swoimi roszczeniami. Jednak, jak można się domyślić, odzyskanie pieniędzy od spółki było już niemożliwe.

- Straciliśmy oszczędności całego życia na skutek wielu rażących zaniedbań i szeregu nierzetelnych decyzji urzędników, a dziś obserwujemy, jak inny deweloper kończy budować „nasz” budynek i „nasze” mieszkania są wystawione ponownie na sprzedaż - mówi pani Stefania.

Jak się bowiem okazuje, spółka „RETRO” sprzedała teren, na którym budowała. Nowy deweloper dostał pozwolenie na budowę i ją dokończył. - Dziś po kilkunastoletniej batalii sądowej i wykorzystaniu wszystkich prawnych dróg, nikt nie poniósł odpowiedzialności za zaistniałą sytuację - dodaje mąż pani Stefanii.

O swoje walczyli również inni poszkodowani, w tym m.in. Jan i Józefa Mazur. Zainwestowali ponad 138 tys. zł. - Na każdym etapie tej sprawy zostaliśmy skrzywdzeni - nie ukrywają swojego rozczarowania.

Wszyscy chcą pomóc

Fatalną sytuacją poszkodowanych zainteresowała się też telewizja. - Moim zdaniem największy ciężar odpowiedzialności ciąży na urzędnikach kolejnych szczebli, którzy wydali wadliwe prawnie decyzje o pozwoleniu na budowę - mówi Jan Kasia, autor reportażu dla „Interwencji” Polsatu.

Co zmieniło się od wydania poprzedniej decyzji o pozwoleniu na budowę? Czy został rozwiązany problem z dojazdem do budynku? Czy urzędnicy prezydenta Krakowa czują się odpowiedzialni za krzywdę, jaka dotknęła niedoszłych lokatorów? M.in. takie pytania wysłaliśmy do biura prasowego krakowskiego magistratu już w poniedziałek. Niestety do zamknięcia tego wydania „Dziennika Polskiego” nie byli w stanie nam na nie odpowiedzieć.

Czy poszkodowani mogą liczyć jeszcze na pomoc? Trudno powiedzieć. Część z nich przewiduje złożenie skargi nadzwyczajnej, którą wprowadziła ustawa o Sądzie Najwyższym. - Dla mnie, w całej sprawie, najdziwniejsze jest to, że budowę jednak można było ukończyć i że w tak prosty sposób można było pozbawić marzeń i dużych pieniędzy sporą grupę niewinnych ludzi - dodaje Jan Kasia.

Mieszkańcy zainteresowali sprawą m.in. posłankę Prawa i Sprawiedliwości Małgorzatę Wassermann.

ZOBACZ KONIECZNIE:

WIDEO: Poważny program

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Komentarze 70

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

a
anonim
mogę tylko tyle powiedzie: zawinili urzędnicy i jeden wredny sąsiad, który postanowił ze nie odda drogi i walczył ile się da i doprowadził właśnie do tej sytuacji. Na szczęście później ludzie mieli go dość i dogadali się z sąsiadem. Także w dużej mierze to ten sąsiad powinien mieć ich na sumieniu i mam nadzieje ze będą mu się śnić po nocach ci biedni ludzie. a urzednicy krakowscy to inna para kaloszy i tam wszystkich powinni razem z prezydentem pożegnać. i oby nie zastąpiła go tępa Pani W. trzymam kciuki za Pana Gibałę.
J
Jan
Jak można im pomóc?
s
[email protected]
niektórzy wpłacali pieniądze deweloperowi, kiedy parter był już wybudowany, a ciągnęli budowę piętra
R
Reader
tylko o to, żeby sprawować nad tymi umowami jakąkolwiek kontrolę. A tutaj totalna samowola. Nikt tego nie sprawdza, nikt po nikim nie poprawia? Przecież ludzie nie są nieomylni, każdy ma prawo do błędu, tylko niech się do tego potrafi przyznać! i niech ktoś po nim to wyłapuje!
d
domator
Tak, niewyobrażalna jest ludzka głupota, która oczekuje aby urzędnik sprawdzał każdą jedną umowę.
Bo niby jakim prawem nowy developer miałby cokolwiek oddawać klientom starego? Jeżeli księga wieczysta była czysta, to nie ma żadnych zobowiązań wobec kogokolwiek.
Jak niby urzędnik miałby sprawdzać każdą umowę podpisywaną w Krakowie?
Choć można zapytać: jak to się stało, że nabywcy nie wpisali roszczenia do księgi wieczystej? To nie jest jakiś nowy wymysł - podpisuję umowę, wpłacam pieniądze, wpisuję roszczenie do KW.
No ale tak to jest, jak kupując czajnik spędza się pół dnia szukając o 5 złotych tańszego, ale jak się wydaje fortunę to w ciemno, za dziurę w ziemi i bez zabezpieczenia.
R
Reader
to przerażające, ale prawdziwe. Uczciwi ludzie, którzy po prostu chcieli sobie kupić mieszkanie a zostali na takim lodzie... I nie mają za sobą nikogo.
R
Reader
można jakoś pomóc tym osobom? można napisać pismo do Ziobry żeby się wstawił za mieszkańcami?
L
Luck
splajtował, nie dokończył inwestycji. Hajs faktycznie zabrał i psim obowiązkiem było go zwrócić tym ludziom, ale ja nie pojmuję jakim prawem jakiś inny deweloper budowę dokończył i zainkasował za to ogromny hajs a ci ludzie nadal nie dostali zwrotu zaliczki, którą wpłacili przed laty...
L
Luck
to nie do końca jest wina dewelopera. Moim zdaniem, za całą sprawę powinni beknąć urzędnicy, którzy wydali pozwolenie na budowę bloku, do którego nie ma drogi dojazdowej. TO CHOREEEE
U
Uck
ci ludzie zostali OSZUKANI a pani mówi, że się nie płaci za coś, czego nie ma. Nie tutaj należy szukać absurdu tej sytuacji !!!
L
Luck
nie pomógł tym ludziom również za czasów swojej prezydentury
L
Luck
a dwa, weźcie pod uwagę, że sprawa ciągnie się 17 lat i dalej nic z tego...
L
Luck
ludzie wtopili grube pieniądze, deweloper splajtował - współczuję mu, bo też go trochę wyruchali, kolejny deweloper bez najmniejszych problemów dostaje pozwolenie na budowę, nie ma kłopotów z droga dojazdową, wykańcza blok i kupę hajsu na tym zarabia. A ludzie nie dostają grosze
L
Luck
więc może jej się uda. Licze, że ma szczere chęci i faktycznie chce pomóc
L
Luck
draństwo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska