Do zdarzenia doszło w październiku ub. roku. Grzegorz W. to sprzedawca w restauracji Mc Donald. Odsypiał wieczorną zmianę, gdy obudziły go odgłosy krzyki sąsiada. Marek D. przyszedł z awanturą, by rodzina W. sama sobie przygotowywała i kleili papierosy. Oddał jej reklamówkę pełną tytoniu. Do tej pory chałupnicze zlecenie robiła matka Marka D. Gość nie chciał opuścić domu sąsiadów, odnosił się wulgarnie do Grzegorza W., który w końcu sięgnął po nóż i zadał nim trzy ciosy. - Broniłem się, bo Marek D. mnie opluł, wykonał zamach, by mnie uderzyć - tłumaczył oskarżony.
Pokrzywdzony Marek D. nie pamięta zdarzenia tak był pijany. Spożywał alkohol od dwóch tygodni po wyjściu z zakładu karnego w Wadowicach. Do rodziny W. miał wcześniej pretensje, że to oni zawiadomiła policję, gdzie się ukrywa przed odbyciem kary. Potem się okazało, że to jednak jego matka wezwała stróżów prawa.
Gdy w trakcie incydentu z Grzegorzem W. został ranny nawet tego nie zauważył, ocknął się dopiero pięć dni później w szpitalu.
- Matka opowiedziała mi, jak wyglądał przebieg wypadków tego dnia. Opisała, w jaki sposób zainicjowałem całą awanturę, wcześniej kupiła mi trzy piwa. Nic więcej nie pamiętam - nie krył.
Otrzymał trzy ciosy w klatkę piersiową i brzuch. Miał uszkodzoną wątrobę i żołądek. Ledwie przeżył.
Ojciec oskarżonego Wiesław W. winą za zajście obarcza sąsiada: pojawił się, krzyczał, by syn wyszedł. Podczas kłótni uderzył mojego Grześka w plecy, gdy ten chciał wracać do domu i zaczęli się bić pięściami. Potem widział, że syn Grzegorz W. wszedł zakrwawionym ostrzem i je wycierał.
- Pchnąłem go nożem, bo ciągle tu przychodzi, robi grandę pójdę siedzieć – rzucił wówczas Grzegorz W. Teraz grozi mu dożywocie.
Co Ty wiesz o Krakowie? (odc. 44)
ZOBACZ KONIECZNIE: